Skocz do zawartości
Nerwica.com

juz3

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia juz3

  1. juz3

    Terapeuta

    W wyniku akcji sabotazowej wobec forumowej osobowości dostałem 2 bany. To ok, bo w sumie tak miało być. Jednak cos sie wydarzyło i jakoś nie ma gdzie tego napisać. Czwartek to dzień moich spotkań i dzisiaj coś mnie zupełnie rozbiło. Znowu zeszło na tematy jej zachowań, czy reakcji... lub moich wyolbrzymionych interpretacji. Nie bede sie zagłębiał i strzeszcał rozmowy, ale w pewnym momencie ona zaczeła mówić o sobie i naszej terapeutycznej relacji. Dość nieustepliwie drążyłem temat i ona zaczeła mnie zapewniać że jest po mojej stronie, że nie mam w niej wroga... pytała o moje sądy uczucia.... czy podejrzewam że mnie lekceważy itd. itp. i w pewnym momencie zapytała tak prosto z mostu " co ja takiego zrobiłam?" . Powiedziała to pełnym emocji głosem, chyba z jej strony niezamierzonych. Chodzi o te emocje i sposób w jaki to powiedziała... taki bardzo szczery, zraniony i zaniepokojony, jakby z troską o naszą relacje(???). Jakbym dawał jej do zrozumienia, że coś mi sie w niej nie podoba a ona jakby chciała to naprawić , tylko że nie wie chyba o co chodzi. Ja też nie wiem, ale sposób w jaki to powiedziała zupelnie mnie rozbił. Chodzi jednak o to, że sposób w jaki to powiedziała przywołuje mi na myśl sposób porozumiewania sie pary, bedącej w związku. Tak jakby była kobietą, którą jej mężczyzna o coś oskarża, a ona jakby widząc moja determonacje i nieprzejednanośc zaczynała wierzyć że coś zrobiła. Nie wie co, ale jakby widzi że mi coś jednak na powaznie nie pasuje i ona na tej podstawie zaczyna sie czuc winna.???? Tylko taki przykład przychodzi mi na myśl Czuje sie z tym strasznie. Mam wyrzuty sumienia jakich nie miałem od 15 lat. Chodzi mi o takie prawdziwe, które czuje w sobie a nie takie psychopatologiczne/ na wyrost i racjonalnie bez sensu. Zawsze uważałem, że ona jest tylko terapeutką robiącą jakiąś techniczną operacje na mojej psychice. Uważałem że relacja z jej strony bedzie jakby bezosobowa i bez emocjonalna. A ona najwyrazniej jakos mocno to przezywa, choć powód nie jest dla mnie jednoznaczny. Tak czy siak, mam kórewskie poczucie winy bo chyba za bardzo sie z nią nie liczyłem trzymając dystans i jej nie ufając. Czy terapeuta może sie zangażować w terapie? Czy nie powinien byc zimny emocjonalnie? Nie powinien byc neutralny? Ani sympatia, ani antypatia? Czy to możliwe, że ona rzeczywiscie mnie lubi, lub może coś wiecej? Nie chodzi mi o miłość, ale o pewnego rodzaju zafascynowanie i inne emocje? Mam wrażenie że jest często onieśmielona i uwazna. Czesto podkreśla, że jestem bardzo sprawny intelektualnie i jakby bała sie konfrontacji, oczywiscie chodzi o patologiczną sprawność. Czy to może byc przyczyna fascynacji? Ona mowi, że zupelnie marnuje potencjał i że jest on w obecnej formie moim przeklenstwem. Troche to dziwne jesli jest sie burakiem a na maturalnym miało sie same miary. Jednak fakt jest taki, że intelektualnie staram sie własne emocje zamknąć w uniwersalne idee. Zchodze własnym rozumem w najwieksze odmęty własnej duszy z nadzieją obezwladnienia tego co sie tam znajduje. Pomysły jakie mi do głowy przychodzą są dla mnie przerażająco złożone. Mózg mi sie zacina jak komputer mający wykonac zbyt wiele operacji. Ale co jesli tu chodzi o mnie mnie, a nie o mnie tego co sie pokazuje. Może nie chodzi tylko o tego co eksponuje swoją głowe, bo musi ukryc serce. Może ona rzeczywiscie jest zaangażowana w pomoc mnie. Mnie jako jednostce, a nie przypadkowi klinicznemu. Troche mnie to szokuje, ale to jedyne wyjasnienie. Może ona mnie lubi i chce rzebym sie emojonalnie otworzył
×