Skocz do zawartości
Nerwica.com

ziomus

Użytkownik
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia ziomus

  1. Witam, lecze się od dłuższego czasu mam zdjagnozowane zaburzenia osobowości neurotyczne i zaburzenia lękowe. Jest lepiej o niebo niż 2 lata temu kiedy byłem w szpitalu, ale wciąż nie jest idealnie. Mam problem z nastrojem. Raz potrafie być smutny, zniechęcony, mieć czarne myśli. Innym razem jestem pobudzony do tego stopnia, że cięzko mi się skupić np. na nauce. Wtedy chodzę po domu, pije dużo coli, palę. Nie potrafie skupić się na jednej rzeczy. Chciałbym sobie usiąść i spokojnie coś porobić, a nie co chwile sprawdzam facebooka, zmieniam co chwile piosenke, ide coś zjeść, potem zapalić. Często wtedy musze rozmawiać, mam dużo pomysłów i myśli. Nie jest to stan raczej przyjemny, czuję się bardziej rozdrażniony. Często musze mieć coś od razu, a jak tego nie mam to sie wkurzam. Potrafi się to zmieniać bardzo szybko w ciągu jednego dnia, kilku godzin. Bardzo mnie to męczy, wizyte u pani psycholog mam 1go kwietnia a u psychiaty 7go. Co o tym sądzicie?
  2. Witam. Mam od niedawna problem, gdyz od miesiaca jestem z dziewczyna i mam problemy z erekcja. Wzwod jest ale nie wystarczajacy. Dodam ze od 9 lat regularnie sie masturbowalem i czytalem gdzies ze to moze tez miec swoje przyczyny. Od pol roku jstem na lekach antydepresyjnych(escitalopram) i na wysoki puls(propranolol). Zauwazylem juz ze jak nie biore propranololu to jest lepiej. Czy leki antydepresyjne wplywaja na libido/erekcje? Do kogo powinienem zglosic sie po pomoc? Seksuolog czy urolog?
  3. ziomus

    Prawda

    Witam po kilku miesiacach zagubienia. Pisalem o sobie w marcu. Dodam, ze z tchorzostwa wtedy rzucilem psychiatre, gdyz nie mialem odwagi byc z nim dosyc szczery. To co pisalem to tak naprawde polowa prawdy, pokazalem swoje aktualne mysli, bez ukrytego strachu ktory jest ogromny. W gimnazjum tak jak pisalem byla katorga, ale nei dodalem jednego waznego faktu, ze z tchorzostwa zamiast sie zamknac w sobie, czy szukac pomocy udawalem twardego. Na sile chcialem dolaczyc do grupy gdzie bylem ponizany i wysmiewany. Potem dolaczylem do druzyny pilkarskiej gdzie ta jedna osoba dawala mi poczuc brak przynaleznosci do grupy. Co nie zmienia faktu ze poznalem tam paru ciekawych ludzi. Ogolnie poznalem wielu ciekawych ludzi. Jednak caly czas dreczyly mnie mysli z przesladowania, nie wiem traktuje siebie jako niegodny tych osob, gorszy. Ale to nie jest najgorsze, najgorsze jest ze tak bardzo liczylem sie z jego opinia z opinia innych. Przz srodowisko w jakim sie znalazlem - ja wrazliwy czlowiek, ktory sie wszystkiego boi, dalem sobie wmowic ze liczy sie tylko sila. Uczucia sa nie wazne, mozna ponizac innych, jak nie jestes silny - jestes nikim. A teraz widze ze odwaga to bycie soba. Pytanie tylko czemu jestem taki slaby? Czemu tak bardzo boje sie tego ze oberwe i jestem/bylem w stanie poswiecic swoja godnosc tylko dla pseudobycia. Moje poczucie beznadziejnosci bylo tak duze ze rzutowalo na rodzine, brata ktory tez siedzi od 2 lat w domu, tzn czuje choc bardzo nie chce ze moja rodzina tez jest nic nie warta, bo taka rozbita, slaba. Nie chcialem byc zly, a zly stalem sie myslami, stracilem to najwazniejsze-wlasny szacunek do siebie, swoich pogladow, honoru (a moze nigdy tego nei mialem?). Udawalem twardego podczas gdy mialem miekko w nogach. Tak bardzo siebie za to nienawidze. Moj stan zaczal sie pogarszac, strasznie. Roznie raz ogromny smutek i zal do tego czlowieka/ludzi co tak mnie nastawili. Potem przeszlo to w zal do rodzicow. Oczywiscie sam sie z tym bilem i tak bardzo odrzucalem te mysli. Coraz gorzej bylo ze snem, ale byl i pozwalal mi sie wyciszyc. Teraz poszedlem do psychiatry, bylem w miare dobrym nastroju wiec nie opisalem tego w ten sposob. Zdjagnozowal depresje i powiedzial ze nie potrafie rozmawiac o problemach. Dostalem depralin, zomiren i nasen(mam zamiennik onirex). Od tego czasu wszystko sie zmienilo, bo ten lek przeciwlekowy chyba mnie otworzyl przed samym soba. Lek nasenny nie dziala, dzisiaj jednemu znajomemu dokladnie powiedzialem o wszystkim. Teraz widze jaki bylem glupi, bawilem sie depresja nastrojem, zamiast probowac sie zmierzyc ze soba. Nie moge spac, spie po 2h, dzisiaj mam tak tragiczny nastroj jak nigdy. Pierwszy raz calkowicie zwatpilem, czuje sie bardzo winny, boje sie jednak odchdozic bo tego moja mama nie przetrwa juz. I boje sie smierci, boje sie potem moze reakcji Boga, ktory nie wiem czy istnieje. A czy jestem religijny? To tez odrzucilem. Rozmawialem tez z jednym, z kolega z ktormy mam najlepsze relacje z tej druzyny pilkarskiej i grupy. Troche mi ulzylo, ale to wciaz nie rozwiazuje problemow. Pierwszy raz sie tak w zyciu otworzylem, dzisiaj mam rozmawiac z kolejnym znajomym. Ale ja wciaz sie boje zycia, wszystko mnei to przeraza. I bede musial tez wypowiedziec temu co mnie tak meczyl i wyssal ze mnie energie. Musze sie zminiec, ale zeby to osiagnac musze zmienic moj tok myslowy. Nie wiem, tak bardzo wszystko mnie przeraza. Prawie w oogle nie jem i nie spie. Leki nie zalatwia same sprawy, ale mama jest zadowolona ze sie lecze. Nie moge teraz chyba odpuscic i musze w to wejsc. Ale boje sie cholernie ze sie nie uda. Jezeli dotychczas nie potrafilem walczyc, o siebie, o wartosci to czy bede potrafil zawalczyc z depresja?? Jezeli to w ogole depresja.
  4. A ja od 2dni nie moge zanac mimi tabketek. bylem u psychiatry dal leki. Teraz sie odzywaja u mnie silne emocje z pzreszlosci, upokorzenia, to co boli i jak tu spac. I do tego ta sprawa nie zostala rowiazana. Bede sie musial zebrac na odwage i powieidzec tym co mnie skrzwdzili ze nie chce ich znac, bo na razie to wszystjo dusze w sobie Mozna wzisc wieksza dawke jak nei zasne?
  5. Witam wszystkich. Nie moge napisac o problemie poniewaz problemem jest moje życie, a może raczej to jak zyje. Ale od początku. Mam 20 lat, studiuje. Wychowywalem się z rodzicami i rodzenstwem (wciąż mieszkam z nimi). Odkad siegam pamiecia to zawsze czulem niepokoj, lek. Moi rodzice zawsze ze soba walczyli. Do czasow podstawowki byłem można powiedziec mamisynkiem. Jak byłem maly to wszytkiego się balem – bycia samemu, ciemnosci itd. Ojciec był zawsze rygorystyczny i szorstki, w sumie to nie okazywal zadnych pozytywnych uczuc. Caly czas na nas krzyczal, nawet za drobnostki, o zgaszenie swiatla, o nieumyta lyzeczke, o totalne pierdoly. A sam robil dokladnie te same rzeczy. Gdy nie mialem racji to obrywalem pasem, a czasem i po mordzie z liscia. Często po tym plakalem i zaciskalem zeby, nienawidzilem go. Moja mama jest/byla tez ulegla i mimo ze nas bronila to pozwalala na to wszystko i sama cierpiala. On musial mieć zawsze racji i nic i nikt go nie obchodzil do okola. Czulem się raczej jak jakiś niewolnik niż czlonek rodziny. Jednak na zewnatrz była gierka i sprawialismy wrazenie w sumie normalnej rodziny. Moge stwierdzic, ze rodzice we mnie raczej nie wierzyli i raczej mnie dolowali. Jeśli chodzi o relacje z ludzmi to z tego co wyczuwam byłem (jestem?) osoba która dziala na nerwy innym. Zawsze chcialem zyc z ludzmi, jednak nie umialem się bronic przed ich slownymi (fizycznymi zreszta tez) atakami. W takich momentach się we mnie gotowalo, jednak zawsze to ja byłem tym przegranym. Mysle tez ze często zbyt impulsywnie reagowalem na wszystko. W sumie to sam nie wiem. W gimnazjum była katorga, szkola przetrwania. Wysmiewanie ponizanie, co spowodalo u mnie takie schizy ze szkoda gadac. Calkowicie nie ufam ludziom, jestem zamkniety w sobie, ale emocjonalnie. Nie jestem typem samotnika, zyje w towarzystwie, ale nie odnajduje się w nim. Nigdy nie potrafilem mieć wlasnego zdania. Z perspektywy czasu widze ze moje mysli i przekonania były kierowane myslami innych ludzi. Gdzies zagubilem pewnosc siebie i wlasne ja, a może nigdy go nie mialem? Jedno co wiem to mialem zawsze schizy. np. dawno bo w podstawowce mialem taki okres, ze musialem myslec oddychaniu, a innym razem oczy mi same otwieraly jak chcialem spac. Katorga, zwłaszcza w nocy. Sprawdzanie co chwile tetna, czy mi serce nie stanelo, czy strzelanie stawami. (teraz praktycznie umiem strzelic kazdym stawem). Albo np. nie moglem trzymac konczn w linii prostej w kierunku obrazkow religijnych bo wyobrazalem sobie ze te moje rece, nogi to bron, więc trzymajac je w linii prostej celuje w Boga... Caly czas musialem kontrolowac jak siedze, leze itd. Obsesyjne mysli tez zaczely się w podstawowce, dotyczyly tez Boga. Jakos uslyszalem o kregach w zbozu i przerazilem się ze to kosmici stworzyli nas, albo oni stworzyli religie. Intensywne myslenie przez kilka miesiecy o tym. W sumie teraz to nie wiem czy wierze w Boga. Nie wiele rzeczy wiem. No i najgorsze jest to ze pojawila się niepewnosc co do mojej orientacji. Zawsze podobaly mi się dziewczyny i to one mnie podniecaja. Jednak kiedys podczas gry w pilke podczas wybierania skladow powiedzialem ze go nie oddam (bo zawsze dobrze mi się z nim gralo, dobrze rozumielismy się na boisku – to mialem na mysli) i troche smiechu się pojawilo i buczenia. To mnie zmieszalo i od tego czasu pojawila się moja niepewnosc. W sumie to slowo najlepiej mnie okresla, razem ze strachem i zagubieniem. Nawet jak jestem czegoś pewien to nie jestem. Rozpisalem się troche, ale moglbym tu napisac ze kilka stron a i tak nie wyrazilbym siebie. Taki ogolny obraz chcialem zaprezentowac sytuacji. Niedawno byłem u psychiatry. W pazdzierniku moja granica wytrzymalosci chyba zaczela pekac, bo pojawila się bezennosc, ucisk w klatce piersiowej, nasilenie emocji jak nigdy. Bralem coaxil i on mnie uspokoil, ale nie rozwiazal zadnych problemow. Teraz byłem u psychiatry, po ktotkiej i ogolnej rozmowie stwierdzil chorobe afektywna dwubiegunowa(brat tez ma to zdjagnozowane). Przepisal mi lamitrin i mozarin. Biore od kilku dni i znowu powrocily watpliwosci co do orientacji, gdyż gdy kolega cos tam gadal o gejach to poczulem się niepewnie i troche zaklopotany. Obawiam się w sumie ze oni uwazaja mnie za geja. Ale najlepsze jest to ze jeszcze kilka dni temu i caly czas od początku studiow mysle o jednej dziewczynie, która strasznie mi się podoba. Niby się znamy ale mam strasznie się stresuje przy niej, zaczynam być niepewny i czerwienie się. W sumie latwo jest mnie zawstydzic i robie się czerwony. Bardzo chcialbym być z nia, poznac ja lepiej, lecz balem się chyba, ze znowu mi nie wyjdzie i tak sam się blokuje. W tej chwili gdy to pisze to czuje się taki bez emocji, taka pustka, która często się pojawiala. Odeszly mysli samobojcze, które czesto się pojawialy (z tendencja wzrostowa) od liceum. Jestem jakos spokojny, nie widze zbytnio przyszlosci, ani sensu istenienia w tej chwili. Nie potrafie siebie okreslic, mam straszny metlik w glowie. Czytalem troche o borderline i to mi najbardziej pasuje z wszystkich zaburzen o jakich czytalem ale sam nie wiem.
×