Witam, jestem nowy na tym forum. Długo zwlekałem z napisaniem tu, ale teraz myślę, że mi to pomoże... że wy mi pomożecie.
Nie wiem za bardzo jak zacząć, ale chyba muszę od początku.
Mianowicie, jeszcze niedawno żyłem normalnie(?), z dnia na dzień. Powiem nieskromnie, że "wszystko" mi wychodziło, czerpałem z życia całymi garściami jak to mówią. Jakiś czas temu coś się zmieniło, stałem się wrażliwy na wszystko, każdą uwagę, niepowodzenie traktowałem jak koniec świata, traciłem wiarę w siebie. Mój punkt widzenia zmienił się diametralnie. Nie wiedziałem co począć ... dostałem w ręce książkę o psychologii, programowaniu neurolingwistycznym czyli słynne już dzieło Pana Murphy'ego "Potęgę Podświadomości". I to okazało się dla mnie zgubne, tak sądzę. Przeczytałem ją, pomogła, na chwile, lecz gdy to(czyli brak wiary w siebie) wracało brałem się za kolejne książki. Po którejś tam z rzędu postanowiłem zastosować rady z książek w 100%, zacząć wprowadzać się w pseudotransy, wmawiać sobie jaki to "jestem genialny, najlepszy etc." Myślałem, że gdy wprowadzę to w życie zadziała maksymalnie i pójdę na skróty, odzyskam "siebie" oraz rozwinę się pod każdym względem. Hmm... jakby to delikatnie ująć, stało się inaczej. Straciłem resztki wiary w siebie, gdy się za coś brałem, bałem się, że nie wyjdzie. Tak też się zdarzało. Niszczyłem to co już mam. Wierzyłem, że myśli mają znaczenie. Gdy coś robiłem, przez głowę przechodziły mi myśli: "Kur... a jeśli to nie wyjdzie" i zgodnie z wmówioną sobie zasadą tak się i działo. Po jakimś tam czasie wpadłem na pomysł, że może sam pomysł wmawiania sobie czegoś jest dobry, w sumie negatywne skutki takiego myślenia były widoczne, tylko fundamenty są złe. Starałem się być pewien samego siebie i tego co robię, ale skutków za bardzo nie widziałem. Bałem się myśleć, bo zgodnie z moim tokiem rozumowania to one były dla mnie zgubą i przyciągały to nad czym się zastanawiałem. Przestałem polegać na czynach, jakichkolwiek relacjach, ćwiczeniach, rozwijaniu się (bo przecież moje myśli wszystko załatwią) stałem się osobą chwiejną, niepewną siebie (bo przecież każdą myślą mogę zburzyć co mam), nieszczęśliwą. Po dłuższym czasie takiej katorgi powiedziałem: "Stop! Zaraz, zaraz. Z osoby pewnej siebie, zdolnej, silnej psychicznie, zmieniłem się w kłębek nerwów. Dziękuje bardzo, ale ta książka to stek bzdur. Muszę się za siebie wziąć. Chcę coś znaczyć, znów żyć". Owe słowa zaprowadziły mnie tutaj.
Po I zadam wam kilka pytań.
1. Czy to możliwe, że myśli mają znaczenie na to jak ktoś się zachowa czy na to jakie mamy umiejętności, pamięć et cetera? Zawsze żyłem w przeświadczeniu, że na to jaki jestem w danej dziedzinie to kwestia talentu i umiejętności, które rozwijam przez ćwiczenie. Nowa wiedza, otworzyła inne horyzonty, lepsze horyzonty, bo przecież wystarczy, że sobie wmówię "Jestem geniuszem" i będę. Jednak okazało się, że to zachwiało całym moim systemem wartości, ówczesnym rozumowaniem, zmieniło może życie na gorsze, więc pytam jakie wy macie poglądy. Czy myśli mają znaczenie?
2.Czy tym wmawianiem sobie niektórych sentencji mogłem coś zmienić? Polepszy, pogorszyć pamięć itd?
Przepraszam za te pytania, dla was mogą się wydać głupie, ale dla mnie to kwestia być albo nie być.
Po II
Macie może jakieś rady dla mnie?
Po III
Dziękuję z góry za wszelką pomoc...
-- 21 lut 2011, 18:04 --
Przepraszam, że ponaglam i piszę post pod postem ... ale proszę o pomoc, wszelką pomoc.