Skocz do zawartości
Nerwica.com

allende77

Użytkownik
  • Postów

    5
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez allende77

  1. Tak masz rację należy stosunkowo często myć ręce, ale czym innym jest częste mycie rąk, bo faktycznie są brudne, czy faktycznie możesz przenieść jakąś "zarazę" (bo np. miałeś kontakt z osobą chorą na grypę), ale czym innym jest obsesyjne mycie rąk po kilkadziesiąt (albo i więcej) razy dziennie, najczęściej co kilkanaście minut, tak aby Ci schodziła skóra z wysuszonych dłoni, uniemożliwiając Tobie "normalne" życie. Z resztą ZOK ten łączący się z lękiem przed bakteriami, zarazkami, chorobami powoduje także inne czynności, jak u mnie: dzielenie wszystko na "czyste" i "brudne", "dezynfekowanie" (czyli mycie) przedmiotów, ograniczenie kontaktów do minimum, niepewnością (nawet wobec własnych czynność - "czy aby na pewno niczego <> nie dotknąłem"), stałym lękiem i napięciem, itd. Więc nie pitol o tym, jakie to pożyteczne i fajne. ------------------- izaak17, wiesz dziadka Freuda wziąłem, bo pomimo ogłaszania co jakiś czas "jego śmierci" i "śmierci" psychoanalizy, która jednak na zachodzie trzyma się nieźle (inna sprawa, iż Polsce praktycznie nigdy się nie przyjęła), to jednak on nadał główne kierunki zainteresowań, badań i ułatwił zrozumienie naszej psyche ;-) Twierdzisz, że nie określa nas "struktura", a przynajmniej nie w odniesieniu do mycia rąk ? To czy np. uważasz, iż bez wpływu nie pozostaje to, że wymagając (i "tresując" nas w tym kierunku) od nas coraz większej produktywności i użyteczności, zmuszając do stałej obawy o zatrudnienie i kiedy za bycie chorym (bo wtedy jesteś mniej produktywny) jesteś niemal karany, nie ma to wpływu na nasze lęki i kondycje psychiczną ? Myślisz, że część ludzi nie zaczyna się bać panicznie o swoje zdrowie ? Naturalnie nie twierdzę, że jest tak zawsze i musi to być najważniejszy czynnik, ale nie jesteśmy autonomiczni, tak jak nie jesteśmy kowalami własnego losu (w każdej niemal dziedziny, od uwarunkowań socjoekonomicznych po psychiczne). Nie zawsze z resztą te obawy muszą być mniej lub bardziej uświadomione, czasem może to być zwykłe episteme (w znaczeniu Foucaulta, nie zaś starożytnych)
  2. izaak17, Ależ większość osób rozumie irracjonalność oraz często szkodliwość własnych natręctw, stąd też często szuka pomocy. Mówienie osobie z natręctwami, żeby sobie poradziła z problemem jest głupie, a może być nawet szkodliwe Gdyby to było takie łatwe, to by sobie poradziła Podobnie jak mówienie osobie chorej na depresję, aby "się wzięła w garść". Jest to wręcz szkodliwe. Owszem nikt fizycznie nas do tego nie zmusza, ale my sami się do tego zmuszamy, za pośrednictwem naszych lęków. Nie jesteśmy panami samych siebie, ani swego umysłu (w pełni). W dużej mierze jesteśmy tylko "produktami" (używając określenia Foucaulta) środowiska, dostosowywani, dyscyplinowani, "normalizowani". Mówiąc nieco po Freudowsku, jesteśmy także spętani własnymi popędami, nieświadomością (w której wyobrażenia tworzą lęki na poziome świadomości).
  3. To przykład z ostatniej rozmowy, wcześniej to się już zdarzało też... Jest na to jakiś "psychologiczny paragraf"? Krótka odpowiedź brzmi: tak. Samo w sobie oczywiście ono może nic nie znaczyć, być wynikiem zmęczenia, leków, problemów somatycznych etc. ale już Freud zalecał by takich rzeczy nie lekceważyć, bo a nóż widelec kryją się za tym jakieś głębsze sprawy, zwłaszcza kiedy towarzyszą im inne, drobne zmiany, itd. Osobiście także często popełniam przejęzyczania: może nie tyle co przejęzyczania, co często odwracam kolejność wyrazów (np. zamiast powiedzieć "mleko do kawy" mówię: "kawa do mleka") lub szyk zdania. O ile to pierwsze bywa zabawne i występuje głównie gdy mówię, natomiast drugi problem występuje głównie gdy piszę (a ogólnie piszę dużo) i niestety jest to nieco frustrujące.
  4. Zacznę od tego, że nie byłem jeszcze u lekarza, to też (co wydaje się oczywiste) nie poddałem się żadnej terapii. Jednak jestem już niemal na nią zdecydowany, albowiem dostrzegłem jakiś czas temu problem i szukam jego rozwiązania, a sam nie daje sobie z tym rady. Czytając post Kokojoko miałem wrażenie, że czytam opis swojej nerwicy (zakładając, że ją mam)… acz jedynie to pewnego momentu. Stale nieustannie myję dłonie (i coraz częściej także przedramię, aczkolwiek nie tak intensywnie jak dłonie i znacznie rzadziej) z lęku przed (mniej lub bardziej realnymi bakteriami, ryzykiem zachorowania, itd. chociaż czasem mam wrażenie, że to głównie już rytuał). Łączy się to także z intensywnym myciem włosów (codziennie, czasem dwa razy, rzadko więcej), uszu oraz w mniejszym stopniu reszty ciała (chociaż intensywniej niż u innych osób). Oprócz tego np. nigdy nie napiję się wody (lub innego napoju), którą napocząłem (pijąc z "gwinta") poprzedniego dnia. Po wizycie w toalecie nie położę się w łóżku (do momentu kąpieli), ani nie położę w łóżku niczego "brudnego". Oczywistym wydaje się moje dzielenie przestrzeni na to co jest "czyste" i na to co jest "brudne", czego unikam jak "diabeł święconej wody". Powoduje to naturalnie coraz większą frustrację oraz zarazem (przykładowo jak upadnie mi ołówek, to idę go umyć, gorzej jest z przedmiotami, których myć nie można - wtedy potrafię czekać i kilka dni, aby wszystko na nich "obumarło") trudności w "normalnym" funkcjonowaniu i zwyczajne tym zmęczenie. Nie mam zaś aż takich problemów z wyjściem na zewnątrz - jakoś jestem względnie funkcjonować poza czystym obszarem. Oczywiście unikam rzeczy "brudnych" (np. w sklepie nie wezmę do ręki rzeczy pierwszej z brzegu), acz nie ma to jeszcze formy paniki jak takiej rzeczy dotknę, czasem wręcz zachowuję się "normalnie" . Zakupy czy inne rzeczy które przynoszę do domu staram się rzecz jasna umyć, lub muszą odpowiedni czas, niedotykane, przeleżeć gdzieś z boku, albo też użyję ich tak, ale aby niczego "czystego" nie dotknąć, czy to w następstwie "brudnymi rękoma", czy też tą rzeczą, zaraz oczywiście lecę umyć ręce. Przed wyjściem kalkuję czy będę mieć np. wystarczająco siły by się umyć, od czego często uzależniam swą decyzję o wyjściu z domu (kiedy nie muszę, jak muszę jakoś jeszcze sobie daje radę). Tym nie mniej łatwiej jest mi z tym sobie poradzić, kiedy się zobowiąże z dłuższym wyprzedzeniem (np. dwa, trzy dnia przed), chociaż i tak potrafię zmienić decyzję. Jednak najbardziej zabawne jest to, że przy tym nieco popalam sobie papierosy. Pomimo lęku przed konsekwencjami tego, jakoś uzależnienie potrafi wygrać z moimi lękami i zapalę sobie (acz palę stosunkowo rzadko i mało, kiedyś paliłem bardzo dużo). I także jak Kokojoko zadam pytanie do osób mających podobne tendencje: jak daliście sobie radę, jak z tym walczyć ?
  5. Witam serdecznie ! Kieruję do was pytanie z prośbą o poradzenie mi jakiegoś dobrego psychiatry na "pierwszy raz" specjalizującego się w ZOK ?
×