Skocz do zawartości
Nerwica.com

rabbit_heart_girl

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez rabbit_heart_girl

  1. Red92, mam podobnie, kiedy chcę wyrazić jakieś emocje, zazwyczaj przygotowuję sobie 'mowę', z której potem albo nie wychodzi nic, albo jakieś brednie tylko... Nauczyłam się 'jako tako' wyrażać pozytywne emocje, nie zawsze i nie w każdej sytuacji, w której bym tego chciała, ale udaje mi się czasem... Co więcej, kiedy uda mi się wydusić te kilka słów, które wydusić chciałam, odczuwam wielką ulgę, jestem, jakby lżejsza. Nie umiem sobie, natomiast, poradzić z negatywnymi emocjami. Nie mam tu na myśli złości, bo rzadko co jest w stanie mnie rozzłościć, raczej rozżalenie. Nie potrafię mówić o swoich potrzebach i oczekiwaniach, więc jeśli coś w postępowaniu drugiej osoby mi nie odpowiada, nawet, jeśli mnie rani, milczę i tłumię te negatywne emocje. Wiem, że to błędne koło, bo druga strona dostaje feedback niezgodny ze stanem faktycznym, wygląda na to, że zawsze wszystko mi pasuje, że nie mam żadnych 'ale', a tak nie jest... Po prostu nie umiem o tym mówić... Tak, jak u Was, w sytuacji, kiedy psychicznie szykuję się do wyrażenia tego typu emocji, stres narasta w takim tempie, że zazwyczaj mnie paraliżuje... Martwi mnie to, bo to stwarza wiele niepotrzebnych problemów w relacjach międzyludzkich, a można byłoby po prostu otwarcie porozmawiać. Takie proste, a wręcz niewykonalne... Jak się przełamać...?
  2. Witam, Mam problem i nie wiem, jak sobie z nim poradzić. Jestem bardzo wrażliwą osobą, odkąd pamiętam przejmowałam się wszystkim, aż za nadto. Martwię się swoimi problemami, a jak by tego było mało, przeżywam niemalże równie intensywnie problemy swoich najbliższych. Kilka miesięcy temu doświadczyłam czegoś, co rozłożyło mnie emocjonalnie na łopatki. Mam wrażenie, ze przechodziłam przez depresję. Z tego trwającego kilka miesięcy dołka wyrwało mnie, jakieś 3 miesiące temu, bardzo pozytywne, niespodziewane wydarzenie. Negatywne emocje się uspokoiły, a może raczej uśpiły, bo mimo względnej równowagi emocjonalnej, co jakiś czas, mniej więcej raz/dwa razy w miesiącu dopadały mnie te znane mi dobrze doły, trzymały dzień, czasem kilka dni i znowu wracłam do pozornej równowagi. Ostatnio, znowu moje życie zaczęło się komplikować, mam bardzo wiele problemów, z którymi borykam się od lat, do tego na bieżąco dochodzą nowe. Tym razem są to problemy w związku. Każdy ma problemy, to ludzkie, wiem. Ale trzeba umieć sobie z nimi radzić. Ja po prostu nie umiem. Nie wiem, co mam zrobić ze sobą i swoją głową, bo ani ona, ani cały mój organizm długo takiej huśtawki nie wytrzymają... Sytuacja wygląda tak, że mam kilka dobrych dni, dni, kiedy nawet zdarza mi się optymistycznie myśleć (z natury jestem pesymistką), po czym, mała, niepozorna rzecz jest w stanie wyprowadzić mnie z równowagi. To może być coś dotyczącego problemów w związku, ale równie dobrze każdy inny stresor, naprawdę, nawet niewielki. Mam problemy z zasypianiem, odczuwam pulsujący tępy ból głowy, ostry ból brzucha, apetyt spada mi do zera, chudnę w oczach, odczuwam silny ucisk na klatkę piersiową - boli mnie serce i czuję się tak, jakby ktoś położył mi ciężki kamień na klatce piersiowej, dusi mnie w gardle i nawet po kilku nieprzespanych nocach nie mogę wyłączyć myślenia. Organizm jest już wyczerpany, ale myśli nadal drążą problem czy problemy, co gorsza, to same czarne myśli, nigdy nic konstruktywnego, wizualizuję sobie mimo woli jakieś czarne scenariusze. Snuję najróżniejsze domysły i zamęczam się własnymi myślami... Mam też od czasu do czasu napady irracjonalnego lęku. Wtedy również odczuwam ucisk klatki piersiowej i duszenie w gardle. Kiedy uda mi się usnąć, zdarza mi się budzić zlana potem i przerażona, niczym konkretnym, tak po prostu... Taki stan potrafi trwać nawet kilka dni. Nie mogę się na niczym innym wtedy skupić, problem stanowi obejrzenie 30 min programu informacyjnego czy przeczytanie kilku zdań. Zazwyczaj, potem okazuje się, że rzecz, która aktualnie wywołała tak silną reakcję, wcale nie była tego warta, zazwyczaj okazuje się, że wyolbrzymiłam problem, że sama sobie dopowiedziałam pewne rzeczy i stworzyłam potwora, podczas, gdy to może był mały straszek... Jestem nauczycielką, pracuję umysłowo i nie mogę sobie pozwolić na tego typu regularne 'wyłączenia'... Staram się z tym walczyć, racjonalizować, zmuszać do pozytywnego myślenia, afirmować, ale to mnie przerasta. Jestem bardzo zmęczona. Czy mogę sobie z tymi problemami poradzić sama..? Jak..? Będę wdzięczna za wszelkie komentarze.
×