Skocz do zawartości
Nerwica.com

ta_zła

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez ta_zła

  1. 38, chyba mogło być gorzej.
  2. czuję jak staczam się na samo dno. coraz częściej myślę nad tym jak i kiedy, tylko właściwie nie mam odwagi, bo boję się tego, co będzie po śmierci. niczego więcej. to beznadziejne uczucie czuć się nikim mnie pogrąża. nie mam po co wstawać z łóżka, to chore.
  3. ta_zła

    Depresja??

    Na początku chciałam was bardzo przeprosić, jeżeli piszę nie w tym wątku, albo coś. Jestem nowa, jeszcze niezbyt mogę się tu odnaleźć, wiem, że takich tematów jak ten macie setki, ale proszę o pomoc. Właściwie chciałam napisać to wszystko pracującemu na forum psychologowi, ale nie mogę, więc piszę tu. Jestem nowa, chciałabym, żebyście mi poradzili co właściwie mam robić, bo ostatnio już pogubiłam się w swoim życiu na dobre. Mam prawie 20 lat, jestem po maturze, ale nie studiuję. To z czym tu przyszłam, to to, że nie umiem sobie tak jakby z sobą poradzić. Obecnie pracuję w firmie kosmetycznej i tylko to mnie jakoś jeszcze zmusza do działania, bo inaczej pewnie całe dnie gapiłabym się w ścianę. Mój problem tkwi w tym, że mam ciągle wyrzuty sumienia. Nie umiem siebie docenić, chociaż np. w pracy bardzo mnie chwalą, ja nie potrafię cieszyć się z sukcesów, bo cały czas widzę tylko swoje wady. To że pomyliłam w czymś kolejność, to że nie tak skonstruowałam zdanie i ktoś mógł mnie źle zrozumieć, to że nie tak zareagowałam, nie tak byłam ubrana, nie tak siedziałam, nie tak podałam rękę i milion innych. Kiedyś moi rodzice bardzo przywiązywali uwagę do mojej nauki, dążyłam do perfekcji w każdym calu, nieraz nawet się udawało, sytuacja radykalnie się zmieniła kiedy zostałam skrzywdzona przez osobę z bliskiego otoczenia, powiedzmy wprost- z rodziny. Krzywda na tle seksualnym. Od tamtej pory zaczęłam się źle uczyć, źle zachowywać, w domu ciągłe awantury, potem na jakiś czas było dobrze, gdy sprawa wyszła na jaw. Niestety przez długi czas też się okaleczałam. Przez jakiś czas byłam izolowana od tego człowieka, ale teraz "żyjemy już normalnie", tzn. co wigilię dzielimy się opłatkiem, widujemy dość często, ponieważ rodzice twierdzą, że minęło już dużo czasu i powinnam normalnie żyć. Minęło 4 lata, a ja nie umiem zapomnieć, nadal wszystko jest bardzo świeże. Nie miałam nigdy chłopaka, nie jestem na to gotowa. Odbiegłam od tematu. Od "tamtych" czasów wiele się zmieniło, ciągle się czegoś boję, mam non stop wyrzuty sumienia. Moją sytuację pogarsza jeszcze fakt, że zachorowałam na epilepsję, która do tej pory nie jest na tyle opanowana, żebym nie miała ataków. O tyle gorzej, że nie mają "książkowego" przebiegu, tym trudniej. Po każdym ataku czuję się totalnym zerem, dnem. Że znów, że się nie udało, że w przyszłości będzie ciężej, że się nic nie uda. Przez chorobę, zawaliłam też maturę, zdać zdałam, ale nie na tyle by móc się dostać na jakieś "lepsze" studia. Zawsze marzyłam o medycynie, ale ze względów zdrowotnych zostałam jakby wykluczona. Nie wiem co chcę robić w życiu, dołuje mnie to bardzo. Coraz częściej mam ochotę znów się skrzywdzić, ale bardziej niż zwykle. W sumie nieraz krzywdzę się tak, że nie biorę leków, przez co czuję się gorzej, ale czuje też że na nie w danej chwili nie zasługuję, wiem, błędne koło sama tego nie rozumiem.... Albo chciałabym odejść, ale boję się tego co będzie po śmierci i to mnie narazie trzyma przy życiu. Nie wiem co mam z sobą zrobić, naprawdę. Przepraszam że tak się rozpisałam, musiałam...
×