Skocz do zawartości
Nerwica.com

cynn

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez cynn

  1. ktoś może coś powiedzieć o dr Paluchiewicz?
  2. iść do psychiatry? co mi może być? właściwie miałam problem z wybraniem działu, w którym mogłabym zamieścić ten temat, mam nadzieję, że nie wybrałam najgorzej. moja dziewczyna chce żebym poszła do psychiatry, bo nie radzę sobie ze sobą. może i ma trochę racji. właściwie zawsze kiedy było najgorzej chciałam odwiedzić psychiatrę, ale nie miałam wtedy siły zajmować się tym - znaleźć jakiegoś, zapisać się - a kiedy mi się polepszało stwierdzałam, że kryzys minął, jakoś funkcjonuję i nie będę w kolejkach do psychiatry zajmować miejsca tym, którzy rzeczywiście potrzebują jego pomocy, a przynajmniej bardziej niż ja. właściwie całe moje życie tak wygląda - albo czuję się względnie i uważam, że poradzę sobie bez pomocy specjalisty, albo dopada mnie kryzys i chciałabym tej pomocy, ale nie mam siły się o nią wystarać. ten "kryzys", to "najgorzej" to stan, kiedy jedyne co potrafię to spać i płakać i przez kilka dni nie wychodzę z łóżka ani tym bardziej z domu, mam myśli samobójcze. potem jakoś uświadamiam sobie, że jak będę tak dalej postępować to zawalę studia, na których mi zależy i zmuszam się przynajmniej do chodzenia na zajęcia. ostatnio taki stan miałam w styczniu, a jeszcze wcześniej w listopadzie, kiedy jak już zmusiłam się do wyjścia z domu, nie czułam się poza nim bezpiecznie, mnóstwo ludzi obok mnie przytłaczało i powodowało jakieś lęki. tak na codzień to ostatnimi czasy często zdarza mi się płakać albo ni stąd ni zowąd zdenerwować i zaczynać na wszystkich krzyczeć i rzucać przedmiotami (nie żeby talerze się tłukły po ścianach, ale np. zamiast odłożyć telefon na stół, rzucam nim na ten stół). płakać mi się chce non stop szczególnie po wizytach w rodzinnym domu - mój ojciec jest alkoholikiem i mam cholerne wyrzuty sumienia, że zostawiam z nim matkę samą (nie mam rodzeństwa), w dodatku nie mam pracy i to rodzice opłacają mi mieszkanie i życie, a że sami nie mają za dużo pieniędzy, to też budzi we mnie jakieś poczucie winy. o ile relacje z matką mam powiedzmy poprawne, to tych z ojcem nie potrafię określić - bywam w domu raz na jakiś weekend, kiedy trafię na ojca trzeźwego - trochę pogadamy, pożartujemy nawet, jest normalnie, kiedy trafię na ojca pijanego - zachowuję się jakby nie istniał, a jeśli już mnie zauważy i coś do mnie powie, odpowiadam dość zbywająco, kiedy trafię na ojca trzeźwego, który zdąży się upić w czasie mojego pobytu - to mnie rozwala zupełnie. trzeźwy ojciec życzy mi powodzenia na studiach i wyrazi grzecznie życzenie, że znajdę na wakacje pracę, pijany ojciec mówi, że jestem pasożytem. zupełnie jakby mnie odpowiadała ta sytuacja, że rodzice płacą mi za wszystko, a ja nie zapracowuję sobie nawet na mleko do kawy. ciągle nic mi się nie chce, mogę robić rzeczy, które nie wymagają ode mnie jakiegoś zaangażowania, wysiłku intelektualnego, więc przeglądam wiecznie te same strony internetowe, mało ambitną prasę i oglądam mało ambitne filmy, ale nie pamiętam kiedy ostatnio przeczytałam dla własnej przyjemności jakąś książkę, a kiedyś potrafiłam czytać 2-3 dziennie. jedyne książki jakie czytam to te, które są wymagane na zajęcia, a do ich zaczęcia i tak długo się zabieram, trudno mi się skupić na dłużej i szybko się nudzę. jestem wiecznie zmęczona i nie mam siły na jakieś konkretne aktywności. mam dość płytki sen, z racji tego, że chodzę spać wcześniej niż mój współlokator, z którym dzielę pokój, potrafię obudzić się, kiedy on rozkłada łóżko żeby iść spać - a to wcale nie jest głośna czynność. jak się obudzę, często mam problemy z ponownym zaśnięciem i potrafię się męczyć i 2-3 godziny. czasem też wydaje mi się, że chce mi się spać, ale kiedy się położę, długo staram się zasnąć. i rzeczy, które najbardziej przeszkadzają mojej dziewczynie: myślę dość, że tak to ujmę, sprzecznie (np. kiedy jest u mnie i chce iść do domu, przekonuję ją żeby została, a potem zupełnie się nią interesuję, bo w gruncie rzeczy jestem zmęczona jej obecnością i nie mam pojęcia dlaczego ją przekonywałam do zostania, ale wtedy rzeczywiście tego chciałam), żyję na wiecznej sinusoidzie (czyli przez kilka dni potrafię wyglądać na szczęśliwą albo przynajmniej zadowoloną, a potem przez więcej dni mam doła), zachowuję się niezrozumiale (potrafię nagle przestać się do niej odzywać, zachowywać się jak obrażona choć nic mi nie zrobiła, a po jakimś czasie kiedy uświadamiam sobie jak ona się przez to czuła przepraszam ją i mówię, że nie wiem dlaczego tak się zachowywałam - bo naprawdę nie wiem, a najdziwniejsze jest to, że już w trakcie takiego zachowania myślę sobie "co ja robię, przecież ona nie wie o co mi chodzi i ją to boli, a mi o nic nie chodzi" i chcę przerwać to zachowanie, wrócić do "normalności", ale nie umiem), częste zmiany nastrojów w ciągu dnia. zastanawiam się nad pójściem do psychiatry, ale, że nigdy nie byłam trochę się tej wizyty obawiam, co miałabym mówić i w ogóle. przede wszystkim jednak - czy po tym co napisałam widzicie sens żebym tam poszła?
  3. Nie pierwszy raz bez wyraźnej przyczyny rozpieprzyłam się wewnętrznie. To przydarza mi się co jakiś czas od kilku lat. Teraz jest tak źle, jak jeszcze nie było. Potrafię bez powodu nagle się zdenerwować i zacząć na kogoś krzyczeć (ostatnio w taki sposób wyrzuciłam znajomego w środku nocy z mieszkania). Wyraźnie czuję, że mam serce, bo cholernie mocno bije. Rączki się trzęsą, aż papierosa trudno odpalić. Dominującą emocją jest strach. Był u mnie na parę dni przyjaciel (mieszkamy ok. 300km od siebie) i zamiast się tym cieszyć, wszystko spieprzyłam. Nie miałam siły wstawać z łóżka i żyć, nocami upewniałam się, że leży obok mnie i płakałam ze strachu, że mogę go kiedyś stracić. Lubię siedzieć na parapecie po zewnętrznej stronie, ale ostatnio musiałam zejść - zaczęłam patrzeć w dół i czułam, że zaraz mogę skoczyć. Zaczęłam bać się brać do ręki noża czy nawet szklanych czy porcelanowych naczyń, bo widzę jak je rozbijam i tnę się odłamkami. 7 lat temu miałam próbę samobójczą i od tego czasu miałam spokój z takimi myślami, a teraz znów się pojawiają. Wczoraj miałam zajęcia, ale nie miałam siły na nie iść. Dobrze, że dziś mam wolny dzień, bo sił nadal brak, ale jutro czeka mnie cały dzień na uczelni i nie wiem czy dam radę. Nie wiem, co mi jest. Nigdy nie korzystałam z pomocy psychologa ani psychiatry. Kilkakrotnie chciałam sobie w ten sposób pomóc, ale bałam się. Teraz też się boję, ale chcę. Bo jeszcze bardziej boję się, że bez tego się skończę.
×