Skocz do zawartości
Nerwica.com

arekadiusz

Użytkownik
  • Postów

    9
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez arekadiusz

  1. Mam pytanie, może ktoś będzie znał odpowiedz. Mianowicie zazywam od niedawna trittico, a do tego bedac ostatnio u dermatologa dostalem do zazywania antybiotyk Tetralysal. Pojawia sie pytanie czy jest mozliwe laczenie tych dwoch rzeczy? Niby kazde z tych lekarstw ma odmienne dzialanie, ale czy przy ich polaczeniu nie wystapia jakies komplikacje?
  2. arekadiusz

    Nic ciekawego...

    Wiesz co ja robilem mieszkajac w akademiku? Budzilem sie w poludnie, oczywiscie jesli wczesniej nie bylo zajec, w miare ogarnialem, po czym wychodzilem z tego akademika i wloczylem sie sam godzinami po miescie bez zadnego celu... Zalosne... I tak przez wiekszosc czasu.Sam nie wiem dlaczego nie potracil mnie wtedy jakis samochod albo nie wskoczylem pod pociag...Byloby po problemie.Oczywiscie zdarzalo mi sie z kims porozmawiac,ale te rozmowy byly tak zalosne, ze nawet nie pamietam o czym byly.Powiedzialem sobie ze koniec z tym, dopoki sie nie ogarne ze soba nie widze mozliwosci studiowania.Nienawidze siebie i tej calej mojej egzystencji.Patrze w lustro i widze pomarszczonego 80-latka, ktory jutro idzie sie odprowadzic na swoj pogrzeb.W ogole nie widze jakiejs przyszlosci i siebie w niej.Sprobowalem w koncu wizyty u psychiatry, lykam proszki i czekam... Nie wiadomo na co... Nie wiem, moze ja juz umarlem?
  3. arekadiusz

    Nic ciekawego...

    Hmmm... Troche podnosi na duchu fakt ze z podobnym problemem/ami nie borykam sie sam. Oczywiscie jest to takie szczescie w nieszczesciu... Ja po prostu doszedlem do takiego momentu w zyciu, w ktorym przestalem udawac przed innymi, a takze przed soba ze jest Ok. Dosc mam tej swojej sztucznosci, tego udawania. Studia zawiesilem po 2 latach bo nie znioslbym tej codziennej ,,meki'' zycia w akademiku. Pisze ,,meki'' bo sam fakt mieszkania w akademiku jest fajny, ale pod warunkiem ze nie ma sie problemow ze soba.Do tego dochodza kwestie czysto edukacyjne, po prostu zero zainteresowania kierunkiem, w dodatku mam klopoty z pamiecia i koncentracja.Sam fakt ze zaliczylem te 2 lata jest jakims ogromnym fartem, niczym wiecej.Piszesz ze u Ciebie wszystko musialo byc przemyslane, przeanalizowane - mam tak samo. Z tym ze powiedzialem dosc, mam dosc tej calej krepacji, ale latwiej powiedziec- trudniej zrobic... Jestem na etapie ,,chce, ale nie moge'', mam jakies takie wewnetrzne napiecie...Nie moge znalezc ujscia pozytywnych emocji. Chce zeby to moje zycie bylo jakas przygoda,chce miec co wspominac, ale z jakichs powodow nie moge...Ostatnie 2 lata to juz w ogole opadanie krok po kroku na dno, na ktorym sie w koncu znalazlem.Denerwuje mnie fakt, ze inni ludzie majacy jakies zaburzenia, typu wlasnie nerwica czy depresja maja w miare normalne zycie, tzn sa w jakichs zwiazkach, maja osoby ktore je wspieraja, robia cos co sprawia im przyjemnosc czy chocby podrozuja i w ogole przezywaja jakies przygody. A ja mam pod tym wzgledem nic, jestem sam i nie widze za bardzo perspektyw na odmiane tej sytuacji.Z dziewczynami podobnie jak Ty, w zasadzie tez nie rozmawiam, nie mowiac juz o stworzeniu z jakas zwiazku, zdajac sobie sprawe ze wina lezy po mojej stronie.Nie pomaga mi tez fakt, ze jestem z nieduzej miejscowosci, gdzie praktycznie kazdy kazdego zna i krazace o mnie opinie na pewno nie sa pokrzepiajace... Wydaje mi sie ze u mnie znaczaca role odegralo to, ze od urodzenia matka chciala ze mnie zrobic ksiedza. Dowiedzialem sie ze bylo to wrecz jej marzenie.Tak jakbym mial cierpiec za innych... Ale to jest historia na zbyt dlugie opowiadanie. Ja dalem sobie rok-poltora na poprawe sytuacji,jezeli nic sie nie zmieni... Co do wizyty u psychiatry- tez dluuugo sie wahalem, wiem ze powinienem pojsc duzo wczesniej. W zasadzie wizytą u niego uratowalem sie przed samobojstwem... Nie masz nic do stracenia.
  4. arekadiusz

    Nic ciekawego...

    Mam w takim razie kilka pytan. Od czego zalezy to czy wyzdrowieje?Czy jestem zdany na psychiatre i lut szczescia, ze dobierajac leki na chybil-trafil akurat trafi na ten odpowiedni? I skad bede wiedzial ze jestem zdrowy, majac wrazenie ze nigdy nie bylem ? Moze bede trwal w tym stanie jeszcze przez nastepne -nascie lat? Jaka jest w ogole definicja czlowieka zdrowego?Od piatku biore fluoksetyne 10mg na dobe, podejrzewam ze bede musial dlugo czekac na jakies pozytywne efekty? Bo na razie nie czuje sie w ogole lepiej... W ogole sie nie czuje...
  5. arekadiusz

    Nic ciekawego...

    Najgorsze w tym wszystkim jest to, ze ja nie zachorowalem z powodu jakiegos wydarzenia ktore mialo miejsce w moim zyciu w ostatnim czasie, tylko mam wrazenie ze jestem chory ,,od zawsze''.Nawet nie wiedzialem ze jestem chory. I to mnie najbardziej doluje, bo zdaje sobie sprawe ze najlepsze lata zycia mam juz pomalu za soba.Ciagle zyje nieudana przeszloscia...Gdybym kochal zycie od zawsze, byl wesolym, ambitnym, otoczonym ludzmi, majacym przyjaciol czlowiekiem i nagle cos sie ze mna zaczelo dziac, to ci ludzie cos by zauwazyli i starali by sie mi w tym pomoc.A ja nie mam i tak na prawde nigdy nie mialem takich osob wokol siebie.Nawet nikt z najblizszej rodziny widzac co sie ze mna dzieje nie staral sie mi pomoc.Totalna obojetnosc. Nie wiem jak sobie z tym wszystkim poradzic, w dodatku wiem ze z tym problemem bede musial sobie poradzic sam...I nie wiem czy starczy mi sil...Zyje bo boje sie smierci...
  6. arekadiusz

    Nic ciekawego...

    Studia przerwalem, bo zdalem sobie sprawe ze mam jakis problem ze soba, z ktorym sobie nie radze.Nie znioslbym kolejnego roku w akademiku obserwujac jak inni sie bawia, samemu udajac ze wszystko jest ok.Zapewne wroce na studia, pod warunkiem ze sie wylecze, o ile faktycznie jestem chory.Zdalem sobie sprawe z tego ze nie umiem nawiazywac relacji z innymi ludzmi, nie wiem o czym z nimi rozmawiac. Poza tym ludzie tez sie do mnie nie garna, co wiecej, mam wrazenie ze mnie unikaja, tak jakbym mial wypisane na czole ,,z tym gosciem lepiej sie nie zadawac''.Kilka razy uslyszalem ze dziwnie sie patrze, nie mam pojecia co to moze oznaczac.Z jednej strony ciagnie mnie do ludzi, a z drugiej chcialbym byc sam, i tak w kolko.Do tego mam duze kompleksy na punkcie swojego wygladu.Co prawda nikt nigdy sie ze mnie nie wysmiewal, mimo to moja samoocena jest na poziomie ponizej zera...Jestem po prostu toksycznym czlowiekiem, ktorego nalezy unikac... Dlatego jakikolwiek zwiazek z dziewczyna jest dla mnie abstrakcja.Zreszta mam znacznie obnizony poped seksualny, jakos mnie do tych dziewczyn nie ciagnie, nie wiem, moze po przejsciach z moja matka wrecz sie ich boje...Nie wiem, wszystko to jest takie poplatane ze sam tego nie ogarniam.Sam nie wiem dlaczego ja jeszcze zyje, co mnie tutaj trzyma? No bo przeciez nie mam dla kogo zyc, rodzina na wiesc o mojej smierci wzruszyla by ramionami i zylaby tak jak wczesniej, co gorsze, nie zyje tez dla siebie, nie odczuwam najmniejszej przyjemnosci z zycia, motywacji do tego zeby robic cos dla siebie...Nie ogarniam juz po prostu...
  7. arekadiusz

    Nic ciekawego...

    Problem w tym ze jesli chodzi o moje zycie to nie ma za bardzo o czym pisac... Generalnie nigdy nie bylem jakims szczesliwym czlowiekiem, tak jakbym mial jakas blokade na radosc, spontanicznosc czy cos w tym stylu. W domu wszystko to bylo ,,zamiatane'' pod to, ze jestem malomowny, niesmialy i ogolnie taki juz jestem. Dwa dni temu dowiedzialem sie ze moja matka miala marzenie zrobic ze mnie ksiedza.No i faktycznie, w mlodosci duzo osluchalem sie o doczesnosci tego swiata, ze i tak wszyscy kiedys umrzemy i takie tam.Nigdy nikt mi nie mowil zeby jakos korzystac z zycia, byc przebojowym i cieszyc sie z niego.Kiedy moi rowiesnicy bawili sie, wyglupiali, ja czesto stalem z boku i pytalem siebie czemu ja tak nie moge.A kiedy juz do nich dolaczalem to czulem sie jakos dziwnie, tak jakby te zabawy nie byly dla mnie, nie wiem jak to inaczej opisac. Czesto jak cos od kogos dostalem czy sobie kupilem to matka mowila mi ze po co ci to, ty sie i tak nie umiesz cieszyc.Bardzo rzadko ze mna rozmawiano, o tym co ja czuje,czego ja chce czy kim chcialbym byc.Dowiedzialem sie tez ze w rodzinie matki ogolnie mezczyzni byli uwazani za osoby nic nie warte. Ogolnie rzecz biorac jestesmy sztuczna rodzina, ojciec z matka sa w separacji, o czym dowiedzialem sie rok temu. Ojciec czesto siedzial za granica i nie ingerowal w moje wychowanie.Zreszta problem mojej rodziny jest skomplikowany i na prawde sam wielu rzeczy nie wiem.W domu byly wieczne klotnie miedzy rodzicami albo pelna napiecia cisza.Natomiast co do mojej ogolnej terazniejszosci.Przerwalem studia,ktore sam nie wiem dlaczego w ogole zaczalem, gdyz jest to kierunek ktory mnie nie interesuje, zreszta malo co mnie teraz interesuje.Moje dni wygladaja tak jak opisalem powyzej, wegetacja, zycie z dnia na dzien.Jedyna rzecz ktora sprawiala mi jakas przyjemnosc byla gra w pilke nozna.Sprawiala, bo oprocz tego ze przestalem sie rozwijac i ogolnie stracilem nia zaintersowanie, to na dodatek zerwalem wiezadlo krzyzowe i 6 mies. temu mialem operacje.Nie mam kompletnie zadnej motywacji zeby ta noge rehabilitowac. Jestem w czarnej dziurze.Nigdy nie mialem dziewczyny, znajomi sa na zasadzie ,,czesc, co tam slychac?''. W ogole przebywanie z innymi nie przynosi mi satysfakcji i wiem, ze problem lezy we mnie.Z reszta ja sam ze soba czuje sie zle...Czesto nie mam sil zadbac nawet o swoja higiene..Mam zerowe, jakby to okreslic, ,,poczucie siebie''. We wtorek bylem u psychiatry, stwierdzil ,,depresje egzystencjalna'' i zapisal fluoksetyne.Najgorze bylo jego pytanie ,,dlaczego przyszedl pan dopiero teraz?''Boje sie ze jestem po prostu nieszczesliwym czlowiekiem i zadne leki tego nie zmienia.Nie chce sie ze soba meczyc przez kolejne xx lat...
  8. arekadiusz

    Nic ciekawego...

    Niebawem skoncze 22 lata. Całe moje zycie jest bez sensu, nie mam planow, marzen, pragnien czy ambicji.Cale zycie udawalem przed soba i przed ludzmi ze wszystko jest ok, ze jakos sobie radze.Z pozoru wszystko bylo ok, udawalem usmiechnietego, zadowolonego a w srodku proznia, zupelne nic. Teraz zostalem sam. Mam juz dosc, nie wiem ile jeszcze tak pociagne.Moje zycie sprowadza sie do jedzenia, picia i spania.Wlocze sie godzinami po miescie bez zadnego celu. Nie pamietam kiedy ostatnio mialem udany dzien. I tak mi zycie mija. Osiagnalem stan smierci za zycia, tak jakbym nie wiedzial ze zyje.Ten stan trwa tak dlugo, ze nie pamietam kiedy sie zaczal.Nie wiem czy jestem chory, czy po prostu ,,taki juz jestem''. Nienawidze siebie, tego jaki jestem i swojego zycia. Nie mam pojecia po co to pisze, ale w realu nie mam nikogo kto by mi pomogl, dal jakis impuls do wyjscia z tego...
  9. arekadiusz

    Witam

    Jestem nowy i chciałbym się przywitać. Na dłuższą opowieść przyjdzie czas i miejsce w innym dziale
×