Serdecznie witam wszystkich!
Nie mam siły pisać czegokolwiek ale skoro już to robię to może uda mi się coś naskrobać
Czuję się totalnie samotny w wielkim tłumie, wśród ludzi, w sieci, wszędzie.
Ci, którzy kiedyś byli przy mnie rozkruszają się na kawałki i odchodzą.
Nawet teraz patrzę w monitor jak wół w malowane wrota oczekując że wyjdzie z niego ktoś kto poda mi swą dłoń i po prostu będzie.
Ale dość użalania się nad sobą. Króciótki opis: Jestem studentem. Od kilku lat (choć czuję że od zawsze) cierpię na nerwicę depresyjno-lękową.
Uczęszczam na wizyty do lekarza psychiatry i na terapię do psychologa. Rezultaty marne mimo szczerych chęci naprawdę wspaniałych Pań Doktor.
Może trochę lepiej po lekach ale za to masa skutków ubocznych.
Bardzo chcę pchać przed siebie te "taczki z gnojem" ale nie bardzo wiem jak. Na razie żyję z dnia na dzień, bez planów na przyszłość. Na uczelni staram się być radosny i pełen humoru. Pewnie nie widać po mnie że coś mi dolega - tym lepiej. I tak trzeba liczyć tylko na siebie...