Skocz do zawartości
Nerwica.com

nieoczywista

Użytkownik
  • Postów

    10
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez nieoczywista

  1. Kiedy czyta się posty można stwierdzić, że ma się do czynienia z inteligentnymi ludźmi. Mam wrażenie, że ' Ci mniej inteligentni' nie mają takich problemów. Czasem sobie myślę czy ja jestem aż tak mądra czy aż tak głupia że dochodzę do jakiś wniosków. Moim największym problemem jest chyba cały natłok wrażeń bodźców jakie narzuca mi ten świat. Czuję, że powinnam się urodzić przynajmniej 20 lat wcześniej, świat skazuje mnie na pół życie. I przytłacza mnie technika, i cywilizacja chociaż tak pewnie nie powinno być. A co do tych całych zasiłków i stopni to budzi to we mnie tylko żal i złość. Nie mówiąc już o psychice. Ale ja mam fizyczne uszczerbki. Podwójne UKM lewej nerki, wade wzroku i do tego poważne uszkodzenia kolana, moja mama ostatnio musiała wydać ok tysiac złotych na zastrzyki w moje kolano i na wizyty, a jak poszłam w okularach na komisje ( już po odwołaniu) a na legitymacji miałam stare zdjęcie bez to stwierdził, że to nie ja i zaczął mnie przepytywać z legitymacji. Potem powiedział, że mi zmieni na wyższy stopień bo na lekkim nie przysługiwał zasiłek. A po półtorej miesiaca przysżła odmowa. Tacy nas wspaniali ludzie osądzają i decydują często o tym czy mamy szansę na normalne życie.
  2. Nie powiem, bo ty i tak zapewne wiesz o tym lepiej niż ja sam. Tak myślę. Bo po co tu jesteś? Proszę bez sarkazmu i tak mam go dosyć w moim życiu.
  3. Jestem bardziej przeciw eutanazji niż za. Co innego gdy ktoś bardzo cierpi przez raka czy inne i tak śmiertelne choroby. Ale uważam, że każde inne życie, w tym z chorobami psychicznymi można uczynić godnym. Moja mama pracuje z dziećmi niepełnosprawnymi, ośrodek jest świetny kolorowy, wygląda jak dom. I przecież nie chodzi o to żeby nagle dzieci te uleczyć, tylko żeby uczynić ich życie najlepszym jakie może być. Nie mów mi Korat, że chcesz umrzeć. :) A co do mojego Sylwestra... nie było źle, takie imprezy to chyba nie do końca moje towarzystwo, ale przynajmniej poprzebywałam z ludźmi. Życzę dużo uczuć w tym roku !
  4. Tak, ja siedzę od dwóch tygodni i mam nadzieję, ze starzy przyjaciele w końcu podniosą mnei na duchu ( raczej liczę na to , że się w końcu rozładuję) Samotność jest straszna, na początku skazują nas na nią ludzie którzy od nas odchodzą, ale to ostatecznie nasza decyzja, siebie się nie musimy wstydzić, w naszej skorupie jest dobrze. Powodzenia jutro, bo w skorupie łatwo się udusić.
  5. Myślę, ze asia ma rację. Wszystko co nas dotyka jest skutkiem po części egocentryzmu, nadinterpretacji. U mnie tak samo było przez ostatnie tygodnie, siedzenie w pokoju i skupianie się na swoich uczuciach, emocjach, bólu. W końcu zdałam sobie sprawę, ze muszę się wyrwać z tego amoku tego jak to nazwał ktoś 'siedzenie tylko w swojej głowie'. Tak jak mówiłam wcześniej moje problemy nie zaczęły się w szkole czy podczas pracowitego czasu, a kiedy zachorowałam i miałam za dużo czasu na myślenie. Mam nadzieję, ze jak znowu wpadnę w wir to się wszystko poustawia. A tak propos samobójstwa. Dzisiaj w mojej małej miejscowości gdzie się wszyscy dobrze znają powiesił sie chłopak- 16 lat. Znaleźli go oboje rodzice. Nie przepadałam za nim ale dla wszystkich szok. Miał jechać pracować ze sowim ojcem do Belgii bo nie chciał się uczyć. A potem przypomniał mi się chłopak, dla którego przez ostatni rok całe miasto zbierało pieniądze bo miał guza mózgu, niestety zmarł miesiąc temu. Przyjaźniłam się z jego siostrą, nie mogła zrozumieć jak ludzie, którzy mają szansę żyć i mogą się ratować, odbierają sobie życie, a jej brat tak bardzo chciał żyć, a wiedział, ze umrze.
  6. Ja mam je właściwe cały czas, dochodzi do tego oczywiście siedzenie, brak ruchu, mam chore kolano więc nie mogę dużo ćwiczyć, ale nerwy przede wszystkim, jedna kłótnia, ciężki dzień w szkole i nie mogę sobie dać rady. I nawet jak się 'wyluzujesz' potem przypomina Ci się wszystko i znowu jesteś zdenerwowany, zły, smutny, co potęguje ból.
  7. Korat, mam nadzieję, że umrzesz zanim popełnisz samobójstwo. A samo to, że tu napisałeś, jest dowodem na to, że jak wszyscy chcesz się ratować. I jeżeli ktoś rzeczywiście chce popełnić samobójstwo to szczególnie w dzisiejszym świecie, a właściwie nigdy nie brakowało sposobów. A całe to gadanie o duszy. Możemy mówić, że to specyfika mózgu, ale pomimo tego, że niektórzy mają większą zdolność do logicznego czy przestrzennego myślenia, jakoś nigdy nikt nie mówi o tym, że ktoś ma większą czy mniejszą zdolność do miłości czy nienawiści ( oczywiście poza nami : )) -- 30 gru 2011, 03:50 -- A co do objawów fizycznych, tych mięśni to mogę wam opowiedzieć historię mojej mamy. Nie jestem pewna od czego to się zaczęło, ale odkąd pamiętam była bardzo nerwową osobą, strasznie się wszystkim przejmowała, dużo krzyczała i nigdy nie płakała kiedy działo się coś złego. Zawsze dusiła wszystko w sobie. Zaczęły się problemy z moim bratem. Ona po kłótniach nie mogła spać ze zdenerwowania. Nie wiem miałam wtedy może 12 lat. Nigdy nikomu się nie zwierzała ze swoich przeżyć. Ale przez to, że wszystko dusiła w sobie dopadało ją coraz większe przygnębienie, a przez nerwy miała coraz bardziej spięte mięśnie. Zaczęło się od bólów karku, kręgosłupa, coraz silniejszych w końcu miała zawroty głowy, chodziła na masaże, ale wszyscy fizjoterapeuci mówili, ze musi się przestać denerwować. W końcu zakręciło jej się kiedyś w głowie kiedy byłam z nią w mieście i upadła, to był moment. Pojechaliśmy wtedy do Niemiec i dostała zatrucia, i przy okazji kiedy byliśmy u lekarza powiedziała mu tych bólach karku i on dał jej 7 zastrzyków w mięśnie karku, rozluźniających. Pomogło na pół roku, ale przez ten czas przynajmniej miała możliwość pracy nad sobą, poszła na terapię. Ja też przez nerwy mam bóle karku. To strasznie przeszkadza. Dobrze jest wtedy położyć się na brzegu łóżka, na plecach i zwiesić trochę głowę w dół i spróbować rozluźnić wszystkie mięśnie. Nerwy, psychika to się tak czuje fizycznie. Trzeba zacząć od tego bo jakieś doraźne środki mogą zadziałać ale nie na długo. Kiedyś też psychiatra powiedział mamie, kiedy mu powiedziała, że ja się zamykam w sobie, ze też się źle czuję, że dzieci często kiedy się napatrzą na rodziców zaczynają odczuwać podobne objawy, lęki. To jednak jakby nie było już jest jakiś stres. Ja już chyba jestem na to trochę za duża, ale jakieś tam wrażenie to na mnie wywarło. Przepraszam, że tak trochę nie na temat, ale chciałabym też pomóc w zamian za to, że mogę się wygadać :)
  8. Nie ujęłabym tego jako pracy. Ale nie o tym. Zaczęłam czytać pierwszą stronę i wszystko się zgadza. Mam często wrażenie, że patrzę na wszystko zza szyby, wszystko dzieję się gdzieś poza. Zawsze byłam człowiekiem, który chce być w towarzystwie, dużo czasu przebywałam z ludźmi, wszystko zaczęło się od zmiany szkoły, kiedy poszłam do liceum szkoła przestała być pełna znajomych osób, w tym czasie zaniedbywałam przyjaźnie, chciałam być sama, potem lepiej było w wakacje kiedy spędziłam czas z najbliższymi przyjaciółmi. Ale od pewnego czasu kiedy nie mogę dogadać się z nikim w domu, czułam się opuszczona przyjaciele byli, ale przecież nie przez cały czas. Wtedy właśnie zamykałam się w pokoju i tworzyłam tą szybę oglądałam dużo filmów słuchałam muzyki leżałam i czasami nie myślałam o niczym. Teraz czuję się jakby wszystko było poza mną. Tak jak jakiś chłopak na początku strony moim największym strachem zaczęło być to, że stracę siebie, zaczęłam się głęboko zastanawiać kim jestem, szukałam wszelkich sposobów na to by się jakoś określić: KIM JESTEM? Wtedy zaczęła się panika po pewnym czasie wpadłam w wir pracy, zawsze tak miałam że lepiej się czułam kiedy miałam dużo do zrobienia kiedy nie miałam czasu na myslenie. Pokonałam nawet mój strach przed wymiotowaniem, ale jakiś tydzień temu się przeziębiłam i przez ten cały czas byłam w domu te cztery dni przed świętami, siedzenia, leżenia i myślenia zrobiły swoje. Wszystko zaczeło wracać. To tak jakbym sie cieszyła ze wyleczyłam sie z jakiejś choroby , a ona po prostu wróciła- silniejsza. Wszystko co dręczyło mnei przez ostatnie lata po prostu się skumulowało. Z całych dwóch lat zebrało się na te wolne dni. Kiedy zaczęłam czytać posty pomyślałam, że ze mną nei jest tak źle, że mam momenty kiedy jestem mocno szczęśliwa ale nei teraz. Poczucie tracenia siebie, swojej tożsamości, swoich talentów, tego co mnei okreslało. Załamania z powodu kłótni w domu. Poczucie opuszczenia przez przyjaciół. Zanikanie wiary w Boga. Zanikanie uczuć, ale nei smutku czy radości, śmiechu, ale bardziej miłości do bliskich, przywiązania, pożądania. Czułam, ale głównie żal, czułam sie tak jakbym nigdy już miała nie kochać. A w końcu zagubienei swojej orientacji. Mam takie wrażenie jakbym patrzyła teraz na mężczyzna tak jak na reszte ludzikości, tak jak na mamę, tatę, przyjaciół bez upodobań, bez uczuć. Raczej z żalem, ale bez miłości. To już bywało ale nie w takim stopniu. Zaczęłam myśleć o tym, że dłuzej tak nei mogę, że nikomu nie mogę powiedzieć co czuję, a z drugiej strony jeżlei nie powiem o tym komuś to nie będę miała racji bytu, że będę musiałą ze sobą skończyć. Mam świadomość, że nei popełnię samobójstwa, jestem wierząca więc nei skazałabym sie na piekło, nei miałabym też odwagi, ani nei zrobiłabym tego rodzicom. Ale coraz cześciej myślę, że przyjdzie dzień kiedy dorosnę, chociaż to wydaje sie wieczności, jezeli przez tydzień potrafiłam tyle doświadczyć, ale czuję, że jak dorosnę będę musiała uciec, tam gdzie nikt mnei nie będzie znał, tam gdzie będę tylko ja. Gdzie nikt mnie nie znajdzie. Moim marzeniem jest studiowac geografię, podróżować, więc nei wiem zatracę się gdzieś w innym świecie, i wrócę jak będę już wszystko wiedziała. Czuję jakbym już była skazana na to żeby sie nie zakochać, żeby nie mieć dzieci itp. Z jednej strony czuję, że to jedyna droga jaką mam, a z drugiej chciałabym sie ratować , ratować to życie, które mam, dlatego zdecydowałam sie napisać, dziękuję jeżeli ktoś był na tyle cierpliwy by dobrnąć do końca proszę o jakiś kontakt, z konkretną osobą. Chciałabym z kimś w końcu porozmawiać.
  9. Znowu mi nie dobrze. Ostatnio się rozpisałam Więc teraz się tylko zapytam czy warto jest wgl leczyć się u psychologa czy komuś taka terapia pomogła. Zaczynam wariować. Cały dzień mi nie dobrze. I myślę czasem że tego nie wytrzymam, że wole umrzeć niż zwymiotować.
  10. Uwaaaaaaga. Zależy mi na trwałym kontakcie z konkretną osobą, która ma podobny problem. Chciałabym nawiązać kontakt z osobą która ma podobny problem Bo kto mnie lepiej zrozumie. Więc jesli kogoś to interesuje to proszę o kontakt na maila mok95@wp.pl tam mogę podac gg. Tak się cieszę, że są osoby o podobnej przypadłości. Moja mama jest pielęgniarką z powołania i stara się mi pomóc na wszelkie możliwe sposoby. Ale to co wyprawiam pod wpływem mdłości może być odbierane jako psychiczne. Więc i jej czasem puszczają nerwy i po prostu na mnie krzyczy. Bierze się to chyba wtedy kiedy mam straseującą sytuację, ktora nawet w brew pozorom nei jest stresująca. Nawet drobny impuls którego nei zauważam może u mnie wywoływać lek, który swoje ujście znajduje właśnie w mdłościach. Staram się go rozładować przy czym zlikwidowac mdłości po przez bieganei po domu wtedy np. wachluję sobei czymś przy czym mogę wyglądać jak nienormalna razn na przykład zdarzyło mi sie to na biwaku miałam mdłości i biegałam sobie po dworzu ludzie z klasy wzieli mnei za nienormalną i zaczeli się śmiać i pomimo że mam tolerancyjną kalsę a raczej miałam to wydawalo im sie to psychczne. A ja po prostu musiałam rozladowac swoje napięcię. Wy wszyscy jesteści tutaj strasi ode mnei sporo, bo ja mam dopiero 15 lat a ze strachem przed wymiotowaniem borykam się od 7 roku życia keidy to miałam guza w brzuchu to było coś na zasadzie krwiaka i jakiś chłopak w szkole mnei uderzył w brzuch i ten krwiak pękł i zrobiono mi operację przy czym od razu wycieto wyrostek bo bylo to w pobliżu niego . W czasie dochodzenia do siebei moj organizm na narkozę zareagował wymiotami, co prawda nei były one poprzedzone szczegolnei wielkimi mdłościami a same skladały się z wody bo wiadomo mialam kroplówke. Ale myślę ze to wałsnie wtedy zaczęla się moja fobia od tamtej pory panicznei boję się wymiotowania, nei ważne cyz ktoś kaszle w pobliżu nie mi kojarzy się tylko z jednym. Pamiętam każda opowiedzianą historię o wyiotowaniu i każdy moment kiedy wymiotowałam. Wyjątkwo straszną sytuacją wydaje mi sie kiedy jestm w miejscu publicznymi mam odrobne mdlości na przyklad bo jestm głodna a ja nakrecam sie już ze bede wymiotować ze w klasie i wgl przed samymi wymiotami. To jest strasnzie uciązliwe. Wmawiam sobei je na przykłąd gdy wiem ze zjadlam coś ciężkostrawnego lub zmieszałam rożne potrawy jak np ciastko z kremem z miesem w sosem i tym podobne rzeczy. A wymiotuję na prawdę rzadko ostatnio 2 lata temu podcza grypy żółądkowej i to tylko raz a wczesneij jakieś 6-7 lat temu więc chyba nei tak częst. Jestem też typem nastolatki ktora nei pije . W ogóle. I z przekonan i ze strachu przed wymiotowaniem. Albo gdy jem jakąs rzecz często a od znajomej uslysze ze się kiedyś zatruła ta rzeczą wiecej tego nei zjem. Strsznie uważam na to co jem chociaż nei potrafię sobei odmowić slodyczy potrafię ich zjeść na prawde sporo i zarówno moja mama jak i Pani doktor mówią ze nei mogea mi pomóc dopóki nie zacznę dbac o dietę. Mam bardzo dobrą panią doktorktóra skeitrowala mnei do szpitala wojewodzkeigo na trzydniowa obserwacjębo aj wtedy jeszcze bylam pewna ze jestem na coś chora, miałam nawet gastroskopie co strasznie zwięskszyło tylko mój strach. Dziś wiem już że to byla fobia chociaż na gastroskopii wyszło, że mam zapalenie żołądka. Kazdy stres powoduje nudności i chociaż wiem ze prowadza one do wrzodów żołądka to zamiast próboweac się wyciszyć ja jeszcze bardziej się nakręcam. Należę do osób bardzo wierzących i spokoj znaduję w religii ale to w ciąż za mało. Moja mama radzila się już psychologa i psychiatry dziecięcych , ktorzy stwierdzili że to nerwica lękowa i fobia i że fobie bardzo sie ciężko leczy i polega to głównie na pracy nad sobą. A ja mam taką słabą mobilizację. Mama jest dużym wsparciem, ale brakuje mi kontaktu z osobą która na pewno mnei zrozumie. A taką soobą jest chyba tylko soba która ma podobny problem.
×