Siema, pisze to bo chce się wyżalić? poradzić? sam nie wiem. Od stycznia lecze się u psychiatry i za przeproszeniem gówno z tego. Może od strony farmakologicznej jakoś pomaga ale raczej mam problemy z głową. Nakręcam się sam, wmawiam sobie coś, a może zaprzyjaźniłem się już z tym? Opisze sprawę jak wygląda. Mam tak, że kiedy się zdenerwuje, zestresuję, lub na samą myśl o tym zaczyna mi się głowa trząść, tzn tak mi lata na prawo i lewo. Strach przed tym powoduje, że zaczynam się sam nakręcać i "pilnować" przez co cały się denerwuje, a kiedy juz to nastąpi to jestem tak jakby w jakimś amoku. Nie panuję nad tym co robię, dziwnie się zachowuje. Dziś np. w pracy na zebraniu dopadło mnie to właśnie, ręce mi latały z nerwów, głowa na boki, zacząłem chrząkać jak debil, unikać kontaktu obojętnie z kim, jak najszybciej dążyłem do wyjścia, wręcz się stamtąd wyrywałem... Kiedy sobie siedzę przed kompem muszę się cały czas wachlować, jest to jakiś mój ratunek przed atakiem. Kiedy siedzę i oglądam TV podrzucam sobie telefonem, kręcę nim koło głowy, po prostu muszę coś robić... Mama już nie raz nie wytrzyma moich wydziwień i ryknie na mnie porządnie, wtedy nie przebieram w słowach i nie panuję nad tym co mówię. Do znajomych mam to samo. Nie radze już sobie z tym. Myślałem, ze jakoś się z tym uporam z pomocą psychiatry. Staram się o tym nie myśleć, ale łatwo powiedzieć, heh. Wraca to do mnie jak bumerang. Nie mam dziewczyny bo boję się zagadać ze względu na tą trzesawke. Podobnie jest z wypadami na miasto. Wcale nie ruszam się z domu, bo się boję, wstydzę? Tyle.
aha, mam 20 lat