Dziękuję za ciepłe przywitanie.
Teraz kiedy pierwsze lody zostały przełamane chyba powinnam powiedzieć co nieco o sobie, a raczej o mojej chorobie bo to ona mnie tu zaprowadziła.
Was już trochę znam bo zanim odważyłam się cokolwiek napisać, poczytałam i to właśnie Wasze posty zdecydowały o tym że postanowiłam zostać na dłużej i bliżej Was poznać.
Z nerwicą borykam się od dzieciństwa, oczywiście uświadomiłam to sobie dopiero niedawno bo nikt nie przypuszczał że sześcioletnia dziewczynka, która przed każdym wyjściem do przedszkola skarży się na ból brzucha, głowy, prawie wymiotuje itp. może cierpieć na jakąkolwiek chorobę o podłożu psychicznym. Te i inne dolegliwości ciągęły się za mną przez długie lata z różnym nasileniem. Można powiedzieć, że kiedy poszłam do szkoły i tam się trochę zadomowiłam, zaczęłam dorastać i poznawać uroki życia, tak jakby mi mineło. Niestety chyba nie do końca. Cztery lata temu choroba doprowadziła mnie do tego że ponad miesiąc wakacji spędziłam w domu leżąc w łóżku, sporadycznie wychodząc (oczywiście tylko i wyłącznie pod opieką rodziców) do różnego rodzaju lekarzy specjalistów, którzy mieli znaleźć przyczynę szerokiego wachlarza moich dolegliwości. Oczywiście nikt nic nie znalazł a ja nadal czułam sie fatalnie. Już wtedy rodzice chcieli zaprowadzić mnie do psychologa/psychiatry ale dzielnie się temu opierałam "bo przecież nie jestem wariatką". I znów stopnoiowo dolegliwości mijały, malutkim kroczkami wracałam do "normalnego" życia. Ale oczywiście do czasu, ponad pół roku temu wszystko wróciło, niestety ze zdwojoną siłą, znów zaczęłam miewać silne stany lękowe, lekką depresję, ogólnie to co chyba wszyscy doskonale znamy. Tym razem po całej serii badań, które nie wykryły żadnych znaczący nieprawidłowości, odważyłam się iść do psychiatry. Czy diagnoza - nerwica lękowa - mnie zaskoczyła? Chyba nie bardzo, ale nieco uspokoiła napewno, w końcu zrozumiałam że raczej nie mam guza mózgu, w najbliższym czasie prawdopodobnie nie będę miała zawału ani wylewu, że generalnie w senisie fizycznym jestem zdrowa i że to moja psychika płata mi figle. Powoli uczę się panować nad atakami lęku i na nowo szukam radości życia. Nie biorę żadnych lekarstw, mimo że lekarz propnował rózne specyfiki nie chciałam, pod ręką zawsze mam Alprox, który mam zażywać doraźnie tak gdyby coś się działo. Gerneralnie radzę sobie bez nich bo cały czas nie jestem przekonana by brać cokolwiek na dłużej, poprostu mam nadzieję że obejdzie się bez tego. A jak będzie - zobaczymy.
PS. Jeszcze raz muszę podkreślić to jak bardzo się cieszę że tu trafiłam i że nareszcie mogę się 'wygadać' komuś kto mnie doskonale rozumie (mam nadzieje, że rozumie )
Pozdrawiam Was serdecznie :)