Skocz do zawartości
Nerwica.com

Bartolomeo

Użytkownik
  • Postów

    10
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Bartolomeo

  1. Witam, dostałem Anafranil jako mój pierwszy antydepresant, miałem go brać wraz z olanzapiną na odstres i depakiną jako stabilizatorem. Jedyne co z tego trio jako tako mi pomogło to olanzapina, która mocno usypiała z początku, ale z czasem zmniejszyła myśli natrętne, ból głowy, no i lepiej się spało. Co do nastroju to cały czas był fatalny. Anafranilu starczyło mi na niecałe 4 tygodnie. Teraz nie biorę nic i jest koszmar... Mam zdiagnozowane zaburzenia lękowe z depresją. Słyszałem że Anafranil to najsilniejszy z antydeprów, czy jeśli on mi nie pomógł to już jestem skazany na tą deprechę?
  2. Hej, od niedawna biorę Anafranil wraz z depakiną chrono i olanzapiną. Lekarz przepisał mi go na poprawę nastroju (w końcu to antydepr) i na natrętne myśli, pozostałe dwa na zmniejszenie napięcia i stabilizację. O ile bóle głowy się zmniejszyły, sen się poprawił (to zasługa raczej tamtych dwóch, ale raczej samej olanzapiny) i natręctwa nie są tak intensywne, to nastrój oscyluje między fatalnym a maksymalnie obojętnym, wręcz lekceważącym (to wtedy jak zaryzykuję i wezmę trochę więcej Anafranilu, czego nie powinenem robić, wiem). Czy zażywał ktoś kiedyś takie kombo i ew. jak działało? Czy zamiana Anafranilu (trójpierścieniowca) na coś innego dałaby radę, czy też lepiej poczekać trochę dłużej? (biorę go 3 tygodnie)
  3. [videoyoutube=wxMeu34o_jQ&feature=related][/videoyoutube]
  4. We wtorek miałem swoją pierwszą wizytę. (w ramach NFZ) Pod gabinetem byłem prawie godzinę przed czasem, i odczuwałem nieziemski stres, wszystko wokół mnie przytłaczało, chciałem uciec...ale zostałem. I czekałem. Facet okazał się w sumie konkretny. Opowiedziałem mu o swoim problemie, myślach depresyjnych, przygnębieniu, i obsesjom. Diagnozy jeszcze nie postawił, pewnie dlatego że nie jest to takie proste i nie da się tego określić zaledwie po jednym spotkaniu. Dał mi na próbkę leki, jak to określił, "przeciwnapięciowe", bo podejrzewa że to wszystko od wewnętrznego napięcia właśnie. Wizyta trwała jakieś niecałe pół godziny. W sumie wspominałbym dobrze tą wizytę gdyby nie to, że dociekliwy ze mnie człowiek i postanowiłem wklepać w necie nazwę tego proszka i poczytać coś o nim. Okazało się że jest to olanzapina, lek podtrzymujący dla chorych na schizofrenię. Czyli podejrzewa u mnie coś więcej niż depresję... Nie myślałem jeszcze o swojej przypadłości jako o czymś tak poważnym...swoje przykre natrętne myśli kojarzyłem raczej z depresją lub nn...aczkolwiek być może rzeczywiście jest to proszek tylko od zmniejszenia napięcia (póki co na razie powoduje senność) i nie ma co za dużo o tym myśleć. W końcu on jest lekarzem i wie lepiej. Jednakże czuję się nieswojo...i jest mi przykro ech. Czy miał może ktoś z was podobne doświadczenia? Pozdrawiam
  5. ''(...) odczuwałem taką okropną samotność , że myślałem o samobójstwie, powstrzymywało mnie tylko to, że nikt nie wzruszy się moja śmiercią, że w śmierci będę jeszcze bardziej samotny niż w życiu" Sartre, ''Mdłości"
  6. Wiem, teraz jak na to patrzę to rzeczywiście wyszło dramatycznie...cóż, czasem tak jest że to choroba przeze mnie przemawia i wychodzą potem takie kwiatki. Mam nadzieję, że będziecie wyrozumiali. Pozdrawiam serdecznie
  7. Cześć wszystkim. Czytam to forum już od jakiegoś czasu i postanowiłem się przyłączyć. Skoro tu przybyłem, to pewnie coś mi dolega, pomyślicie. No i tak w istocie jest. Lekarza odwiedzę najwcześniej w przyszłym tygodniu, ale już dziś chyba mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że cierpię na depresję. Mam 20 lat, studiuję w Warszawie na uczelni technicznej; chociaż "studiowanie" to chyba za mocno powiedziane - raczej udaje mi się "prześlizgnąć" niż się czegoś nauczyć... sam się sobie dziwię, jak ja zaliczam te przedmioty, skoro zupełnie nie panuję nad swoimi myślami, i nie potrafię się skupić na niczym innym tylko wszechogarniającej mnie beznadziei i rozpaczy. Sam dokładnie nie wiem, jak się to wszystko zaczęło... jak patrzę na swoją przeszłość, czuję wstyd, bo zdaję sobie sprawę z tego że są ludzie cierpiący z bardziej sensownych powodów. Często zadaję sobie pytanie, czy w ogóle mam PRAWO do tego, żeby cierpieć...? Jestem słabym człowiekiem. Beznadziejnie słabym. Dzień w dzień toczę bitwy sam ze sobą, nie mając pojęcia, po co...i często przegrywam. Z natłokiem przykrych myśli i uporczywym bólem głowy. Każdego dnia boję się, że zwariuję, że to już niedługo, kiedy coś we mnie pęknie i zrobię komuś krzywdę. Czuję paraliż, ledwo się ruszam z łóżka. Nie jestem zdolny do niczego. Nic nie sprawia przyjemności, co najwyżej zżera czas, dając chwilową ucieczkę od beznadziei. Nic nie ma sensu ani wartości. Vanitas vanitatum, et omnia vanitas. Bolesna pustka, ból, i klosz oddzielający mnie od ludzi, u których chciałbym poszukać pomocy, ale jestem pewien, że niezrozumieją i nawet jeśliby chcieli, to nie będą w stanie pomóc. Jestem w tym wszystkim sam... Nie mam przyjaciół, nigdy ich nie miałem. Miałem 20 lat by nauczyć się podstaw życia, wyrobić osobowość, siebie. Nie udało się. Jestem rozpapranym, rozlazłym gównem, bezużytecznym i bezwartościowym. Zlepkiem nieudolnie odgrywanych ról, zbiorem masek, wśród których zatraciłem zupełnie tą unikalną cząstkę siebie. Błąkam się po ludziach, z nadzieją na przełamanie, nawiązanie więzi...bezskutecznie. Urodziłem się zbyt smutny, żeby mieć przyjaciół. Czuję się obco wobec samego siebie, istoty której całym sercem nienawidzę. Oto ja, w całej okazałości. Chyba pora zejść ze sceny.
×