Skocz do zawartości
Nerwica.com

owolga

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez owolga

  1. pat45, przeczytałam Twój wpis i zgadzam się z tym, że lekarze powinni słuchać pacjenta i badać go. Również mogę podać kilka przykładów. 1,5 roku temu poczułam, że przez kilka dni jest mi nie dobrze, nie mogłam patrzeć na jedzenie ani go czuć, nawet papierosa nie mogłam zapalić, piłam mięte, melisę, rumianek, na smak herbaty robiło mi się nie dobrze. Poszłam do lekarza. Powiedziałam co mi dolega, pani dała mi zwolnienie dopóki objawy nie ustąpią i przepisała syrop na nerwy, miałam go pić 30 minut przed snem, tak zrobiłam, w nocy miałam koszmary, budziłam się, śniły mi się takie bzdury oparte na tym, co dzieje się w moim życiu, że nie chciałam już nigdy zasnąć, odstawiłam syrop. Objawy nie ustąpiły, poszłam do innego lekarza, pani doktor, bardzo dokładna, wizyta zamiast planowych 15 min trwała do 40 min, zleciła mi wszystkie badania, chyba 3 razy pobierano mi krew, tarczyca, hormony, ciąża, żółtaczka, wszystko, wszystko, wszystko, wyniki były zadowalające. Wysłała mnie nawet na usg brzucha a potem do gastrologa- nikt nie widział żadnych zmian, nie wiadomo dlaczego cały czas miałam w sobie uczucie, że zaraz zwymiotuję. Dodatkowo u znajomej, która pracuje w szpitalu zrobiłam badanie serca i jeszcze inne badania, ale wszystkie wyniki były dobre. Później doszły duszności, uczucie gorąca i szybkie bicie serca- połączyłam to z moja sytuacja rodzinną i powiedziałam "to jest na tle nerwowym". Poszłam do psychologa- i tu zaczyna się zabawa. Porozmawiałam, rozmowa troszkę mi pomogła. Pani powiedziała, żebym zapisała się na dda (dorosłe dzieci alkoholików). Poszłam jeszcze na kilka wizyt, żeby pogadać, nie trzymać w sobie tego, co mnie boli i nie pozwala żyć, a za razem siedzi w środku i podświadomie mnie gdzieś gnębi. Potem zmieniłam na inna panią psycholog, która z kolei życzyła mi wytrwałości na terapii dda (na którą planowałam się zapisać), powiedziała, że to mi na pewno pomoże. Poszłam do przychodni, żeby zapisać się na terapię, pani w rejestracji podaje mi numer komórkowy jakiejś kobiety i mówi, że to ona prowadzi zajęcia, żebym do niej zadzwoniła. Zadzwoniłam na początku marca, wizyta w celu weryfikacji, czy aby na pewno nadaję się na taką terapię została wyznaczona na koniec marca. Na wizycie powiedziałam, o co pani mnie pytała. Dodatkowo okazało, że zajęcia będą płatne, bo nfz nie refunduje już terapii, zgodziłam się, czego się nie zrobi dla lepszego samopoczucia, to nie był majątek. Dziś mamy koniec lipca- nikt do mnie nie zadzwonił, czy zajęcia się zaczynają czy nie. Chciałam pójść do psychologa, ale w tej przychodni już nawet wizyty są odpłatne, 80zł/godzina. Przez moje dzieciństwo mam nerwicę, jestem tego świadoma, szukam pomocy, bo widzę, że jest coraz gorzej(niechęć do nauki, do pracy, rozstanie z chłopakiem, alkohol, ciągły brak docenienia). Zawsze byłam rozrywkowa, otwarta na ludzi, chętna do pracy , pomocy, zabawy, a teraz... zamknięta w sobie z własnymi problemami (na pokaz uśmiechnięta i pełna życia, a w domu płaczę w poduszkę mimo tego, że powinnam cieszyć się z tego co mam). Jedna z osób pisała jeszcze o psie podczas ataku nerwów, ja czasami mam tak, że się zdenerwuję, krzyknę na mamę, a potem siadam i płaczę, bo przecież wcale nie chciałam być dla niej nie miła. Marzę tylko o tym, żeby wykrzyczeć całemu światu jak bardzo jestem nie szczęśliwa. Ciężko jest mi znaleźć pomoc w przychodniach. Dodam, że 3 dni temu miałam nerwową sytuację, z realnego punktu widzenia byłam na nią przygotowana, ale w środku im bliżej tej godziny tym bardziej mnie ściskało. Jak już przyszło co do czego, tragedii nie było, a mnie zaczęły boleć łydki, zrobiło mi się nie dobrze, wypiłam 2 mięty, butelkę coli, powoli przechodziło, ale zrobiło mi się zimno, wzięłam termometr i nagle 38.1*C, a czułam się dobrze. Pomyślałam sobie, no tak, choroba mnie dopadła, zmiana pogody, przewiało mnie, wróciłam do domu i w ciągu godziny temperatura mi podskoczyła, nie mogłam się ruszyć, było mi duszno i gorąco, a za razem zimne ciarki na całym ciele, drętwiały mi dłonie i nogi, następnego dnia z rana 37*C, a po południu czułam się jakby nic się nie działo ze mną kilkanaście godzin wcześniej. Wirus? czy kolejny, do tej pory nie znany mi objaw nerwicy?
  2. Moje problemy z oddychaniem pojawiły się w drugiej kolejności, najpierw było mi nie dobrze, poszłam do lekarza, zrobili mi wszystkie badanie i okazało się, że jestem zdrowa i wtedy postawiłam na nerwicę. Ja denerwuje się gdzieś podświadomie i nie umiem tego opanować, częściej nie umiem niż mi się udaje i czasami po prostu nie mogę oddychać, zaczynam wtedy łapć powietrze i tym samym jeszcze trudniej jest mi oddychać. Nie do końca umiem sobie radzić z tym objawem, jedyne co robię to mówię sobie "spokojnie, spokojnie, oddychaj powoli, zaraz przejdzie". Łzy się cisną na oczy wtedy, bo jest młodą osobą, która powinna żyć pełnią życia, a nie zatrzymywać się i próbować uspokoić organizm.
  3. owolga

    Nieśmiało witam

    Dzień dobry, Ja również pragnę przywitać się miło :) zaraz przechodzę do czytania, mam nadzieję, że będę mogła podzielić się moim doświadczeniem, a za razem podczytać jakieś rozwiązanie dla siebie. Pozdrawiam ciepło.
×