Skocz do zawartości
Nerwica.com

lasica

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez lasica

  1. Staram się czerpać tylko ,że moje słoneczko jest w szpitalu od urodzenia,nawet nie moge jej pieścić ,nosić na rękach,opiekować nią ,przewijać.Jest bardzo chora jedyne pocieszenie ,że operacja sie udała jednak ciągle trapią ją powikłania pooperacyjne,cięzka infekcja za infekcją.Modlę sie gorąco do Boga aby wyzdrowiała ,choć ciągle słyszymy od lekarzy ,że jest w stanie zagrożenia życia.Dziękuję tym ,którzy odpisali...
  2. Nie rozumiem tego co się wokół mnie dzieje.To znaczy wiem ,ze to się dzieje ale nie wiem czemu i nie wiem jak to przetrwać.Boję się co będzie dalej.Piszę bo może znajdzie się ktoś kto mi podpowie jak przetrwać ten trudny czas.Otóż mam wrażenie ,że los się na mnie uwziął.Że ja jestem pechowa .Od dzieciństwa nękały mnie nieszczęścia,ojciec był alkoholikiem,znęcał sie nad rodziną nade mną ,matką i starszym bratem.Z powodu znęcania się dwukrotnie przebywał w więzieniu.Matka podupadła na zdrowiu z powodu jedenastoletniego piekła jakie ojciec nam zgotował i od roku w którym przyszłam na świat leczy sie psychiatrycznie w tej chwili (ja mam 33 lata)jest na lekach rispolept i pernazinium z powodu pogarszającego sie stanu zdrowia psychicznego i schizofrenii którą stwierdzono u niej 10 lat temu.Własciwie od 15 roku życia mieszkałam z matka brat sie wyprowadził,założył rodzinę i ograniczył kontakt z nami do dwóch wizyt w roku z okazji świąt.Z ojcem sie rozwiodła i urwała kontakt a on równiez nigdy prócz przesłania alimentów nie wyraził chęci zobaczenia sie z nami.Matka często chorowała z powodu pogłębiających sie stanów depresyjnych i paranoidalnych,czesto przebywała w szpitalach psychiatrycznych.Z powodu licznych absencji i jej zachowania w pracy w obliczu zbliżającej sie remisji choroby była zwalniana przez pracodawców wiec czesto byliśmy w dołku finansowym.Porzuciłam studia i poszłam do pracy,nie było pieniedzy w domu.W wieku 19 lat zachorowałam na anoreksje która na przemian z bulimią ciągnęła sie do zeszłego roku.Byłam bardzo wyniszczona,matka sie tym nie przejmowała ,jej psychika odrzucała ewentualne zmartwienia,nie widziała jaka jestem chora co mnie cieszyło,mogłam uprawiac chorobe do woli.Kilka razy dziennie wymioty,nawet w pracy na przerwie.Nigdy nie zawaliłam pracy przez chorobę,poza tym prowadziłam dom,bo mama nie była w stanie funkcjonować normalnie,ja płaciłam rachunki,gotowałam ,sprzątałam ,robiłam zakupy.Moje życie wyglądało tak praca ,dom,wymioty,dojście do siebie ,jedzenie ,wymioty,praca,dom...i tak w kółko.Cztery lata temu poznałam chłopaka i doszłam do wniosku że chce normalnie życ,chce cieszyć sie zyciem.W tym przeszkadzała mi choroba wiedziałam ze musze iśc na terapie.Poszłam i przez trzy lata z wzlotami i upadkami wyszłam z choroby.Przestałam wymiotowac,naprawde udało mi się to.Oczywiście od czasu do czasu zdarzał sie epizod ale co raz w miesiącu to nie pięć razy dziennie.Przytyłam 10 kg,zaczęłam żyć.Te trzy lata były szczęśliwe.Miałam dobrą pracę,chłopaka ,mama tez sie trzymała ,dostała prace jako sprzątaczka kilka godzin dziennie,odżyłam.Pierwszy raz w zyciu pojechałam na wakacje w góry,skromne,tanie ale mi to nie przeszkadzało.Po dwóch latach rozstałam sie z poprzednim chłopakiem poznałam mężczyznę który od dawna mi sie podobał.Poznaliśmy sie w styczniu i osiem miesięcy które wtedy nastąpiły uważam za najszcześliwsze w życiu.We wrześniu tamtego roku nastąpił gwałtowny przełom.Poważnie zachorowała moja mama na schorzenie układu pokarmowego,przeszła cztery operacje z powodu powikłań,wiele miesięcy w szpitalu,straszne cierpenie.Patrzyłam jak wyje z bólu po operacji.W trakcie tej jej strasznej choroby zaszłam w ciąże.Ucieszyłam sie ,mój partner tez.Wydawało sie ,że ta ciąża to takie światełko w tym nieszcześciu związanym z chorobą mamy.Mama w końcu wyszła ze szpitala trafiła na inny oddział,tam ja wyleczyli,wymagała opatrunków ,odpoczynku, opieki bo przejścia zdrowotne całkiem podłamały ją psychicznie i fizycznie. Z pracy oczywiście musiała zrezygnować pozostała niewielka renta.Po operacjach pozostała przepuklina ,którą musi zoperować bo jest olbrzymia.Wyszłam za mąż.Ciąża przebiegała prawidłowo ,robiłam wszystkie zalecane badania nic nie wskazywało na to ,że może być coś nie tak.Byłam szczęśliwa,choć trzeba było zyć skromnie ,to mnie do szczęscia wystarczało to że jestem w ciąży ,że będziemy mieć dziecko i ,że sie naprawde mocno kochamy z mężem.W czerwcu tego roku czyli miesiac temu urodziłam córeczkę.Sliczną .Szczęscie trwało dwa dni.potem z podejrzeniem infekcji zabrano ja na intensywną terapie.Po dalszych badaniach okazało sie ze Maleńka ma niedrożność jelit.W piątej dobie życia przeszła operacje ratująca życie.Trafiła na wspaniałych specjalistów.W tej chwili już miesiąc minął od operacji,udała sie i jelitka trawią,dużo zawdzięczamy wybitnym specjalistom i modlitwom jakie wiele osób odmawiało w intencji Maluszka.Teraz wydawałoby sie ,że juz dochodzimy do końca etapu leczenia ,ze będzie jadła już tyle mleka ile powinna i lekarze zejdą z żywienia pozajelitowego,ale Maleńka łapie infekcje za infekcja.Ostatnio to ja ja zaraziłam i jestem załamana z tego powodu,dostałam ją w objęcia nie czułam sie chora jednak na drugi dzień okazało sie ,ze mam gorączke.Od razu zaraziłam malutką,bo jest słabiutka po chorobie i bez jakiejkolwiek odpornośći.Dzis zachorowała ma wysoką gorączke ,podali jej leki a ja siedze i płacze w domu,nie moge jej nawet zobaczyć bo jestem tez chora.Ile jeszcze wytrzyma,taka infekcja w jej przypadku to śmiertelne niebezpieczeństwo.Już nie wiem co mam zrobić żeby nie zwariować .Mąż mnie wspiera jednak ja czuję ,że to wszystko niedługo okaże sie ponad moje siły.Mama we wrześniu musi iść na operacje przepukliny.Ja tylko myśle o mojej córeczce która jest tak ciężko chora i która jest moim najjaśniejszym słoneczkiem...Przepraszam,że sie tak rozpisałam szukam recepty jak dać radę wytrzymać to wszystko...Nawet nie umiem zastosować metod rozładowania stresu,wszystko leci mi z rąk.
×