Skocz do zawartości
Nerwica.com

Darek0106

Użytkownik
  • Postów

    30
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Darek0106

  1. To nie ja je zostawiłem. Zostały wywiezione wbrew mojej woli 200 km dalej, w taki sposób żebym nie przeszkadzał. W mieszkaniu zaczęliśmy wtedy remont kapitalny. Stawiałem nowe ściany od łazienki i kuchni. Dla mojej ex było to najwyraźniej za dużym nakładem pracy i...najlepszym momentem. Powiedziała mi wtedy "skończ remont to może w lecie wrócę". Minęło lato i nic. Kiedy przyjeżdżałem je odwiedzić nie mówiono im nic, zamykano drzwi, wywożono je gdzieś na lody żebym nie mógł się np. pożegnać bo...a jeszcze będą płakać, że chcą do taty. To był pomysł mojej byłej teściowej, której nie pasowałem od początku bo byłem z miasta i nie znałem się na roli. Nie chodzi teraz o opis tego czasu choć zrozumienie go jest podstawą do wyciągnięcia wniosków. Z tego co piszesz wynika, że chcąc nie chcąc straciłem swoje dzieci już na początku. Nie mogłem nic zrobić. Kiedy przyjeżdżałem spałem w szopie u teściowej tak, żeby o tym nie wiedziała bo na tej wsi nie było hotelu. Wynika z tego, że to normalne potraktowanie ojca i nie można z tym nic zrobić. Do matki w Niemczech wyjechałem bo zostałem sam jak palec we Wrocławiu i dostawałem świra. Kontakty z dziećmi i tak były zabronione. Jak wytłumaczyć im to teraz, że to nie był pomysł ojca, który za nimi tęskni nadal choć teraz wiele się zmieniło. Moja córka np. obrzuca mnie błotem w słowach obwiniając o rzeczy, które nigdy nie miały miejsca a zostały kiedyś wymyślone przez moją ex żeby uzasadnić wyjazd jej rodzinie. Czy nie ma na to sposobu? To nie jest sprawiedliwe. [Dodane po edycji:] P.S. Czuję się ostatnio tak jakbym nigdy dzieci nie miał. To boli gdzieś wewnątrz ale skoro tego nie można zmienić... Chyba oddam im kilkaset wspólnych fotografii z różnych wspólnych wyjazdów i postaram się zapomnieć o tym, że kiedyś byłem dumny i szczęśliwy z roli ojca. Może będę kiedyś jeszcze jakieś miał i wychowywam je normalnie. Chciałbym. Z Twoich słów wnioskuję, że tak będzie najlepiej. W końcu...co kogo obchodzi zdanie ojca. Matka ma zawsze i tak rację.
  2. A ja mam inny problem, który tyczy się jednak tego tematu. Jestem ojcem. Moje dzieci to właśnie DDRR. I nie wiem co z tym zrobić, jak z tym żyć... Moja była żona nie bardzo sprawdzała się w wywiązywaniu ze wszystkich obowiązków codziennego, trudnego życia, jakie niesie ze sobą małżeństwo. Ja sam, jako jedyny, pracowałem na rodzinę. Nie piłem wódy jak inni. Otworzyłem firmę. Robiłem cały dzień próbując znaleźć i czas dla dzieci. Mam ich troje. Jednak dla byłej żony było to za dużo, za dużo pracy i za mało czasu na leźenie przed telewizorem i, jak wyszło potem, za mało pieniędzy. Znalazła sobie innego, który robił mamie i jej prezenty, miał więcej pieniędzy i zaznała przy nim więcej spokoju. Owszem, były między nami kłótnie ale głównie w wyniku jej zaniedbań. Kiedy wyjechała do niego prosiłem (głupiec) żeby to przemyślała i wróciła. Tłumaczyłem jej, że mamy dzieci i nie powinniśmy się rozchodzić, że pozwolę jej wrócić. Jednak do tego nie doszło i po roku podałem ją o rozwód. Może to był błąd ale...pomyślałem, że skoro stało się tak raz to może być i znów i znów...więc się rozwiedliśmy. Od początku dzieci zostały z matką choć chciały inaczej. Zabrano mi je siłą. Chowano je przede mną, zamykano drzwi, nie wpuszczano do środka. Nie chciano bym przeszkodził w tej idylli jaka zapanowała w jej życiu. Nie mogłem tak dalej, wyjechałem do Niemiec do mojej matki. Po dwóch latach kiedy kupiłem auto moja była pozwoliła łaskawie na wyjazd dzieci do mnie. Jak się okazało to ten "książe z bajki" wyprowadził się gdzieś i została sama. Od tamtego czasu zabierałem dzieci do Niemiec tak często jak to było możliwe. Nawet jak nie miałem zbyt dużo kasy to pytałem się ich i dostawałem odpowiedź: tato, nie ważne, pobędziemy sobie trochę razem. Byliśmy wspaniałymi przyjaciółmi na ile to było możliwe na odległość. Brakowało mi jednak chodzenia na wywiadówki, robienia razem lekcji czy zakupów, uczenia wbijania gwoździ w jakąś deskę itp. Brakowało mi ich w ogóle często. Teraz wróciłem do Polski i...zmieniło się wszystko. Są już dorosłe i nie chcą ze mną rozmawiać. Nie ma w nich entuzjazmu, że tato jest blisko a nawet czuję w nich wrogów. Stają po stronie matki, nie chcą mi pomagać jak potrzebuję. Czuję, że ktoś nastawił je przeciwko mnie. Co może być przyczyną? Może Wy, którzy jesteście DDRR podpowiecie mi coś. Ciężko mi z tym bo wiem teraz, że właściwie...nie mam dzieci i może nigdy nie miałem. Nie czuję do nich tego, co przedtem. czuję w nich obcych ludzi. Może to była tylko atrakcyjność wyjazdów do Niemiec a nie chęć bycia z tatą... Nie wiem już teraz nic i czuję się podle. Pomóżcie mi i podsuńcie, proszę, jakąś radę.
  3. A ja mam inny problem, który tyczy się jednak tego tematu. Jestem ojcem. Moje dzieci to właśnie DDRR. I nie wiem co z tym zrobić, jak z tym żyć... Moja była żona nie bardzo sprawdzała się w wywiązywaniu ze wszystkich obowiązków codziennego, trudnego życia, jakie niesie ze sobą małżeństwo. Ja sam, jako jedyny, pracowałem na rodzinę. Nie piłem wódy jak inni. Otworzyłem firmę. Robiłem cały dzień próbując znaleźć i czas dla dzieci. Mam ich troje. Jednak dla byłej żony było to za dużo, za dużo pracy i za mało czasu na leźenie przed telewizorem i, jak wyszło potem, za mało pieniędzy. Znalazła sobie innego, który robił mamie i jej prezenty, miał więcej pieniędzy i zaznała przy nim więcej spokoju. Owszem, były między nami kłótnie ale głównie w wyniku jej zaniedbań. Kiedy wyjechała do niego prosiłem (głupiec) żeby to przemyślała i wróciła. Tłumaczyłem jej, że mamy dzieci i nie powinniśmy się rozchodzić, że pozwolę jej wrócić. Jednak do tego nie doszło i po roku podałem ją o rozwód. Może to był błąd ale...pomyślałem, że skoro stało się tak raz to może być i znów i znów...więc się rozwiedliśmy. Od początku dzieci zostały z matką choć chciały inaczej. Zabrano mi je siłą. Chowano je przede mną, zamykano drzwi, nie wpuszczano do środka. Nie chciano bym przeszkodził w tej idylli jaka zapanowała w jej życiu. Nie mogłem tak dalej, wyjechałem do Niemiec do mojej matki. Po dwóch latach kiedy kupiłem auto moja była pozwoliła łaskawie na wyjazd dzieci do mnie. Jak się okazało to ten "książe z bajki" wyprowadził się gdzieś i została sama. Od tamtego czasu zabierałem dzieci do Niemiec tak często jak to było możliwe. Nawet jak nie miałem zbyt dużo kasy to pytałem się ich i dostawałem odpowiedź: tato, nie ważne, pobędziemy sobie trochę razem. Byliśmy wspaniałymi przyjaciółmi na ile to było możliwe na odległość. Brakowało mi jednak chodzenia na wywiadówki, robienia razem lekcji czy zakupów, uczenia wbijania gwoździ w jakąś deskę itp. Brakowało mi ich w ogóle często. Teraz wróciłem do Polski i...zmieniło się wszystko. Są już dorosłe i nie chcą ze mną rozmawiać. Nie ma w nich entuzjazmu, że tato jest blisko a nawet czuję w nich wrogów. Stają po stronie matki, nie chcą mi pomagać jak potrzebuję. Czuję, że ktoś nastawił je przeciwko mnie. Co może być przyczyną? Może Wy, którzy jesteście DDRR podpowiecie mi coś. Ciężko mi z tym bo wiem teraz, że właściwie...nie mam dzieci i może nigdy nie miałem. Nie czuję do nich tego, co przedtem. czuję w nich obcych ludzi. Może to była tylko atrakcyjność wyjazdów do Niemiec a nie chęć bycia z tatą... Nie wiem już teraz nic i czuję się podle. Pomóżcie mi i podsuńcie, proszę, jakąś radę. [Dodane po edycji:] Pat45 ...zabrakło mi tchu bo...czytając Twoją opowieść, czytałem o sobie... Moi rodzice też rozwiedli się jak miałem 6-lat. Od tamtego czasu pragnąłem mieć dom, w którym jest "mama, tata, dzieci i pies...". Przez ostatnie kilkanaście lat przeżyłem walkę samego z sobą i to bez lekarzy. Też pytałem sam siebie po co, dla kogo... Ty miałaś jeszcze dzieci a ja...właśnie opisałem to wyżej. Poczytaj sobie. P.S. Też mam 46.
  4. Tak, nie obawiaj się psychologa ale...dobrego. Zły może zrobić jeszcze więcej bałaganu w Twojej główce. To, o czym piszesz, to chaos. Chaos, który pojawił się w wyniku zbyt dużej ilości wydarzeń w najmniej odpowiedniej na przemyślenia chwili. Twoje dążenie jest naturalne i całkiem normalne. Jedynie niemożliwość spełnienia jest dla Ciebie sytuacją stresogenną i to pcha Ciebie w ten chaos. Może...weź głęboki oddech (ale na serio) i poukładaj to spokojnie. Najpierw skończ jedno czyli studia a potem staraj się znaleźć to, czego potrzebujesz. Napewno nie zostaniesz "niekochana". Gwarantuję Ci to. Ale nie teraz. Teraz jest czas zmuszania się do obowiązków. Zrób tak... Pa.
  5. Naznaczona DDA... ...ja zauważam u siebie podobne stany choć, całe szczęście rzadko. Też nie wiem jeszcze, o co chodzi ale domyślam się, że może mieć to związek z jakąś chęcią lub potrzebą adoracji, zamiarem uwiedzenia, zdobycia, a kiedy staje się przed faktem dokonanym, nie chce się już dalej. Tak jakby stosunek nie był chciany. Może odczuwasz wewnętrzne "spełnienie", dowartościowanie i osiągnięcie celu jeszcze przed stosunkiem i potem dalszy etap staje się nieistotny. Wiadomo, skoro nieistotny, to opada u Ciebie stopień podniecenia, nie grzeje Cię to, co ma nastąpić i przez to odczuwasz ból. Może... Takie jest przebieg moich zmęczonych przemyśleń bo jest druga w nocy i...wiesz. Napisz, czy jestem blisko to może coś wydedukuję jutro. P.S. Ja jestem spod znaku bliźniąt. Dla tego znaku najważniejsza jest właśnie adoracja i zdobywanie. Czuję to często choć może to mieć inne podłoże niż zodiak. Pa. [Dodane po edycji:] Neko...napisz o jakich lekach myślisz?
×