Hej, chciałabym się wygadać, a może przy okazji ktoś z was mi coś poradzi.
Otóż moje problemy zaczęły się we wrześniu zeszłego roku po tym jak zachorowałam na boreliozę odkleszczową. Leczyłam się długo antybiotykami, na początku choroby był taki okres, ze 2-2,5 miesiąca, że dzień w dzień czułam się źle, rano miałam mdłości, zawroty głowy, bylo mi słabo, rozkręcałam się dopiero po południu. Leczenie przynosiło efekty i z czasem objawy przeszły, ale trwały na tyle długo, że czułam się tak jakbym tylko czekała aż znowu wrócą. Nie wróciły, skończyłam leczenie i zrobiłam nowe drogie badanie, które pokazało, że jestem już zdrowa. Myślałam, że wyjdę na prostą i już będzie ok. Było ok przez chwilę, potem dopadło mnie przeziębienie. Ot zwykłe takie, ale po tak długim leczeniu antybiotykami organizm osłabiony (choć wyniki morfologii bardzo dobre). Pochorowałam piątek, sobotę, niedzielę, poniedziałek, wtorek i środę byłam już na uczelni, ale w czwartek obudziłam się z pogorszeniem. Lekarz, nowy antybiotyk, 5 dni w domu znów. Wyzdrowiałam, myśle- długo leczyłam boreliozę, pewnie dlatego organizm nie mogł się wygrzebać z przeziębienia. Kolejny tydzien - wtorek, środa uczelnia, budzę się w czwartek z alergiczną wysypką na całym ciele. Dziś poniedziałek, wysypka zelżała, gdzieniegdzie znikła całkiem.
Ale teraz ja się boję. Jutro idę na uczelnię, ale aż się boję co mi się znowu przytrafi, w tym tygodniu albo w następnym... boje się bo mi ostatnio ciągle coś jest. Mój chłopak wczoraj zachorował na grype żołądkową, ostatnio widziałam się z nim w czwartek i modlę się żeby mnie to nie dopało. Wydaje mi się, że wszystko teraz czycha żeby tylko mnie zarazić czymś. Boję się iść na uczelnię, do biblioteki, boję się, że znów coś mi się przytrafi, zasłabnę, zachoruję cokolwiek... tydzien po tygodniu przeziębienie, wysypka... czy ja nie mogę mieć troche spokoju, żyć sobie normalnie? Tak strasznie się martwię, że mi się znowu coś przytrafi ;(