też nie wiem co ze mną jest.. Jestem nastolatką, chodzę do szkoły, mam z nią jakiś tam problem, bo totalnie nie chce i nie widzę sensu chodzenia do niej, chociaż jakoś jeszcze się zmuszam, chyba głównie nie chce zawieść rodziców ( poza tym nie odrabiam zadań domowych, nie uczę się - chociaż to, może bardziej wynikać z przyzwyczajenia - w podstawówce nie musiałam się uczyć, bez tego byłam uważana za najlepszą w szkole, w gimnazjum też nie musiałam, teraz też nie mimo tego jestem wcale nie najgorsza w b. dobrej szkole i dla tego to mi tak nie przeszkadza i nikt tego nie zauważa. na lekcjach z reguły siedzę i nic nie robię, ew. staram się jak najładniej pisać w zeszycie i sprawić żeby był on naprawdę b. ładny, albo gapię się w okno). Rówieśnicy raczej mnie lubią, chociaż coraz bardziej się od nich izoluje, mam wrażenie, że praktycznie wszyscy są tacy sami, nie zależy mi na jakichś długotrwałych kontaktach, czuję się wyobcowana. Z nawiązywaniem nowych znajomości nie mam w ogóle problemu ( wiem, że zabrzmi to "skromnie" - robię to lepiej niż przeciętny człowiek), często wśród nowych ludzi ( jeżeli znajomość jest krótsza niż parę godzin) jestem taką jakby liderką(?), jeżeli znajomość ma się przedłużyć - wycofuję się, przestaje umieć z nimi tak dobrze rozmawiać, często ich unikam. Poza tym nienawidzę swojego życia. Ciągle myślę o pogrążaniu się w stanie wegetatywnym, mam na niego totalną ochotę, ciągle wyobrażam sobie, że w nim jestem. Nie chce mi się wstawać, wychodzić z łóżka. Często po powrocie ze szkoły kładę się spać. Mam uczucie za dużej ilości krwi. Musze się wtedy b. powstrzymywać, żeby się nie ciąć ani nie wbijać czegoś w żyłę (nie robię tego żeby inni, głównie rodzina, nie myśleli, że coś ze mną nie tak), zamiast tego wyobrażam sobie, że to robię.Praktycznie codziennie myślę o samobójstwie. Ciągle postanawiam, że od jutra zaczynam nowe życie, że od jutra coś zrobię. Mam podwyższony puls, ostatnio mam bóle w klatce. Jestem totalnie leniwa. Mam napady zazdrości, to jest zazdrość absolutna, zwykle o wygląd, trwająca parę dni, przez nią nic mi się nie chce, wydaje mi się, że nie jestem nic warta, rezygnuje z moich wcześniejszych planów itp, chociaż mój wygląd jest raczej ok. Czasem mam trochę w drugą stronę, ale to raczej b.b. rzadko. Mam zmiany nastrojów. Przechodzę ze skrajności w skrajność. Na imprezach często czuję potrzebę zaszycia się gdzieś z dala od ludzi. Z reguł nie pokazuję emocji. Nie chce by ktokolwiek zobaczył w jakim głębokim smutku jestem, ale ostatnio czuję, że potrzebuję pomocy, nigdy nie lubiłam jak ktoś widział, że płaczę, itp.. Czasem lubię ranić ludzi, kłócić się z nimi. W stosunku do mojej rodziny jestem tak jakby przeempatyczna - nie wiem jak to inaczej nazwać, odczuwam np głęboki smutek, na pewno większy niż odczuwa dana osoba, z powodu, że np moja mama może się czuć jakośtam. Czuje się jak niepasujący element, czuję się totalnie zagubiona, wyobcowana. Podobno kiedyś byłam bardzo żywym, fajnym i śmiałym dzieckiem, potem coś się zjebałao. Teraz jestem zupełnie przymulona.