Skocz do zawartości
Nerwica.com

mi234

Użytkownik
  • Postów

    5
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez mi234

  1. Jak w temacie... potrzebuje pomocy i to drastycznie. Czy w Trojmiescie jest gdzies mozliwosc uzyskania pomocy na NFZ. Nie stac mnie teraz, zeby placic 100zl co tydzien, a zaburzen i schorzen jest coraz wiecej, bardzo zle ze mna. Mam 26 lat, potrzebuje pomocy
  2. Raz juz cos tu pisalem, ale jakos tez niespecjalnie nazwalem co czuje. Wybaczcie wylgaryzmy, ale takie tylko slowa przychodza mi do glowy. Moj problem jest taki, ze moja rodzina byla zawsze zalosna. Brat i siostra starsi duzo ode mnie w dziecinstwie mieli siebie nawzajem. Jak ja sie wychowywalem to duzo starszy brat nie chcial nianczyc mlodego (wyprowadzil sie i tak jak mialem 13 lat), siostry juz nie bylo, bo wybyla wczesniej. Tkwilem w skurwialym domu, ciemnym, zimnym i beznadziejnym. Ojciec odkad pamietam (i tutaj nie przesadzilem) nie mial ANI JEDNEGO kolegi, czy kolezanki. Nikt go nie odwiedzial, ani on nie odwiedzial nikogo. Na cala rodzine tez byl obrazony i wszyscy zli, tylko no dobry. W dodatku wyzywal sie na mnie. Napierdalal mnie jak jakis jebany psychopata. Nie pil, po prostu taki byl, za drobny wystepek dostawalem 10 razy kablem, z calej sily. Na jego ryju widac bylo nienawisc (rozserzone nozdrza, zacisniete do srodka brwi, czesto nawet sline wypluwal na mnie drac ryja). Bil mnie i ponizal. Czesto jak mialem dobry humor, to widac, ze go to wkurwialo i po prostu darl na mnie morde, zebym nie byl zbyt szczesliwy przy nim.... Majac 7-8 lat bawilem sie samochodami, np w zderzenie i krzyknalem cos. A ze on cale zycie spedzil w fotelu, to jego wspanialy swiat pt. ogladanie wiadomosci byl wzburzony i darl sie jakbym byl gownem. Byl chory i mial astme, czesto w nocy musialem podawac mu leki ratujace oddech i czsto np jedna reka bral ode mnie lekarstwo a druga trzymal pas i bil mnie nim potwarzy tak, ze zmywalem krew. Nie musze mowic, ze jakakolwiek cielesnosc czy uczucie powodowaly, ze robil sie czerwony i napinal miesnie calego szkieletu. W dodatku nienawidzil matki i czesto przychodzil do mnie mowiac (do 6 letniego chlopca), ze odejdzie, bo matka jest zla i ogolnie probowal mnie przekonac ze to zla szmata. Czesto sie wyzywali, bili - najczesciej budzil mnie rano ich krzyk i bojka. Syutacje tak ustawial, ze nie moglem wybrac pomiedzy nimi. Ojciec zdechl jak mialem 18 lat. Matka? Ona tez nienawidzila ojca, tyle, ze byla chora dewotka. I to naprawde skrajnie i obsesyjnie chora. Jak bylem maly opowiadala mi, ze seks to najwiekszy grzech, ze mezczyzna kobiety nie podnieca i wpajala mi latami swoje zalosne pierdoliny ze zdechlego radia maryja. Jak jestem neiszczesliwy to mowi mi, ze to dlatego, ze sie nie modle. Jak plakalem i krzyczalem, ze mi jest zle, to chodzla z rozancem po domu i modlila sie naglos "panie boze niech szatan z niego odejdzie". W dodatku od malego straszyla np ogladajac wiadomosc "nie wiem co to bedzie ojciec nie pracuje, ja nie mam pieniedzy bo malo zarabiam i same podwyzki" - kazdy pamieta lata 90te.... W dodatku sama lala mnie pasem, jesli jej cos niepodpasowalo. Ogolnie uwazala, ze dziecko nie ma prawa miec wlasnego zdania i (oboje tak twierdzili) "pasem jest najlepsze wychowanie". Jak jej cos niepodpasowalo, to "co, ojciec sie u ciebie znow odzywa". Sytuacje tak ustawili, ze nie moglem praktycznie wybrac miedzy jednym a drugim!! Kazdy spogladal spod byka "co to matki/ojca idizesz co" Podkreslam, ze oni sie nawzajem nienawidzili, ale ojciec nie mial jaj odejsc, a matka jest zjebana dewotka, wiec rachunek prosty. Wyzwiska i zalosne obrazanie sie i gimnazjalne zagrywki typu wyrzucanie kabla od radia przez okno (ojcoec potem zalowal, ze wyrzucil, a jak ja nie chcialem po niego isc to mnie prawie zakatowal). Rodzina byla nastawiona tak, ze ojciec zly, a matka poszkodowana i jej wspolczuli i powoli wyszlo na to, ze to my z ojcem jestesmy zli. TEraz nadal uwazaja, ze tylko pije i cpam (chociaz uwazaja tak od 10 lat, nawet jak nie wiezdialem co to jest to juz mi o to awantury robili). Pewnego wieczoru powiedizal mi ojciec, ze to zlo w rodzinie to moja wina, poszedlem zaplakany do matki, a ona na to "oczywiscie". Chcialem tez nadmienic, ze oboje byli skrajnie emocjonalnie uposledzeni. Niezdolni do jakichkolwiek uczuc. Ojciec na to sie wzdrygiwal, a matka nie rozumiala. Dostalismy kwestionariusze ze szkoly, ktore bazowaly na tym, zeby poznac jak wlasnie wygladaja uklady w domach. Wypelnilem sai szczerze (a i tak nie napisalem wszystkiego bo sie balem), starzy to zobaczyli i mnie mocno zbili. W ogole metoda pelnej kontroli (ingerowal ojciec we wszystko, bo co mial robic jak cale zycie spedzil w fotelu) i pasa (mowili, ze to najlepsze wychowanie). Ciotka dawala dawala znaki jakiejs tam empatii, ale jak mowila, ze ojciec mi kupil pilke, zeby mnie przekupic, a potem zapraszala mnie do kina i na pizze (bylem w szoku!!!!) i na koniec najezdzala na ojca.Myslala, ze jeszcze nie rozumiem i moze mnie uzywac jako marionetki w swojej grze. Wiekszosci nie jestem w stanie tu napisac. Moge z pelna swiadomoscia napisac, ze to co tu napisalem to jest NA PEWNO mniej niz polowa tego co byla. Wszystkiego nie moge napisac, bo zajmie to za dlugo czasu, a to co napisalem to nie to co mnie najbardziej boli. Dzis mam 26 lat. Koncze zenu jace studia 8 lat !! 3.5 letnie. Prawo jazdy zdawalem 6 razy. Kazdy egzamin szedl mi beznadziejnie. Jestem tchorzem, boje sie wszystkiego. Czuje sie jakbym nie mial prawa do wlasnych uczuc. Jestem (prawdopodobnie z powodow psychicznych)impotentem!! Chodzilem na terapie, to matka ubzdurala sobie, ze pije biorac leki i mi je wyrzucila (a ja odpuscilem, bo jestem tchorzem), na grupie bylo beznadziejnie i nic mi nie pomoglo, a psycholog wczesniej powiedziala, ze nic mi specjalnie nie jest. Nie moge znalezc dziewczyny, bo te w ktorych sie zakochalem, albo nie wiedza o tym przez moje tchorzostwo, albo spapralem. Nie mam odwagi popelnic samobojstwa, ale wypisuje kratka w kratke zapelniajac 100% powierzchni zdania "dasz rade, zabijesz sie lukaszu" i powolutku zaczynam wierzyc, ze mi sie uda. Odkad pamietam czulem zazdrosc jak widzialem rodzicow kolegow. Nie rozumialem nigdy takich zdan jak "ojciec by zabil w obronie dziecka" (jak mowilem, ze ojciec kolegi tak do niego powiedzial, to matka odpowiadala, ze to chyba na filmie i mamy dobry dom), czy ze ktos zrobilby dla dziecka wszystko. Matka kpila z przygotowan na dzien matki w szkole, bo "to ciasto i tak za jej poeniadze i szopka itd". Matka uwazala, ze mnie kocha i mamy dobry dom. Teraz boje sie jakiegokolwiek ciepla. Boje sie zwiazku, bo czuje, ze zostane zostawiony w sensie "jak mogles pomyslec, ze cos do ciebie poczuje, ty?" i mam to tak gleboko wpojone, ze sobie z tym nie poradze. Zobaczylem dom rodzinny brata i bylem w szoku jak oni to razem planuja z dziecmi co beda robic, albo jak jego zona mowi "jestesmy zdrowi". Dla mnie to niezrozumiale do dzis!! Wczesniej tylko chcialbym sie dowedziec, czy naprawde jestem po prostu taki slaby, czy moze jakas chorobe mam, bo ja naprawde siedze od urodzenia siedze zamkniety w swoim pokoju przed swiatem. Zaszczuty, przerazony, gowno warty tchorz.
  3. Watpie. Nie mam kasy zadnej, o prace trudno, bo mieszkam w smierdzacym Olsztynie. Z reszta z kazda proba usamodzielnienia sie oczywiscie leciala seria: gowniana praca, nie umiesz, nie dasz rady, nie to, nie sramto. Ja jestem slaby i dawalem sie tej szmacie zmanipulowac. Teraz zaczela jeszcze mnie intensywnie nagrywac dyktafonem (z reszta jak i ojca wczesniej), podsluchiwac wszystkie mozliwe moje rozmowy i pod kaltka i w domu i przez telefon, sledzi mnie. Mam jeszcze rok studiow, a rodzenstwo i tak mi nie pomoze, bo jest za bardzo zaabsorbowane wlasnym nosem, poza tym i tak tego nie rozumieja, bo ich tu nie bylo, a czarna owca najpierw byl moj ojciec, a teraz ja gram te role... Totalnie nie umiem zaufac komukolwiek. Wzbraniam sie automatycznie i blokuje kiedy dochodzi do jakichkolwiek relacji. Nie umiem wyzbyc sie mysli, ze ludzie to zawistne stworzenia, ktore tylko czekaja, zeby Cie wydymac.
  4. mi234

    [Olsztyn]

    Ja nawet nie wiem na co cierpie, ale pewnie byloby kilka tych chorob. Napiszcie PW z kontaktem
  5. Borykam sie z dosc dziwnym problemem... Moze i nie dziwnym, ale... (Calosc zaczela sie odkad mialem 4-5 lat, moja swiadomosc nie pamieta dnia, kiedy to jeszcze sie nie dzialo). Mam 13 lat starszego brata i 16 lat starsza siostre. Kiedy ja mialem 7-8 lat ich juz nie bylo w domu. Ojciec chorowal i siedzial 99% czasu w fotelu, czasem chodzil na spacery (ale to ja musialem sie nim opiekowac). Byl nerwowy, zachowywal sie jak rasowy kapo. I to malo powiedziane. Przez cale zycie bylem ciagle zaszczuty i przerazony (na wiesc, ze idzie na zebranie do szkoly tracilem oddech i wymiotowalem), przez co nauczylem sie doskolane obserowac zachowania ludzi... Ciagla zlosc i nienawisc w jego spojrzeniu (jak zrzucilem z pulki klucze to patrzyl jakby chcial mnie zabic np 3 minuty!!). Wkraczal w moja sfere intymna, w moja prywatnosc, otwieral mi drzwi od pokoju, kontrolowal wszystko co robilem. Mowil, ze "Ciebie TRZEBA kontrolowac". Jak cos mu sie niespodobalo, to nie to, ze powiedzial lub zrobil awanture. On czul wielka potrzebe krzywych spojrzen CODZIENNIE przez pare dni. Za jedna blaha rzecz patrzyl nienawiscia calymi dniami. Bylem taki bezsilny... W dodatku musialem w nocy buidzic sie i dzwonic po pogotowie, podawac mu leki i jeszcze sie nim opiekowac. Szkoda, ze pozno doroslem, bo teraz jestem pewien, nie podalbym mu lekow i czekal na jego smierc. Nienawidzilem go odkad pamietam... W dodatku to co robil z matka... Zrywalem sie rano z awantur i musialem stawac miedzy starymi. Tylko nie moglem wybrac strony, bo balem sie juz calkiem, ze bede wyrzucony. Matka to chora psychicznie dewotka. Najskrajniejsza ze skrajnosci (awantury z biciem, ze krzyzyka nie mam w pokoju) Kompletnie nie rozumie emocji, a najwieksze jej przezycia (ukrwienie twarzy, bardzo radosna mowa ciala) nastepuje tylko przy rozmowie z ksiedzem!!!!!!!!!!! Odkad pamietam wmawia mi (od 8 lat!!) ze biore karkotyki i ze pije, pale i najrozneijsze cuda. Na kazdym kroku ciagle mne poparwia. Chodzilem zestresowany niezdanym 3 x egzaminem na prawo jazdy to mowi mi, ze to moja wina bo bylem nieuprzejmy i ona to WIE (!). Jak bylem maly to do snu wieczorem mowila mi, ze nie mamy normalnej rodziny i musi mnie wyedukowac i ze swoich popranych ksiazek czyta mi, ze mezczyzna kobiety nie podnieca i tego pokroju gowno. Jak zasypialem i zdarzylo sie, ze przyszedlem do niej do pokoju (bo ona sama nigdy nie przyszla, jak cos chcialem to sam musialem, bo tam lecialo radio maryja a to wazniejsze) to pytala "czemu nie jestes taki jak marta?" , "a twoj brat to to i tamto". Po prostu przez oceny i zachowanie nie zaslugiwalem na ich milosc (ktorej jestem pewien i tak nie mieli). Nie to, ze mnie nie chwalila... nawet nie byla neutralna, ciagle do parteru. Ja mam zerowa samoocena odkad mam 5 lat. Zawsze mi mowili, ze jestem inny... Nie musze dodawac, ze 99% moich dni uplywalo pod znakime nienawisci. Niesteyt matce udalo sie pieknie odwrocic sytuacje. Mysle, ze ojciec po prostu byl napompowany zloscia i do tego ta choroba, a matka to pieknie podsycala. Ojciec wypiwywal fragmenty Biblii na scianach (fajnie bylo tlumaczyc sie kolegom), rzucali przedmiotami... wolalbym rodzine alkoholikow, bo przynajmniej bym wiedzial czmeu tacy sa i sam bym pil to by nie bolalo... Szkoda tylko, ze oboje mnie bili i to niezle. Ojciec lal pasem na oslep, bylo roznie 11, 8, 15 pasow. Kilka razy dostalem sprzaczka w krocze (od ojca dwa razy, od matki raz). To najprawdopodobniej spowodowalo uszkodzenie mojego penisa i problemy z potencja (psychiczne tez wystepuja) i czeka mnie teraz leczenie. Ogolnie bilem MOCNO bity nawet z blachych powodow. Matka z ojcem nagrywali sie na dyktafony, zglaszali sie na wzajem na policje - a ja musialem w tym uczestniczyc. Teraz role ojca przejalem ja. Uderzyla na mnie ze zwdojona moca. Potrafi wstac w nocy i drzec ryja, ze jestem nacapny. Totalne chore urojenia. Teraz nagrywa mnie i rozpowiada, ze jestem zly. Ciotka dzwoni i pyta mnie czy ja pije... Z rodzenstwem nie mam super kontaktu, bo zawsze mialem problem z nawiazywaniem towarzyskich stosunkow i jakos malo rozmawiaslismy. Najlepsze, ze ciagle mi mowili, ze zostane sam i ta przyczyna tej calej sytuacji domowej jest.... moja!! Szczerze to tylko 10%, ale nikt tyle tego tu nie przeczyta. Dwie terapie grupowe nie pomogly.... Nie umiem skonczyc studiow ani z niczym sobie poradzic DO KONCA. Teraz wszyscy twierdza, ze ja sie nad soba uzalam... ze samoocena jest wrodzona i to tylko moj chory swiat. Stoja po jej stronie. Brat zarabia 10 tys miesiecznie, siostra siedzi za granica i jej sie powodzi. Ale nikt mnie nie sluchal, zeby pomoc i podzielic mieszkanie na 2 mniejsze. Mieszkam z nia i sam nie umiem sie uwolnic. Zabiera cala moja rente rodzinna bo mowi, ze jest jej (z wielkim przekonaniem), mimo ze przychodzi na mnie za nauke. Z mieszkania "nalezy sie kwadrat metr na metr jak dla psa", bo to jej. Czy ja naprawde przesadzam? Czy naprawde to, ze nie umiem juz zyc to moja wina? Terapie sa nieskuteczne, kazda miala na celu tylko zmienic efekt tego co sie stalo, ale ja nie umiem. Nie umiem sie cieszyc zyciem, nie mialem NIGDY bliskiej osoby i nikomu sie nie zwierzalem. Odkad mam 7-8 lat nie zalezy mi na wlasnym zyciu i wiele razy chcialem umrzec....
×