Popieram kolegę.Trzeba umieć żyć bez uzależnienia od drugiej osoby(osób), gdyż wtedy gdy ich nie ma wali nam się cały świat.Moim życiowym błędem było ciągłe poszukiwanie miłości.Chciałem być kochany.Wydawało mi się, że nie umiem żyć bez nikogo.Wpadałem w jakieś bezsensowne związki które kończyły się po kilku miesiącach.Od dwóch lat jestem sam.Nie jest łatwo być samemu.I nie mówię, że sobie z tym już poradziłem.Wiem gdzie tkwi na razie problem.Mieszkam od 4 lat w obcym mieście z dala od rodziny poza kilkoma takimi bliskimi znajomymi (może jednym) i kolegami z pracy nie mam tu nikogo.Jak pracuję jakoś sobie radzę choć miałem czasami takie uczucie ze bałem się że nie dam rady wstać rano do pracy lecz największy smutek przychodzi w weekend.
Popadam w jakiś marazm, nic mi się nie chce i nic nie sprawia przyjemności ,mam w sobie jeden wielki smutek.Nic nie robię a gdy wolne się kończy mam większego doła bo czuję, że zmarnowałem czas.
Wiem jedno, że nie wolno żyć dla drugiej osoby i że sensem jest jak któryś kolega wcześniej wspomniał droga sama w sobie.