Skocz do zawartości
Nerwica.com

lukaniu

Użytkownik
  • Postów

    10
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez lukaniu

  1. pewnie że można .....kwestia otwartości psychicznej
  2. ja cie śmiertelniczka doskonale rozumiem ....tylko zresztą napisałem juz mu żeby nimi cisnął przy całej klasie ....i to jest najlepsze rozwiązanie ale tak naprawde to ci goście to prymitywy .....o to tutaj chodzi ...
  3. zgadzam sie z lolitką ....ludzie są złośliwi i to bardzo ...a popatrz pod tym kątem...twój ojciec myślisz że sklep ma dla przyjemności ?? nie ...zapierdala tam po to żebyś Ty mił w czym chodzić do szkoły , żeby Tobie w zyciu było dobrze , żebyś miał na książki , zeszyty ...i żebyś miał co jeść....dokładnie po to więc olej śmieci którzy gadają głupoty bo wierz mi ...nie są warci twojego stresu
  4. nie jest płatna ....za taką pomoc opłaty bym nie pobierał ....
  5. napisze wprost...nie jedną taką szmire zjechałem za podobne zachowania...jestem po sr\tudiach socjologiczno-psychologicznych i pisałem na podobny temat prace licencjacka...mój gg to 1016393 (na niewidoku siedze) ...napisz a podpowiem Ci co zrobić żeby sie odwalili od Ciebie....sposób stuprocentowy i nie wymaga użycia dużej siły tylko rozłożenia czynników w czasie...śmiało pisz...jeżeli chcesz
  6. tak Agusiu rozumiem Cię doskonale tylko rzecz polega na tym że przez jebane dwa i pół roku rozpamiętywałem to , dzień po dniu i noc po nocy i poprostu teraz tak to siedzi w pschice ze ciężko się wyzbyć...dla mnie nie jest to takie banalne ///poprostu nie mam konkretnego sposobu żeby sie pogodzić , zapomnieć i wyrzucić...a bardzo bym chciał takowy znalezć...nawet powiem więcej ...to jedyna kwestia teraz najważniejsza którą chciał bym zdobyć w życiu ...to złoty środek na to żeby sie tego szitu całego wyzbyć z siebie...dobrze chociaż że wierze w to że "może" jeszcze będzie mi dobrze w zyciu !!!pozdrawiam
  7. tak sie składa że zajęcie to mam bo wróciłem do grania , wróciłem do kapelki niedługo płytke nagramy i w trase....tylko no ...nie wiem może jakoś dam rade ale i to zajęcie kojarzy mi sie ze starymi czasami ....napewno pierwsze co w poniedziałek uczynie do udam sie do specjalisty ..jakiegoś psychiatry na rozmowe bo musze coś z tym zrobić....w innym wypadku zaryje się ....tylko jest jeszcze jedna sprawa...ja poprostu nie wierze w skuteczność terapi antydepresyjnej....poprostu nie chce mi sie uwierzyć że sie z tego wyciągnę ...być może się myle no ale .....
  8. z jednej strony to fakt ....i racja ale z drugiej to nie takie proste...próbowałem już tego i jakoś wspomnienia wracają i nie potrafie przerzucić uczucia z jednej osoby na drugą
  9. no ta....tylko że w kwestii czasu ...to juz trwa 2 i pół roku a ja nadal cierpie non stop i nadal to boli .....poprostu masakra jest
  10. Witam ...nie wiem od czego zacząć....może tak ...mój problem depresji a raczej mega problem ciągnie się już ponad dwa lata...kiedyś było wszystko świetne a wręcz zjebiste..miałem spoko studia socjologie , wielu świetnych przyjaciół , swoje pasje..kapela metalowa-koncerty-imprezy...życie było kolorowe...i było też coś jeszcze a raczej ktoś...ktoś komu ufałem jak nikomu innemu...kobieta rzecz jasna...wiedziałem wtedy że to jest to , kochałem ją nad życie i oddał bym zycie za nią (i to nie są puste słowa), każda chwila spędzona z nią była wspaniała , beztroska radość z życia chęć stawania się lepszym....i tak było przez dwa lata...aż nagle wszystko sie przewróciło , rąbnęło i tak zaczęła sie moja choroba..własnie w momencie kiedy zostawiła mnie dla kogoś innego zresztą jak sie okazało pozniej to leciała ze mną w chuja a słowa kocham czy coś były tylko dla niej zwykłymi słowami ..kto miał to samo wie jaki to cios ....zdekoncentrowało mnie całkowicie...ciemność!! ....od tamtej pory wszystko runęło ...dla mnie wtedy skończyło się zycie kiedy przyjeżdzałem na uczelnie i patrzałem jak jedyna osoba którą tak naprawde kochałem i wierzyłem w jej słowe ze ona mnie też oprowadza sie z innym typem...raz to poprostu wyszedłem z korytarza prosto do ubikacji i sie popłakałem ...JA SIE POPŁAKAŁEM ...nie rozumiałem nawet tego...z czasem robiło sie coraz gorzej ...brakowało mi jej coraz bardziej zacząłem pić , olałem szkołe...olałem moich przyjaciół , mój ukochany zespół metalowy który był dla mnie wazny...zacząłem sie zatracać ...ale to był dopiero początek... przyszedł okres że juz dniami i nocami godzina po godzinie myslałem tylko o niej jej brak dołował mnie coraz bardziej , zacząłem jeszcze więcej walić wódy , zaczęły się również przez to konflikty z prawem i wezwania do dzielnicowego a pozniej do gminnej komisji rozw. problemów alkoh....postanowiłem jakoś z tym skończyć...powaliłem całkowicie studia , najwspanialszych przyjaciół jakich tam miałem i uciekłem do wojska...myślałem że tym posunięciem sprawie że chociaż troche sie wystabilizuje ze nie będę o niej myślał ......BŁĄD....zaczęło być jeszcze gorzej...nie miałem odwagi do niej zadzwonić chociaż brakowało mi jej coraz bardziej....w wojsku zacząłem znowu po jakimś czasie pić , płakać dołować się ...mysleć cały czas tylko o tej jednej osobie...nie potrafiłem dogadywać się z ludzmi , w pewnym momencie zaczęło mnie już wszystko jebać ...byłem tak rozdrażniony emocjonalnie że nawet oficera dyżurnego w stopniu kapitana pobiłem ...NIGDY mi sie takie rzeczy nie zdarzały bo zazwyczaj spokojny byłem przed tym wszystkim ...zaczynały sie myśli samobójcze..chociaz bał bym sie zabić to miałem//// pomyślałem sobie że z woja wychodze w pazdzierniku więc wznowie studia i wróce na studia..na przepustce złozyłem dokumenty i zostałem przyjęty..myślałem że jakoś zaczne od nowa...gówno prawda....po wyjściu z woja kiedy pierwszy raz pojechałem na wykłady po godzinie wyszedłem ze szkoły bo wróciły mi wspomnienia...wyszedłem z wykładów..poszedłem sie nawalić ....i bywało juz coraz gorzej ....ta osoba juz była w innym mieście na uzupełniających wiedziałem ze tam mieska i całkowicie mnie to rozbiło ...nic nie potrafiłem zrobić ..nie potrafiłem znalezć pracy , ani nic...tak było przez kolejne miesiące...całe doby miałem tylko ją przed oczami chlałem zacząłem walić amfe , schudłem jakieś 10 kg....dostałem prace w delegacji...to samo wyjebali mnie za picie i za to że nie moge sie skoncentrować.....złożyłem papiery na studia w lublinie na informatyke...zaocznie ale zawsze studia.....ale nadal te same problemy chociaż troche zbastowałem z alkoholem ...i co z tego jak jest coraz gorzej...mam teraz świetną prace umysłową ale nawet na wypełniniu głupiego kwitu nie moge sie skoncentrować....ostatnio odezwała sie do mnie i powiedziała że ma kogos.....i znowu to samo...boje sie nawet na jej konto na naszej klasie wchodzić bo sie boje że zobacze jej fotki z jakimś fagasem...poprostu mnie trzęsie..nocami rycze do poduchy nie moge spać nie mam apetytu ...teraz juz nie pije tak jak kiedyś ale jestem dla siebie stracony...dla mnie zycie bez tej osoby to koniec....przez tamten dłuższy czas łudziłem się nadzieją że może jeszce kiedyś sie zejdziemy ...byłbym wtedy najszczęśliwszy..mówią że nadzieja umiera ostatnia...i ona we mnie już umarła...nie potrafie juz funkcjonować , nie rozmawiam z ludzmi oprócz tego że chodze do pracy to z domu nigdzie nie wychodze...boje sie że niedługo sie dowiem że sie hajtnęła.....ciężko mi bardzo z tym wszystkim.......ta osoba była dla mnie wszystkim co miałem i nie zamienił bym jej na nic.....NIGDY...ale jej nie ma ....już nawet zacząłem panicznie sie bac ludzi..nie wychodze nawet na ławke pogadać bo czuje sie gorszy , jak bym wogóle gówno warty był....dzisiejszą noc praktycznie nie spałem....rozmyślałem o tym wszystkim ze łzami w oczach o tych pierdolonych dwóch latach które zmieniły mnie w wielkie gówno....zapisałem sie na forum bo chyba zrozumiałem że mam problem z tą chorobą....że nie potrafie sie podnieść z tego....tak bardzo chciałbym ja przytulić ucałować a niestety nie moge....nie mam nawet przyjaciół....rodziców przez te dwa lata zawiodłem , okradałem ich z majątku żeby tylko jakoś zająć sobie czas iśc na piwo czy gdzieś samemu do baru i sie wyciszyć i jest mi kureewsko głupio i wstyd z tego powodu .....dużo przez te noc myślałem ...po zapisaniu sie na forum zadzwoniłem do poradni psychiatrycznej i umówiłem się na jutro na wizytę....nie wiem co będzie dalej , nie wiem jak to będzie wyglądało ale spróbuje bo chce być taki jak kiedyś....sam siebie nie poznaje...nic mnie nie cieszy i uważam że życie mi już sie skończyło....nawet powiem że jest mi ciut lżej po tym jak to napisałem ...nie wim czemu bo przecież nic to nie zmienia....chciałbym żeby było poprostu tak spoko jak kiedyś ....DO CHOLERY ja mam 24 lata a rycze jak dziecko i nie potrafie z tego wyjść....myślałem że sie sam z tego wyciągne ale nie daje już rady...nawet nie mam siły...wszystko jest poprostu masakralnie niedorzeczne...chodze po pokoju bez celu ,nie wiem co mam zrobić....nie żale się ...prosze o choć małe zrozumienie bo poprostu jak patrze wstecz jakim byłem szczęśliwym człowiekiem jakie ciekawe rzeczy robiłem to aż mi teraz świeczki w oczach stają...chciałbym mieć kogoś kto by był przy mnie i mnie wspierał...i kim ja bym mógł sie zaopiekować....teraz rozumiem przynajmniej czym jest depresja...depresja to śmierć , to piekło za życia...chce naprawić błędy ale nie wiem jak to zrobić....jeżeli ktoś stwierdzi że jestem żałosny OK ...tylko że ja juz inaczej nie potrafie ..chwytam sie każdej deski ratunku żeby sie odbić bo chce być człowiekiem.....nie wiem co będzie jutro po wizycie...nie poprzestanę raczej bo chce chociaż spróbować wyjść z tego gówna....i tego życze każdemu kto cierpi na depre...pozdrawiam wszystkich....Ł.
×