Skocz do zawartości
Nerwica.com

klebek_nerwow

Użytkownik
  • Postów

    8
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia klebek_nerwow

  1. Nie nie, gdyby to była kaszka to nie wmawiałabym sobie, ze to węzły chłonne :) To taki piasek pod skórą, jakby w tkance tłuszczowej. Na szyi nie mam czegoś takiego, ale za to w innych miejscach, gdzie są węzły. Słyszałam, że coś takiego może wystąpić jak się schudnie i są to niezbite grudki tłuszczu i ta wiadomość pewnie by mnie uspokoiła, ale jego umiejscowienie nie daje mi spokoju. Tak sobie tłumaczyłam, że gdyby to było coś poważnego, to prócz piasku miałabym pewnie także duże węzły no i doszłyby też powiększone wszystkie węzły szyjne, ale wytłumacz to mnie. Paranoja:D [Dodane po edycji:] Oczywiście najlepszym wyjściem byłaby wizyta u lekarza, na samą myśl o tym, ze mówi mi, że jestem zdrowa albo ze to jakaś pierdoła czuję powiew wolności, ale z drugiej strony, aż nie wiem co bym zrobiła, gdyby przypuszczał "moje" choroby, pewnie ześwirowałabym całkowicie zanim jeszcze poszłabym na badania. zamknięte koło po prostu
  2. Ach te nieszczęsne nocne poty. Podczas mojego najbardziej nasilonego wkręcania sobie chorób też je miałam, i to nie byle jakie poty, tak jak wtedy, gdy np. ogrzewanie jest za mocne, ale takie, że rzeczywiście aż pościel i poduszka były całe mokre. Do tego czytałam wcześniej o bólach potylicy i oczywiście jednego z tych spoconych poranków nie mogłam się podnieść, bo jak podniosłam głowę to potylica bolała mnie tak, jakby w środku coś mnie rozsadzało.Minęło mi to dopiero po kilku dniach i do tej pory nie wiem, co było przyczyną, ale podejrzewam, że gdybym nie czytała wcześniej o tym w internecie to nic by mnie takiego nie spotkało. A wtedy naprawdę miałam ciężką depresję i nie potrafiłam myśleć o niczym innym. ;p Ale pocieszę was i siebie, ze w mojej rodzinie ci najwięksi hipochondrycy z reguły trzymają się najlepiej. Może tak to jest, że jak się nic złego nie dzieje to z nudów zaczyna się wyszukiwać u siebie wszelkie podejrzane rzeczy? Oczywiście jestem już po porannym rytuale i wymacałam, że w niektórych miejscach "piasku" ubyło a w niektórych przybyło. Już od długiego czasu planuję przejść na jakąś dietę oczyszczająca, bo z pewnością mam strasznie zakwaszony organizm od nieumiarkowanego jedzenia słodyczy, ale oczywiście nic z tego. Nie potrafię się opanować Poza tym nie jestem pewna, czy ten piasek nie pojawił się wtedy, gdy litrami zaczęłam pić wodę mineralną. Ubzdurałam sobie, że jedząc jak dotychczas, ale pijąc z 10 szklanek wody dziennie mój organizm się oczyści i wszystko wróci do normy. Jaaasne jasne. Chyba powinnam zacząć od oczyszczania głowy z głupich myśli:)
  3. Disgusted, bardzo bym chciała, żeby tak było i taką mam nadzieję :) Ale kiedyś się tak nie macałam i cholercia nie mam przez to porównania. Brałam pod uwagę taką możliwość, że może kotek podzielił się ze mną toksoplazmozą, ale wtedy już bym tego nie miała. Jeśli rzeczywiście coś miałoby mi dolegać to marzę o tym, żeby była to cukrzyca, tarczyca albo borelioza, albo cokolwiek, co nie należy do chorób, których się obawiam. Heh ostatnio co chwilę siedzę w przeciągach i teraz mam obolałą całą szyję. Można powiedzieć, że sama zadbałam o to, bym miała o czym rozmyślać :) Co do temperatury to prawda, tak sobie mówię, ale mimo to nie mogę wbić tego do swojego zakutego łba. Najlepsze jest to, że odkąd wmawiam sobie te choroby, to gdziekolwiek nie pójdę zawsze gdzieś musze zobaczyć ich nazwy, czy t na bilboardzie, czy to w gazecie, czy w ksiązce jakiś motyw się taki pojawi, w krzyżówce, a wtedy schizy są jeszcze większe. To tak, jakby moje gałki oczne wyostrzyły wzrok na te słowa ;p Może to takie czasy, że każdy coś sobie wmawia. Bo jak zauważyłąm nie jestem jedyną osobą, każdy sie teraz nad sobą rozczula, bo gdzieś coś zasłyszał czy wyczytał. Może to przez media po prostu. [Dodane po edycji:] Świetnie. Przypomnieliście mi o aftach. Tego objawu jak na razie mi brakuje, ale pewnie już niedługo ;p
  4. Zaśmiałam się. :) Chyba też powinnam zrobić sobie taką listę, bo trochę tych chorób sobie nawymyślałam. Ale lekarza boję się równie bardzo jak wymyślonej przeze mnie diagnozy, bo nie wiem, co mi powie. Mam wrażenie, że w chwili pomiędzy zbadaniem a diagnozą oszalałabym do końca i wywieźli by mnie nie na dalsze badania, a do wariatkowa. Aż ciarki mi przeszły na samą myśl ;/
  5. Jejku jak dobrze przeczytać, że nie tylko ja dzień w dzień namiętnie się macam. Na punkcie węzłów chłonnych mam wręcz dolcapier. Gorzej, że chyba rzeczywiście je mam powiększone, ale moje lęki idą w kierunku innych choróbsk i czasem sobie myślę, że jakby to był rak to odetchnęłabym z ulgą. Tak, wiem, to chore, ale prawdziwe. W sumie nie wiem, czy to, co mam to węzły, bo to co mam pod skórą to jakby wyczuwalna siateczka jakiś małych punkcików, że jak chwycę to między palce to jakbym miała w tkance jakiś piasek. Wiem, że w niektórych miejscach zawsze to miałam, ale odkąd naczytałam się wszelkich możliwych artykułów w internetach, gazetach, telewizorach itd. (mam teraz wiedzą większą niż niejeden lekarz ha ha), to non stop sobie o tym przypominam i wkurzona zaczynam ugniatać tą siateczkę. W tym czasie wymyślam różne racjonalne, proste wytłumaczenia, co może mi dolegać, ale mnie to zbytnio nie przekonuje. Może rzeczywiście stres jest pstryczkiem, który uruchamia w organizmie jakiś ciąg procesów, które w efekcie powiększają te węzły, tym bardziej, że np. w moim wypadku stres = dieta 100% słodyczowa a więc może to te wszystkie świństwa z pożywienia odkładają się w tej siateczce. Poza tym mam jeszcze okresy, ze cały dzień chodzę z termometrem pod pachą, bo z reguły mam niską temperaturę. Zawsze miałam takie skłonności, ale teraz oczywiście widzę to jako efekt choroby. Właściwie zaczęło się właśnie od niskiej temperatury, potem w pytaniu na śniadanie mówili o chorobach i się zaczęło. Od sierpnia/września nie mam spokoju i występują wszystkie objawy, o których wcześniej przeczytam. Jakbym je wyczarowała. Normalnie czarna magia.
  6. Ten temat jest taki zabawny :) Ja miałam kiedyś takie natręctwo, że jak opowiadałam komuś o czymś, ale nie byłam pewna, czy to prawda (np. coś zasłyszałam itd.) to musiałam kilka razy zaznaczyć, że to co mówię może być nieprawdą, żeby nie wyjść na kłamczuchę. W sumie powtarzałam to tak długo, aż usłyszałam odpowiedź potwierdzającą, że dana osoba to usłyszała i przyjęła do wiadomości. Poza tym, czasem gdy np. siedzę w domu moją uwagę przykuje jakaś drobna krzywizna, np. zauważę, że książka, która leży na biurku ma zagięty róg, to staram się to zignorować, ale wtedy zawsze coś mnie zakuje i jeśli nadal tego nie poprawię to w umysł wkradają mi się niezależne ode mnie myśli, że jak tego nie poprawię, to komuś coś się stanie i to będzie moja wina. To chyba mnie irytuje najbardziej ;p Gdy jadę samochodem i widzę, że przede mną jedzie samochód cały w błocie, zaczynam sobie wyobrażać coś takiego, jak prezentują w tv shopach i reklamach, że przejedzie się czymś po tej brudnej powierzchni samochodu i staje się ona idealnie czysta. Tak, wyobrażam sobie, że myję ten samochód. Gdy się za mocno najem, mam wrażenie, że jestem spuchnięta i mierzę palcami nadgarstki, jeśli palce stykają się w tym miejscu co zawsze to czuję się uspokojona ;p
  7. klebek_nerwow

    Elo

    Cześć wszystkim. Zarejestrowałam się tu ze względu na moje nie zmieniające się, ale jakże stresujące życie i mam nadzieję, że się tu odnajdę ;p Mam 21 lat, zajmuję się myśleniem nad sobą, denerwowaniem się do szpiku kości i wynajdywaniem chorób. Tak jednym zdaniem, problemy to moja specjalność. Ich rozwiązywanie niestety już nie. Mam nadzieje, że będzie nam się miło rozmawiać. Pozdrawiam!
  8. Witam. W przypływie impulsu i wściekłości na siebie postanowiłam się tu zarejestrować i dowiedzieć się, czy są na tym świecie jeszcze tak walnięci ludzie, jak ja. Tak naprawdę, chciałabym, żeby ktoś, kto to rozumie, bądź się na tym zna, powiedział mi coś, co może mi pomóc. Piszę w tym dziale, ponieważ moje życie składa się z ciągłych, nieuzasadnionych lęków. Moim głównym lękiem, zmorą są inni ludzie. Nie,żebym nie lubiła innych ludzi i kontaktów z nimi, ale ludzie bardzo mnie stresują. Staram się z tym walczyć ze wszystkich sił, ale jest to walka nieskuteczna. Najbardziej ujawnia się to w trakcie rozmowy z ludźmi, z którymi nie jestem na co dzień związana. Wiem, że każdy się trochę stresuje, ale po mnie ten stres widać jak na kartce. Mam wrażenie, że mój głos brzmi nienaturalnie, nie potrafię się wysłowić, choć normalnie nie mam z tym problemów, robi mi się gorąco, czerwienię się lub blednę jak ściana, drżą mi mięśnie. Tak jest np. na wszystkich rozmowach kwalifikacyjnych, przez co od długiego czasu nie mogę znaleźć pracy nawet w głupim sklepie. Jestem pewna, że pracodawcy widzą moje zdenerwowanie, tym bardziej, że jak jestem zdenerwowana, zachowuję się, jak jakaś analfabetka. Przed takimi rozmowami potrafię uzbroić się w pancerz, jestem pewna, że będę spokojna, ale kiedy tylko przestępuję próg danego pomieszczenia, jak za dotknięciem magicznej różdżki czuję nerwowy dreszcz w przełyku i wtedy jest już po mnie. Nic nie daje tłumaczenie sobie, ze to babsko czy dziad po drugiej stronie biurka pewnie jest mniej wykształcone ode mnie i ogólnie nie ma potrzeby, żeby się go bać itd. Niech mi ktoś wyjaśni, skąd się to bierze, bo ja już nie mam na to sił. Na psychologa nie mogę sobie pozwolić, więc koło się zamyka. Nie chcę całego życia spędzić na utrzymaniu rodziców. Czuję się jak nieudacznica, co zresztą jest prawdą, bo nic mi przez to nie wychodzi, podczas, gdy innym wszystko idzie gładko (a jeszcze tego nie doceniają). Jak próbuję z kimś o tym pogadać to słyszę tylko, że przesadzam, ale gdybym przesadzała, moje życie wyglądałoby dzisiaj zupełnie inaczej. Zdaję sobie sprawę, że z tym dziwnym uczuciem zawsze będę przegrana. Co gorsza non stop próbuję to zmienić i nic. Nie wiem już sama, czy to pochodzi z mojej psychiki, czy z ciała. Może ktoś domysla się, w czym tkwi rzecz, za wszelkie odpowiedzi będę bardzo wdzięczna.
×