Witam
Trafiłam na to forum szukając miejsca, gdzie mogłabym porozmawiać i uzyskać jakąś konkretną poradę. Aktualnie nie mam nikogo z kim mogłabym porozmawiać i komu chciałoby się mnie wysłuchać...
Przedwczoraj zostawił mnie chłopak. W lipcu minęłyby 4 lata odkąd jesteśmy razem. Nie potrafię sobie z tym poradzić. Był dla mnie całym światem... Oprócz niego nie mam nikogo. Odkąd wyjechał, nie mam siły na nic. Nie mogę zapomnieć, jak żegnał się ze mną, pocałował mnie w policzek. Jak koleżankę. Po 4 latach.
Dziś cudem wyszłam z łóżka. Wczoraj cały dzień ryczałam jak głupia, musiałam się spić żeby to wytrzymać. Nie mogę przestać o nim myśleć, nie mogę nic zrobić wokół siebie. Dopadło mnie... w sumie nie wiem co. Dziś już nie płaczę, nie mam siły. Nie chcę niczego. Moje mieszkanie wygląda jak chlew, jutro czeka mnie zaliczenie na które muszę przynieść projekt... I nie mogę zrobić nic. Nie chcę zrobić nic. Nie chcę tego życia.
Chyba wciąż nie mogę w to uwierzyć. Łudzę się, że on jednak tęskni za mną, że wróci... Ale tak nie będzie.
Powiedział, że mnie już nie kocha. Że czuje, że nie będzie tęsknił jak wyjedzie. I widzę, że nie tęskni... Mówił, że mam sobie poradzić bez niego. Że mam skończyć studia... Po co? Bez niego? Teraz to wszystko nie ma już sensu. Nie chcę przyszłości bez niego. Całe życie poświęciłam jemu... Oddałam wszystko co miałam. Zrobiłabym wszystko, żeby wrócił, żeby było jak dawniej.
Nie wiem co teraz. Mam tyle do zrobienia, tylko po co? Nie widzę sensu w niczym. Nie chcę już czuć, nie chcę myśleć, widzieć, płakać. Chcę umrzeć.
We wtorek przyjedzie. Pewnie zabrać swoje rzeczy. Znów będzie traktował mnie jak koleżankę, a ja chyba tego nie wytrzymam. Wszystko wewnątrz mnie pęka, kiedy o nim myślę.
Chyba zwariuję, muszę się znów spić.