to co opisałeś... to mnie w pewien sposób poruszyło...
może jest Ci ciężko, bo szukasz oparcia w kimś, i tak bardzo się starasz aby Cię nie odrzucono, zaakceptowano, pokochano, odwzajemniono uczucie,
wiesz, ja miałam podobne sytuacje, zawsze na uboczu , złe kontakty z rodziną, zawsze odrzucona - starałam się ze wszystkich sił, aby mnie traktowano poważnie, aby mnie nie odrzucano...w rezultacie chyba byłam zbyt nachalna, sama nie wiem, co było złego... chyba dzieciństwo miało na mnie taki wpływ, że później ciężko było mi w relacjach z ludzmi. Brak akceptacji matki...
skończyło się lękami, tak jak u Ciebie, nagłe ataki paniki, bezdech- częst w nocy - bez uzasadnienia. W koneskwencji poszłam za namową matki do psychiatry, brałam prochy które mi przepisywał... mało pamiętam tamten okres... prochy zmieniły mnie, moje życie - wszystko prawie !!! przegrałam!!! Postanowiłam umrzeć. Lekarz przepisał mi , po tym jak mu powiedziaa, że mam myśli samobujcze 300 prochów na raz - to było dla mnie wybawienie - śmiertelna dawka.
Na szczęście lekarz nie poddał się i po 3 dniach walki wróciłam...od pół roku zmieniam swoje życie. staram się...
często słyszę na ulicy złe , obraźliwe słowa, czasem płaczę...ale walczę o każdy dzień.
Piszę to, bo nie mam rady dla Ciebie... wiem co czujesz i ciężko mi doradzać... przez to co napisałam, chcę abyś wiedział, że nie jesteś sam, że warto walczyć o siebie, swoje marzenia, miłość... nie zmieniać sibie dla kogoś, pogodzić się z poraszką i iść dalej, choćby się już nie mogło, bo puki się żyje i walczy to jest cień szansy na cud dnia następnego...
pozdrawiam