Skocz do zawartości
Nerwica.com

anetaneta

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez anetaneta

  1. witam was !!! jestem tu po raz pierwszy (w koncu musze cos ze soba zrobic), albo znalezc takich ludzi , którzy mi jakos pomogą. wiem ze tak moze byc i licze na to. Jeżeli mój wpis będzie dość długi, absorbujący to z góry przepraszam.nie ukrywam jednak, że liczę na jakiś pozytywny odzew. Mam niespełna 22 lata. zaraz po maturze zmarła mi mama. Przeszla przez długą i ciężką chorobę jaka jest nowotwór trzustki. ostatni rok szkoły średniej byl dla mnie bardzo trudny, cudem jednak udalo mi sie dostac na studia i to bylo moje wybawienie. Poznalam mnóstwo fantastycznych osób w tym mojego chłopaka, który pomógł mi wrócić do "żywych" otworzył mi oczy na sztukę, kulturę, zachęcał do uprawiania sportu i podrózowania. Zawsze powtatrzał, że mogę wszystko ,muszę tylko tego chcieć i do tego dążyc. dzieki niemu bardzo uwierzylam w siebie, zaprzyjaźniłam się z pozytywnymi osobami. Takich osób zawsze mi brakowało. Bylam osobą bardzo lubianą i pozytywnie nastawioną do świata. śmierć mamy sprawila, ze sporo ludzi sie ode mnie odsunęlo, także nowe znajomości byly na wagę złota.dwa lata studiów mineły pod znakiem szalonych imprez , mnóstwa przygód podrózy i milości. Ale takie szczęscie nie mogło trwać zbyt długo. Los znów mnie zaskoczył. w sposób nieoczekwiany i nagły zabrał mi tatę. moje życie wywrócilo się do góry nogami. Mój chłopak bardzo zawiódl w obliczu tak trudnej dla mnie sytuacji. Bylam na wakacjach kiedy dowiedzialam sie, iż mój tato wylądował w szpitalu. moja druga polowa niewahajac sie wrocila ze mna do polski. następnego dnia jednak powrócila na szlak wakacyjny( który mieliśmy spedzić oboje- długo na to pracowalismy). straciłam matkę ojca, i czlowieka ktorego na prawdę kochalam. Ale co to dla mnie? zawsze sobie powtarzalam ze zyc trzeba dalej, dzwigać cięzary , które niosą za sobą kolejne dni, a kiedyś pojawi się znowu to szczescie, które nawiedza mnie falami. przyjaciele ze studiów i z dziecinstwa , nie zawiedli, byli przy mnie i spelniali swoje zadnia rewelacyjnie. Zaczełam ogarniac sprawy zwiazane z domem( wynajecie pokoju) sprawy spadkowe itd. na poczatku szlo mi dobrze ale teraz jestem w rozsypce. malo która sprawe doprowadzilam do konca. stalo sie tak gdyz, zakochalam sie w bardzo dobrym czlowieku. Stwierdzilam ze Bog daje mi kogos kogo bede mogla znowu kochac i kto pokocha mnie. Pech chciał ze to byl najlepszy przyjaciel mojej najlepszej kumpeli ze studiów. Bardzo je na nim zalezalo. Zaczela pragnac czegos wiecej, JA motywowałam ja do tego by spróbowala swoich sił w tym ukladzie( chcialam dla niej jak najlepiiej) ale ten zwiazek nie mial szans gyz inicjatywa wychodzila tylko z jej strony. A potem jakos tak juz poszlo ze moja samotnosć i jego uczucie do mnie połaczyły sie w parze. stracilam najlepsza kumpele ze studiów, wraz z tym posypały sie inne znajomości. Znowu życie dalo m kopa. nie jestem szczesliwa, potrzebuje ludzi, ktorzy dadza mi sile aby rano wstac i dalej zmagac sie z kolejnym dniem, takich wsrod których bede sie czuć akceptowana ze wszystkimi moimi problemami( finansowymi , emocjonalnymi). Chce znaleźć przyjaciól, trudno jest jednak w obliczu tak wielu problemów zainteresować sobą innych. A jak widać wielkie przyjaźnie czesto koncza sie wraz z niewygodnymi sytuacjami. Wiele innych problemow( domowych, brak pracy i dochodów) przytłacza mnie, a samotność wcale mi w tym nie pomaga. Liczę na to, że choć kilka osób przeczyta moje wypociny, w których jest mnóstwo niewygodnych literówek i powie mi w koncu cos co da mi jakas nadzieje. Pozdrawiam was wszystkich.
×