Witam wszystkich,
Mam 21 lat i prawdopodobnie od 7-8 lat mam nerwicę lękową. Zaczęło się to na dobre pod koniec podstawówki, a w gimnazjum już nie funkcjonowałem normalnie. Przyczyną byli rodzice. Nikt w domu nie pił, jednak ojciec zrobił z domu piekło. Kłótnie, wyzwiska, straszenie, groźby, czasami bijatyki. Mój dom to było pole bitwy, a ja tego nie wytrzymałem psychicznie. Pojawiły się choroby, miałem problemy z pójściem rano do szkoły (bóle brzucha, głowy), zaległości w szkole (jestem ambitny i złe oceny to był dodatkowy stres), do tego kumple zaczęli mi dokuczać. Chodziłem cały roztrzęsiony i stałem się pośmiewiskiem.
Wyprowadziłem się z moją matką dopiero kiedy poszedłem do liceum. Trafiłem na fajną klasę, nikt mi tam nie dokuczał, w domu był spokój, ale psychicznie byłem wrakiem. Dalej miałem problemy z wstaniem rano do szkoły (bóle głowy). Szukałem chorób, robiłem badania i nic nie wyszło.
Po pewnym czasie wyssało ze mnie wszystkie pozytywne i negatywne emocję, a jedyne co odczuwałem to ucisk głowy i tak jest do tej pory.
Gdy miałem 18 lat poszedłem do psychoterapeutki. Chodziłem 3-4 miesiące, po 2x w tygodniu. Nie zaproponowała mi żadnej metody a spotkania wyglądały jak spowiedź, ja mówiłem ona przytakiwała. Brak efektów i odpuściłem sobie.
4 miesiące temu poszedłem na drugą terapię i chodzę do tej pory, efektów nie ma
W tym czasie udałem się również do dwóch psychiatrów, pierwszy zapisał mi zotral, drugi paxtin. Żaden lek mi nie pomógł, oba mnie tylko przytłumiły.
Czy powinienem dalej próbować z lekami? czy zmienić terapeutę? Jestem rozbity i nie wiem co robić :/