Skocz do zawartości
Nerwica.com

maxxie

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia maxxie

  1. Miałam nadzieję, że nigdy nic nie napiszę w tym temacie, ale cóż. Niedawno miałam pierwszy epizod autoagresji. Pocięłam się (w ukrywanym na co dzień miejscu, nie głęboko, tylko tak żeby nie zostały trwałe blizny, nie chcę w przyszlosci zbędnych pytań) i przerażające jest to, że sprawiło mi to przyjemność... To cudowne uczucie, kiedy musisz skupić się na bólu fizycznym, a nie na psychicznym.
  2. Biorę, ale dopiero do trzech dni, a na efekty trzeba czekać nawet miesiąc... Dziękuję za odpowiedzi :) Nie myślałam nad psychoterapią, zawsze wydawało mi się że to już skrajna opcja (chociaz nie, skrajną opcją jest psychiatryk). Ale z Waszych wypowiedzi i innych użytkowników forum wynika, że psychoterapia jest najlepsza formą leczenia. Zastanowię się nad tym. Na razie chciałabym tylko znaleźć porządnego psychiatrę, który postawi diagnozę, wysłucha mnie i odpowiednio pokieruje dalej, a nie tylko pokiwa głową, uzna że przesadzam albo nie wiedząc o mnie praktycznie nic przepisze leki. Co do szkoły - przeraża mnie fakt, że w poniedziałek zacznie się piekło. Duszę się na lekcjach, nie mogę znieść tego miejsca. Jak tak dalej pójdzie, to albo zeświruję kompletnie, albo będę musiała mieć faktycznie indywidualny tok nauczania (a tego nie chcę, scrat dobrze mówi, nie mogę unikać problemu, chociaż tak bardzo bym chciała uciec od tego, zniknąć gdzieś).
  3. Witam wszystkich. Moja historia będzie nieco długa, ale potrzebuję Waszej pomocy. Około trzy miesiące temu moje problemy nasiliły się do tego stopnia, że nie daję rady. Problemy wiążą się ściśle ze szkołą (obecnie jestem w II klasie liceum, rocznik 92). Zaczęło się już we wczesnej podstawówce. Szkoła mnie bardzo stresowała, więc zaczynałam wymiotować i potrafiłam to robić do momentu, w którym lądowałam w szpitalu pod kroplówką; nawet nie wiem ile już razy. Kiedy lekarze nie wykryli żadnej fizycznej przyczyny moich wymiotów, skierowali mnie do psychologa. Prawie nie pamiętam wizyt u niego, ale wiem, że pomogły i problem znikł po niecałych trzech latach użerania się. Później nie miałam już czegoś takiego, moja nauka przebiegała spokojnie... właśnie, aż do teraz. Zaczęło się od strachu, kiedy zaczęłam mieć spore problemy z jednym przedmiotem - matematyką. Na początku był to zwykły stres, później co raz większy, większy i większy, aż wreszcie przerodził się w lęk. Dodam, że nie bałam się szkoły, tylko konkretnie tego jednego przedmiotu. Pewnego dnia dostałam ataku histerii (spazmatyczny płacz, szlochy, krzyki), zaczęłam uciekać z zajęć, pojawiły się typowe objawy lęku: drżenie ciała, mdłości, zawroty głowy, pocenie się, brak koncentracji, kompletna pustka w głowie, uczucie, jakby miało się zaraz zemdleć, brak apetytu oraz rzadko kłucie w klatce piersiowej, a także inne objawy nie związane z (chyba?) z lękiem - przestałam wychodzić z domu, zaczęłam się izolować od ludzi, straciłam na wszystko ochotę, nie chce mi się rozmawiać z nikim, nawet z moją przyjaciółką, najchętniej leżałabym i nic nie robiła, mam okropne huśtawki nastroju: śmieję się bez powodu jak debilka, zaraz płaczę. Poszłam do psychologa, ta skierowała mnie do psychiatry. Przepisała mi... uwaga... hydroksyzynę (Atarax), chociaz nie miałam większych problemów ze snem. Wizyta mi nic nie dała, a pani psychiatra nie zrobiła na mnie dobrego wrażenia. Kiedy się zapytałam, co to mi jest i czy zakrawa to na fobię, zaśmiała się i powiedziała 'nie przesadzajmy, po prostu się boisz'. Wzięłam Atarax jeden raz i podziękowałam. Byłam otumaniona, prawie zasypiałam na lekcjach, nie mogłam się na niczym skupić, czułam się strasznie ociężała i powolna. Odstawiłam to i przez dwa tygodnie ledwo dawałam radę na ziołowych lekach uspakajających i melisie. Przez cały ten czas chodziłam do psychologa szkolnego. Polecił mi innego psychiatrę, więc w ten poniedziałek wybrałam się do niego. Po 15 minutach(!) rozmowy ze mną przepisał mi sertralinę (Sertagen) i doraźnie benzodiazepinę (Cloranxen). Ale pojawiły się nowe objawy: częste kłucie w klatce piersiowej, kompletna obojętność i zniechęcenie i co najgorsze - duszności. Teraz dotyczy to całej szkoły. Idę na lekcje, siedzę w ławce i ledwo oddycham, nie dociera do mnie to co mówią nauczyciele, kiedy się mnie coś pytają, jestem w stanie tylko mruknąć 'eee' i nic więcej. Trzęsę się, wszystko leci mi z rąk, nie mogę odrabiać lekcji, a o nauce już nawet nie wspomnę, mam zamglony wzrok, zaczął się problem ze snem. Nie chcę brać za często benzo bo wiem, że mocno uzależnia, ale w tym stanie mam ochotę łykać Cloranxen nawet dwa razy dziennie, bo mam wrażenie, że tylko to pomoże. Wczoraj wszystko to osiągnęło apogeum: w szkole dostałam ataku. Kiedy zaczęłam płakać (a raczej szlochać), wzięłam Cloranxen. Zanim zaczął działać, zrobiłam niezłą szopkę: miałam cały czas tak naprężone mięśnie, że dostałam skurczu w obu nogach, zalałam się woda bo nie mogłam utrzymać kubeczka w rękach, dusiłam się. Chciano wzywać pogotowie, ale już wzięłam benzo więc trzeba było czekać na działanie leku. Do domu zabrała mnie mama, nie mogłam iść przez te skurcze. Przeze mnie popłakała się, bo nie wiedziała co się ze mną dzieje. I od wczoraj dzieje się ze mną coś strasznego. Telepie mną, wszystkiego się boję (bałam się w drodze do szkoły, bałam się przejść przez ulice, bałam się w szkole, bałam się być w tłumie, bałam się ludzi, boję się siedząc w domu), jestem do niczego. Jeśli to jest kolejny etap choroby (tylko jakiej?!), to ja nie chcę wiedzieć, co będzie potem. Psychiatrzy nie postawili mi konkretnej diagnozy, nie wiem co mi jest. Podejrzewam nerwicę szkolną albo lękową, chociaz sama nie wiem. Wiem, że Wy nie rozpoznacie choroby, ale pomóżcie, co się ze mną dzieje? I jeszcze jedno: mieszkam niedaleko Lublina. Planuję pojechać tam do psychiatry, bo w mojej miejscowości już nie mam się do kogo zwrócić. Możecie mi kogoś polecić (na priv)? Mam nadzieję, że jest tu ktoś z Lublina...
  4. Hej, jestem maxxie (wolę pozostać anonimowa), niedługo kończę 18 lat. Forum przeglądam od dłuższego czasu (chociaz zdecydowałam się zalogować dopiero wczoraj), a odkryłam je przypadkiem szukając informacji o chorobie, którą mam. Wydawało mi się niemalże niemożliwe, że może tu być tyle osób z podobnymi problemami :) Kiedy czytam Wasze wypowiedzi, wiem, że tutaj jestem w pełni akceptowana i nikt nie zjedzie mnie za to, że w mojej psychice nie zawsze dzieje się dobrze. Pozdrawiam
×