Afobam może uzależnić, ale rzeczywiście tylko wtedy, gdy jest brany systematycznie i przez długi czas, tak jak pisał Esprit, chociaż myślę, że to zależy też od organizmu. Ja brałam Afobam kilka lat temu 2 razy dziennie po 0,5, oprócz tego Seroxat jako lek bazowy, i jeszcze na dobitkę Xanax. Teraz, z perspektywy czasu i oswojenia się z nerwicą, wiem dobrze, że tych prochów to psychiatra za dużo przepisał, ale wtedy na początku choroby byłam tak przerażona swoim stanem, że było mi wszystko jedno co biorę i ile biorę, aby tylko nie mieć tych straszliwych ataków. Ale się nie uzależniłam, mimo tych końskich dawek, a nawet paradoksalnie zaczęłam się bać brać prochy, zaczęło mi się wydawać, że to one wywołują u mnie ataki panicznego lęku. Doszło nawet do tego, że bałam się wziąć tabletkę na ból zęba na przykład. Sama odstawiłam te wszystkie prochy, został tylko Afobam, ale doraźnie, czyli bardzo rzadko. Nawet całkiem niedawno myślałam, że może udało mi się wygrać ostatecznie z moją nerwicą, wygnać ją w cholerę i nie dać się dopaść, ale niestety ataki czasem się przyplątują, co prawda w porównaniu z tym, co było kiedyś, bardzo mizerne, ale są.
chyba najlepszym lekiem jest nauczenie się żyć z nerwicą, oswojenie jej i świadomośc, że tak naprawdę to się nic złego z nami nie dzieje, że to tylko w naszej psychice i wyobraźni jest ten przerażający strach przed śmiercią, ta okropna kula w gardle, te zimne poty nie wiadomo skąd i dlaczego, ten brak oddechu, walenie serca, tętno i ciśnienie takie, że skali brakuje. (Kiedyś, to był chyba jeden z najgorszych ataków, wydawało mi się że się palę, że jestem cała w płomieniach - dobrze że nie było wody blisko, bo pewnie bym się utopiła zamiast się spalić).
Dla mnie sukcesem i pokonaniem nerwicy jest fakt, że mogę o niej pisać ze spokojem i NIE BOJĘ SIĘ, że za chwilę będę mieć atak. A kiedyś sama myśl o ataku wywoływała go w ciągu paru minut. koszmar.