Skocz do zawartości
Nerwica.com

one day...

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez one day...

  1. Walczcie. Ja też walcze, do głowy przychodzą mi dziwne pomysły;-( W dniu JEGO śmierci śnił mi się. Przyszedł i próbował mnie pocałować. A ja go odepchnełam. Spojrzał na mnie i powiedział, że chciał ze mną porozmawiać, że tak bardzo chciał mnie zobaczyć. A ja mu powiedziałam, że nie chce ze mną rozmawiać, tylko zaczyna mnie całować. I wtedy powiedział, że musi już iść, że każdy ocenia go po pozorach. I wiedy powiedziałam, żebyśmy porozmawiali a on taki smutny po tym jak go odepchnełam powiedział, że musi już iść... A ja powiedziałam, żeby poczekał żeby się nie denerwował bo to tylko sen. A ON mi powiedział, że to nie jest sen... i że go już nigdy nie zobaczę...Po tym znikł. I znalazłam się w firmie, w której się poznaliśmy a ja nadal pracuję... Stałam tam i mówiłam, że ON nie żyje... Tego samego dnia będąc w pracy dowiedziałam się o tym, że popełnił samobójstwo. Pisząc to mam wrażenie, że to wszystko sen. Że zaraz się obudzę i wszysko będzie normalne. Bo czy takie historie jak Nasza się zdarzają????????? Przecież to wszystko było jednym pasmem niedopowiedzenia... Skoro mi tak zależy to czemu go zostawiłam... przecież miałam wybor...
  2. Dziękuję za słowa otuchy... Pain, skoro wiesz, w przeciwieństwie do mnie, że go kochasz to rozmawiaj z nim i mów jak bardzo jest ci potrzebny... Nie wiem co jest przyczyną jego depresji bo nie łatwo jest powiedzieć, nazwać co nas boli. Ale musi trafić do tego źródła, bo inaczej przepadnie. Teraz dużo czytam na temat depresji. W moim, JEGO przypadku wiem, że to było załamanie nerwowe... Mimo, że osiągnął WSZYSTKO co mógł w swoim życiu zawodowym, spełnił swoje ambicje, to niestety okazało się, że sukcesy te go de facto wcale nie zaspokoiły. Chciał więcej więcej i gdy trafił na sam szczyt to okazało się, że stanął na samym szczcie nad przepaścią. I nie było nikogo kto by go rozumiał. Przynajmniej tak myślał w chili samobójstwa...Tak cholernie się mylił... DLATEGO PISZE W TYM MIEJSCU O TEJ HISTORII, MOJEJ HISTORII. PROSZE WSZYSTKICH SAMOBÓJCÓW, ŻEBY NIE MYŚLELI ŻE SĄ SAMI NA TYM ŚWIECIE. Bo na pewno jest jakaś osoba na tym świecie, albo będzie która będzie WAS rozumiała i kochała takimi JAKIMI JESTEŚCIE. A życie jest niestety okrutne splata ze sobą różne historie, tak jak jest to w moim przypadku i nawet nie JESTEŚCIE świadomii jak bardzo ktoś może WAS kochać, lubić!!!!!!!!!!!!!! WY NIE MOŻECIE TEGO WIEDZIEĆ BO TO BY BYŁO ZA PROSTE!!! MOI DRODZY WY NIE WIECIE CO MYŚLĄ O WAS INNI, I NIGDY NIE BADZCIE PEWNI ŻE JEŻELI KTOŚ SIĘ OD WAS ODWRÓCIŁ, ZOSTAWIŁ TO JUŻ NIE MYŚLI, ŻE NIE ZALEŻY. mI BARDZO ZALEŻAŁO, CHOĆ NIE WIEDZIAŁAM... Moja historia jest drugą stroną rozpaczy, rozpaczy jaka pozostała bo mogłam zadziałać, powiedzieć chociaż jak bardzo mi zależy... WIEM ŻE BARDZO TEGO POTRZEBOWAŁ. Nie zostawiajcie tego świata bez siebie. Jest dużo lepszy dlatego, że WY jesteście. Po prostu jesteście PS tak bardzo za TOBĄ tesknię;-(
  3. Witam wszystkich! W moim życiu niestety nie potrafiłam dokonać właściwego wyboru... Tak łątwo podjąć błędną decyzję i ocknąć się gdy jest już za późno. Moje życie w pewien sposób skończyło się dwa miesiące temu, gdy mój kolega/ przyjaciel... nie wiem jak nazwać nasze relacje...popełnił samobójstwo. Nasze relacje na pół roku przed tym tragicznym wydarzeniem, mimo, że trwały raptem kilka miesięcy, były bardzo silne, bliskie i bardzo emocjonalne. JEDYNE. Niestety zdałam sobie sprawe jak bardzo mi na Nim zależało zbyt późno bo po Jego śmierci., bo byłam zajęta pracą, awansem , brakiem czasu nad głębszym wniknięciem w swoją duszę. Sytuacja jest tym bardziej skomplikowana, że wychodze za mąż a dopiero teraz, (mimo tego, że się domyślałam) gdy Jego nie ma dowiedziałam się od Jego bliskich jak bardzo mnie kochał... Wszystko jest tak skomlikowane... Mimo, że byliśmy dla siebie tak bliscy to nie potrafiliśmy nazywać rzeczy po imieniu. ON dlatego, że nie chciał mi się wpieprzać w życie i dał mi wybór... JA bo sama mam ze sobą problemy i dopiero TERAZ w rozmowie z koleżanką, nieświadomie powiedziałam, że czegoś, zrozumienia, brakuje mi w moim przyszłym mężu. A tego mi nie brakowało gdy byłam z NIM. A czemu w wakacje tego nie widziałam??? Bo cieszyłam się zaręczynami??? Chyba nie bo On też słyszał, jak mówiłam, że w zasadzie się nie wyszalałam w swoim życiu, że nic tylko praca i obowiązki... Bo szukałam szczęścia dookoła a nie widziałam go pod nosem??? I to nie tak, że On popełnił samobójstwo z mojego powodu... To był niestety ten typ który nie potrafił sprostać własnym ambicjom. Starał się znaleźć schronienie w swoich celach, zmieniająć prace, miejsce zamieszkania itp. Ale jestem również świadoma, że szukał we mnie tego spokoju którego tak bardzo potrzebował. I mówił mi, choć nie wprost, że czuje się samotny, że jak wyjedzie to nikt nie będzie za nim tęsknił, prócz matki. A gdy wymieniałam mu po kolei bliskich i znajomych on mówił, że to nie taka tęsknota o którą mu chodzi... Teraz wiem, że nie chodziło o jego wyjazd, ale śmierć... I wiem, że tak bardzo chciał założyc rodzinę ale mówił mi, że tak trudno znaleźć normalną dziewczynę... A teraz dowiaduję się, że mówił, że mogłabym to być tylko ja i żadna inna. Wiem, że nie sądził że się o tym dowiem bo nie miałam kontaktu z jego rodziną. Dowiedziałam się o tym przypadkowo. A ja swoją lekkomyślnością szansę mu dawałam a za chwilę odbierałam... A jak nam się kontakt urwał? pół roku temu gdy wyjechał. Spotkalam kogoś z przeszłości w pracy, kto nagle stał się dla mnie mega atrakcyjny i bezczelnie, egoistycznie mu o tym mówiłam... raniłam. I chyba to go przerosło, bo pierwszy raz przyparł mnie do muru pytając o co mi chodzi... Wtedy przestraszyłam się i powiedziałam, ze gdybym wiedziała to byłabym szczęśliwa. i On powiedział mi wtedy ZE TEŻ MAM PROBLEM. I to pawda... I wtedy poczułam, że nie jestem mu obojętna... Podświadomie poczułam, że nie moge go obarczać moimi rozterkami i że ranie mojego nażeczonego i podczas naszej ostatniej rozmowy telefoniczej powiedziałam, że musze zająć się przygotowaniem do ślubu i wszystko muszę sobie odpuścić. A ON powtórzył za mną kilka razy, że trzeba sobie odpuścić... i odpuścił... Ale wcale nie chciałam żebyśmy sobie, odpuszczali, ale wydawało mi się że nie ma innego rozwiązania... Szkoda tylko że to wszystko zaczynam rozumieć w momencie gdy już nic nie moge zmienić... Gdy jego do życia już nie przywróce. Moje łzy już na nic się nie zdają... I jestem w takiej pustce. I szkoda, że nigdy mu nie powiedziałam ile dla mnie znaczył… ON NIE ŻYJE, A JA ŻYJĘ NIE ŻYJĄC.
×