Mam 30 lat. Ojciec alkoholik, mama chora na schizofremię od ok.10 lat. Niewiele pamiętam z dzeciństwa, wiem, że było ono koszmarem, ciągłe ucieczki z domu, potluczone talerze, powybijane szyby, ciągły lęk. Jak kiedyś ktoś powiedział " żeby to nie odbiło na ich dorosłym życiu" ( mam 4 rodzeństwa),wydawało mi się, że nie jest to możliwe, bo przecież mam silną psychikę. Teraz wiem jak bardzo się myliłam.
Skończyłam liceum ekonomiczne, mimo iż uczyłam się dużo nie miałam najlepszych wyników, w każym bądź razie mnie one nie zadowalały, pewnie dlatego, że moje rodzeństwo miało z roku na rok świadectwa z paskiem, chciałam im dorównac. Mimo, iż szkole ciagle się stresowałałam ( brak pewności siebie, niska samoocena), wtedy był to jeszcze taki sters motywujący, zdecydowałam się iśc na studia, na które sama musiałam zarobic. Oszczędzałam wtedy każdy grosz, aby je skończyc, aby kiedś moje dzieci miały lepsze dzieciństwo, abym mogła zapewnic im, a także sobie poczucie bezpieczeństwa i niezlażeności. Zawsze chciałam byc niezależna. Skaldałm Cv a potem modliłam sie zeby ktoś czasem nie zadzownił, tak się bałam, bo przecież ja nic nie umiem.
Nie było lekko, brak pracy coraz bardziej upewniał mnie, ze jestem do niczego. Za studia udalo mi się zarobic parę groszy wyjeżdzjąc za granice do cięzkiej pracy fizycznej i wówczas gdy zobaczyłam jak sie tam człowieka się traktuje, ogarnął mnie jeszcze wiekszy lek , poprostu wie wyobrażałm sobie w taki sposób zarabic na życie na dłuższą metę, to był koszmar poświęcanie resztek swoich sił, pozwalanie na poniżanie się, aby zarobic parę groszy. Mimo wszystko cieszyłam sie ze chociaż to mam, miałam nadzieję, że jak skończę studia a może w końcu znajdę jakąś pracę w Polsce, chociaz tracialm na to niadzieję.
Mój stan psychiczny był coraz gorszy, zaczęłam miec problemy na studiach, strasznie panikowałam a sters był wrecz paraliżujący. Stwierdziałm, że nie dam rady i zdecydowałam się z nich zrezygnowac, ale wówczas mój stan byl jescze gorszy. Przecież tyle wysiłku nerwów włożyłam w to aby uzyskac ten tytuł mgr. nie dawałam sobie z tym coraz bardziej rady stwierdziłam, że jakoś muszę je skończyc bo inaczej calkiem zgłupieje, no i jakimś cudem udało mi się jeskończyc. Niestety po studiach nic się nie zmieniło, szukałam jakiejkolwiek pracy (chociaz wiem , że praca w hipermarkecie nie zadawalałaby mnie, wkońcu chciałam coś osiadnąc) jadnak nigdzie mnie nie chcieli.
Po dwóch latach stwierdziłam , że to nie ma sensu, całkiem wycofałam sie z rynku pracy i tak jest do dzisiaj.
Jednak do końca nie pogodziłam sie z tą sytuacja, a depresja ciąglę się poglębiała. nieprzespane noce, , brak sensu wstawania z łóżka, ogromy lęk o przyszlośc. Odizolowałam się całkiem od świata, bałam się wyjśc z domu i odezwac się do ludzi, miałam problemy z pamięcią i myśli samobójcze.
Związałam się z człowiekiem bez ambicji, nie czuje się przy nim bezpiecznie, ale cóz z samą sobą nie czuję się bezpiecznie. Od początku wiedziałam , ze czeka mnie z nim ciezkie życie, ale cóż może wymagac taka jak ja. Jednak wciąz z nim byłam nie wiem sama dlaczego, może bałam sie samotności. Męczy mnie życie z nim ale wciaż z nim jestem bo w 2005 roku przyszeł na swiat nasz synek, myślałam , że może on doda motoru mojemu zyciu , ze zacznę coś robic, ale niestety, wcież nie miałam na nic sił a jeszcze doszedł lęk o jego przyszłośc. Wówczas byłam w takim stanie, że powiedziałam sobie, że jak nie dam sobie rady to się zabiję.
Często zadaję sobie pytanie, czy Bóg istnieje, dlaczego ja się tak męczę na tym świecie, za jakie grzechy, całe moje życie jest takim koszmarem.
Przestałam sobie radzic z czym kolwiek, umycie naczyc, posprzątanie, zrobienie dziecku jesc bylo dla mnie straszna męką.Jeden problem rodził drugi i tak blędne koło.Wkońcu stwierdziłam że dłuzej nie dam rady moje życie stalo się się koszmarem musiałam cos z tym zrobic. Po długim zastanawianiu się stwierdziłam ze muszę coś z tym zrobi bo oszaleję, z trudem wybralam sie do psychiatry i od dwóch lat jestem na antydepresantach. Psychicznie czuje się lepiej, ale boje się postawic jakiś krok do przodu, aby moje życie nabrało jakiegoś sensu, boje się iśc do pracy, boje się o przyszlośc. wiem, że jakies zajęcie zapewnie wplynęłoby pozytywnie na moj stan, ale jak mam znaleśc sobie pracę, skoro czuję sie do niczego? :(Pomóżcie proszę, bo obawiam się, ze jesli nic się nie zmieni w moim życiu depresja znowu mnie dopadnie, a kto ją przeszedł wie co to za straszna choroba, drugi raz tego nie przeżyję.