
Pathetic
Użytkownik-
Postów
9 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Pathetic
-
Co zrobić by się nie zabić? Pomóżcie, bardzo proszę
Pathetic odpowiedział(a) na mickey180 temat w Depresja i CHAD
do osob wierzacych -> czy uwazacie ze po drugiej stronie na samobojce czeka pieklo? bo jesli tak to nasz Bog nie ma nic z milosierdzia... jeszcze tego brakuje zeby po koszmarnym zyciu spotkalo mnie wieczne potepienie -
Tak wiem i doskonale zdaje sobie sprawe ze jesli kiedykolwiek mialem szanse to ja zaprzepascilem i moglem to rozegrac inaczej. Lecz wtedy bylem jeszcze glupi i naiwny majac nadzieje ze wszystko jakos samo sie ulozy ze jest mi pisana bo w koncu modlilem sie cale zycie o kogos takiego jak ona. Na cale szczescie w glownej mierze przestalem juz czuc cos do niej... no moze poza zalem ze ja w ogole spotkalem a znajomosc z nia w duzym stopniu przyczynila sie do mojego obecnego stanu.
-
Masz racje ze lepiej byc szczerym. Tylko sprawa byla troche bardziej skomplikowana. Ona nie byla ze mna szczera przez ten caly czas. Flirtowala ze mna na wszystkie mozliwe sposoby i chodzi o to ze przez rok zwodzila mnie i dawala do zrozumienia ze moze cos z tego wyjsc ze "cos" do mnie czuje. Wtedy byla jeszcze ze swoim ex ktorego nieznosila wiec ja grzecznie czekalem az z nim zerwie. W koncu nie wytrzymalem i powiedzialem jej ze niech w koncu sie zdecyduje i wybierze wiec wybrala - jego. Pare tygodni pozniej zerwala z nim. Nim zdarzylem sie zorientowac ona miala juz nastepnego. Pewnego czasu bylem ze znajomymi na piwie. Ona tez tam byla. Nadal mocno to przezywalem. Ona widzac mnie dosc przybitego wypowiedziala te ("Sorry ale(..)") slowa przy naszych znajomych. Wtedy cos we mnie umarlo - dusza a moje serce zostalo wytargane z piersi i pozarte na surowo przez nia. Juz wiele razy probowalem zmienic swoje nastawienie. Wydaje mi sie jednak ze w takim wieku zmienic charakter czlowieka moze tylko cud. Rozmowy z kobietami zawsze byly dla mnie katorga. Zazwyczaj nic nie mam ciekawego do powiedzenia ale gdy odbywa sie to przy dziewczynie (nie daj Boze choc ciut atrakcyjnej) to zapominam jezyka w gebie a umysl mam pusty jak moj portfel. Nawet jak juz sie uda cos powiedziec to tylko sie kompromituje. Bylem juz niezliczona ilosc razy u lekarzy ale kazdy wie jak wyglada polska chora sluzba zdrowia. Bagatelizowali moje problemy bo przeciez nie jestem umierajacy a leczenie przyspozylo by mi wiecej skutkow ubocznych niz korzysci. Niestety nie mam zadnych. Jedyne co mi wychodzi to stekanie jeczenie i narzekanie na ten parszywy swiat. "Sorry" ze Cie to irytuje ale dla mnie jezyk angielski jest latwiejszy w odbiorze i milszy dla ucha. Szczerze mowiac nie trawie polskiego ktory nie dosc ze kaleczy jezyk to i uszy Co do znakow interpunkcyjnych to zawsze mialem problem z przecinkami... glowne zasady znam (przed ze ktory wyliczenia itp) ale jakos nie chce mi sie bo i tak pare bym pominal. Dziekuje wam moi mili ze w ogole chcialo wam sie czytac te pierdoly. Sam nie wiem czemu postanowilem je publikowac na tym forum. Nigdy nie mailem jakiejs wiekszej potrzeby wyzalenia sie moze chcialem zeby ktos mnie w koncu zrozumial. Pozdrawiam!
-
Witam! Od dobrych paru lat mam na glowie depresje. Oczywiscie nie moglem sobie z nia sam poradzic wiec udalem sie do psychiatry. Ten zas przepisal jakies prochy. Bez skutku. Pozniej jakies inne. W miedzy czasie odwiedzialem tez psychologa. I tak przez pare miesiecy. Widzac iz nie zdaje sie to na nic poszukalem pomocy gdzies indziej. Przyjeto mnie na odzial psychiatryczny dzienny. Mialem spotkania z psychologiem i psychiatra pare razy w tygodniu oczywiscie lykalem tez przerozne piguly. Po 6 miesiacach leczenia zrozumialem ze jest to bez sensu. Spytacie czemu? Otoz jakim cudem czlowiek moze byc szczesliwy jak jego zycie to jeden wielki syf. Dotarlo do mnie ze nie wylecze sie z depresji dopoki moje zycie bedzie wygladalo tak samo. Niestety takie bedzie do mojej usranej smierci bo jak to powiedzial pan z reklamy: "cuda sie zdarzaja ale nie warto na nie liczyc". Wiem ze to jeden z objawow depresji gdy wszystko wydaje sie beznadziejne lecz takie jest wlasnie moje zycie. Nie jest tego jeden powod ani dwa ale cala masa! Wyszczegolnie te najpowazniejsze: 1. Nie mialem nigdy dziewczyny i tak pozostanie. Milosc w znacznym stopniu pomogla by mi w udrece jaka jest moje zycie tylko szkoda ze nie jest mi to dane. Zycie intymne nie istnieje i nadal jestem prawiczkiem. W przeszlosci gdy mialem troche wiecej wiary w siebie probowalem znalezc sobie kogos. Z marnym skutkiem. Bylem zawsze odrzucany w mniej lub bardziej drastyczny sposob jak np wysmianie. Byla kiedys taka dziewczyna w ktorej zakochalem sie po uszy nie widzialem swiata poza nia i mialem nadzieje ze ona odwzajemni te uczucie. Trwalo to okolo roku i wszystko zmierzalo ku dobremu gdy w koncu odwarzylem sie zapytalem czy bedzie ze mna. Powiedziala cos co zapamietam do konca zycia: "Sorry ale nie moge byc z kims takim jak ty". Jest to opisane w bardzo wielkim skrocie bo nie chce az tak was zanudzac. No wiec jak juz pisalem do konca zycia bede sam. Jestem nudny nieciekawy niesmialy malomowny a o wygladzaie to juz nie wspomne bo najwyrazniej nie ma o czym. Heh to sie nazywa idealny mezczyzna. Juz tylko ten powod moze totalnie zniszczyc zycie jak w piosence dzemu "a najgorsze to samotnym byc". Niestety to tylko jeden z wielu moich problemow. 3. Nie mam przyjaciol. Ci co ich udawali dawno poszli sobie widzac ze zadnych korzysci ze znajomosci ze mna miec nie beda. Znajomych mam tylko paru i to naprawde nieciekawych dla ktorych moja osoba jest niczym. 2. Nie mam zdrowia. Mam problemy z cisnieniem krazeniem i ukladem pokarmowym glownie z zoladkiem. Jeszcze jest mnostwo drobniejszych dolegliwosci. Minimalna ilosc snu po jakiej moge w miare "normalnie" funkcjonowac to ok 12h co jest nie do przyjecia w dzisiejszych czasach. Przez wiekszosc dnia czuje sie cholernie zmeczony i senny dopiero pod wieczor zaczynam czuc sie lepiej. Od jakiegos czasu jestem strasznie nerwowy i wszystko mnie wku***a i to tak bardzo ze moge kiedys nie wytrzymac i przyp***c komus w ryj. 3. Nienawidze swoich starych. Od najwczesniejszych lat w domu byl alkohol ciagle awantury wzywana policja separacja itp itd. Bylem wychowywany pasem. Balem sie rodzicow. Caly czas mieli mnie w dupie do momentu jak cos przeskrobalem a wtedy lanie. Nigdy nie moglem sie odezwac nieproszony. Wiem ze w duzej mierze wlasnie to im zawdzieczam swoja niesmialosc zamkniecie w sobie molomownosc i inne malo pozyteczne cechy. Teraz gdy mam 22 lata juz nie jest tak tragicznie ale najgorsze jest to ze jestem od nich uzalezniony. Nie wiem jeszcze jak dlugo pozwola mi mieszkac z nimi. Pewnie nie za dlugo. Chociaz maja kasy jak lodu wielki dom luksusowe samochody to na mnie wydaja mniej niz na komorke. Chodze w dziurawych butach wyplowialych koszulkach i potarganych spodniach. 4. Nie mam przyszlosci. Nie potrafie kompletnie nic. Nie wiem jak mam sobie w zyciu poradzic. Jak pomysle ze mam zapieprzac cale zycie za marne grosze ktore ledwo starcza na rachunki to dostaje bialej goraczki. Gdybym nie bal sie wiecznego potepienia (czyt piekla) juz dawno skonczylbym z marnym soba. BOZE WEZ MNIE DO SIEBIE!!!
-
Z tego co sie dowiedzialem z waszych wypowiedzi jak najdluzej bede zwlekac z podjeciem takiego leczenia. Oczywiscie sa jakies normalne placowki gdzie pacjenci sa traktowani jak ludzie ale znajac moje szczescie wyladuje w jakiejs dziurze wiec bede walczyc i nie dam sie zamknac. Mam nadzieje ze moj psychiatra nie wpakuje mnie tam sila bo nie wiem jak to zniose.
-
Dzisiaj bylem u nowego psychiatry. Ciesze sie ze przynajmniej on sie choc troche przejal moim losem ale boje sie hospitalizacji o ktorej wspominal. Czy ktos mial do czynienia z taka forma leczenia depresji? Na sama mysl o tym ze maja mnie zamknac u czubkow robi mi sie slabo...
-
naprawde dziekuje wam za slowa otuchy! mam nadzieje ze i mnie w koncu spotka szczescie w zyciu. ale ciagle porazki wcale na to nie wskazuja. dzisiaj zapisalem sie do innego psychiatry i licze na to ze ten juz nie bdzie patrzyl na mnie olewacko i bagatelizowal wszystkie moje problemy. cieszy mnie fakt ze ludzie z tego wychodza ale obecnie czuje sie tak jakby juz nic nie bylo w stanie mi pomoc. dziwi mnie fakt ze osoby majace kochajacego partnera maja depresje bo przeciez milosc to jest to o co w tym calym zakichanym zyciu chodzi. gdybym i ja zaznal troche czulosci to watpie ze teraz myslabym o najgorszym. pozdrawiam
-
44... nie dziwi mnie to bo jestem wrakiem czlowieka
-
mam 20 lat i od okolo 3 lat choruje na depresje. wszystko zaczelo sie w dziecinstwie. moi rodzice byli bardzo wymagajacy a za najmniejsze przewinienie dostawalem lanie. dodatkowym problemem byl alkohol (w znacznych ilosciach) w domu co tylko pogarszalo atmosfere rodzinna. dla ojca prawie nie istnialem a matka bardzo rzadko okazywala mi choc odrobine matczynej milosci. jako dziecko zylem w ciaglym stresie bojac sie ze jak tylko ktorys z rodzicow wroci do domu to zleja mnie na kwasne jablko za dwoje w dzienniczku czy jakis maly wybryk. moi rodzice nie daja sobie w kasze dmuchac i nie bylo z nimi dyskusji na zaden temat. mowili tylko masz tak robic i juz a jak cos nie pasuje to zaraz ci sie oberwie. w wielkm skrocie stad min sie wziela moja chroniczna niesmialosc ktora byla i jest dla mnie wielkim ciezarem. w wieku lat 15 wszyscy moi znajomi chwalili sie swoimi chlopakami i dziewczynami. ja tez chcialem miec kogos kogo moglbym przytulic czy pocalowac ale niestety dzieki mojej niesmialosci nie bylem w stanie znalezc sobie "przyjaciolki". pare razy probowalem sie przelamac ale z mizernym skutkiem. myslalem sobie jeszcze cale zycie przede mna i napewno kiedys spotkam ta jedyna ktora bedzie przebojowa i sie mna zainteresuje. wiec czekalem i czekalem az dostalem sie do liceum. w klasie przewazaly dziewczyny co mnie bardzo peszylo. wszyscy mysleli ze jestem jakis dziwny bo nie odzywalem sie za wiele a o wzieciu glosu na forum klasy nie bylo mowy. jestem wierzacy ale w ciagu swojego krotkiego (jak dla kogo) zycia wiele razy zwatpilem w boga. nigdy nie mialem za wielu przyjaciol chyba tylko w podstawowce i gimnazjum gdzie jescze moja niesmialosc kryla sie za mlodzienczym entuzjazmem i spontanicznoscia. ale to minelo bezpowrotnie. zawsze zazdroscilem odwaznym przebojowym osobom ja tez chcialem byc w centrum uwagi byc lubianym i szanowanym. niestety nie jestem taki. wszystko mialo sie zmienic gdy pewnego dnia zaczepila mnie pewna dziewczyna z ktora chodzilem do klasy bylo to w polowie szkoly sredniej. zawsze mi sie podobala byla sliczna zabawna i bezposrednia ale nigdy wczesniej nie zwracala na mnie uwagi. dobrze mi sie z nia rozmawialo a raczej jej sluchalo bo nie bylem w stanie sklecic zadnego zdania i tylko moje pojedyncze slowa jakos ratowaly sytuacje. od tego czasu zaczelismy sie czesciej widywac myslalem ze to spelnienie moich marzen. wiedzialem ze ma chlopaka ale takze to ze nie ukladalo im sie za dobrze. wiec postanowilem czekac az w koncu z nim zerwie. caly ten czas spotykalismy sie po kryjomu aby jej chlopak niczego nie podejzewal trwalo to okolo pol roku. mysl o tym ze bedziemy kiedys razem dawala mi wole do zycia. moja cierpliwosc dobiegala konca poniewac przez ten czas zdazylem pokochac ja calym sercem. ona takze mowila mi ze wiele czuje do mnie i uwielbia spedzac ze mna czas a przy najblizeszej okazji zerwie ze swoim chlopakiem. pewnego dnia zobaczylem ich razem patrzylem jak on ja obejmuje i pragnalem za wszelka cene byc na jego miejscu. dluzej czekac nie moglem wiec postanowilem postawic wszystko na jedna karte. powiedzialem jej zeby wybierala miedzy mna a nim... wybrala jego. caly moj swiat sie zawalil. zerwalem z nia wszelkie kontakty. az tu pewnego dnia slysze jej rozmowe z kolezanka z ktorej wynikalo ze w koncu z nim zerwala. pomyslalem sobie jednak bog istnieje. wiec czekalem az sama do mnie przyjdzie. nic takiego nie mialo miejsca. na pewnym spotkaniu klasowym przyprowadzila swojego nowego chlopaka co rozdarlo mi serce na milion kawalkow. a ona sama pograzyla mnie slowami "chyba nie myslisz ze moglabym byc z kims takim jak ty". tej nocy stracilem jakakolwiek nadzieje. bardzo to przezywalem a najgorsze bylo to ze musialem ja tolerwac w klasie. teraz mam 20 lat i nadal jestem sam. juz nie wierze w to ze ktos mnie szczerze pokocha. depresja zostawila na mojej psychice ogromne znamie. kazdy dzien jest dla mnie koszmarem nic mi nie sprawia radosci. mam leki przed spotkaniem z ludzmi. jestem bardzo samo krytyczny a wrecz nienawidze siebie swojego ciala swojego charakteru. najprostsze rzeczy takie jak pojscie na poczte sa dla mnie ogromnym wyzwaniem. depresja i ciagly stres takze wyniszczyly moje cialo. caly czas chudne nie mam sily na nic ani ochoty. caly czas miewam mysli somobojcze i jedyne co mnie od tego odwraca to strach przed wiecznym potepieniem. wiec jako wierzacy modle sie do boga aby skrocil me meki wzial mnie do siebie. wszystko mi jedno czy to bedzie rak czy noz dresa w plecach poprostu chce miec juz swiety spokoj. ludzie ktorzy mnie znaja mysla o mnie jak o jakims leniu ktory mysli tylko o sobie i wyolbrzymia wszystkie swoje problemy. nikt mnie nie rozumie. nawet postanowilem poszukac pomocy u psychiatry ale on przepisal mi tylko jakies prochy. bralem je 2 miesiace bez zadnego rezultatu. niedawno zaczalem chodzic do psychologa ale to takze jest bez sensu bo niby co ma mi dac takie mowienie zebym myslal pozytywnie. dobrze ze teraz jeszcze mam wakacje ale boje sie co bedzie od pazdzirnika bo zaczynam drugi rok studiow. nawet jesli uda mi sie go zdac to niczego mi to nie da bo na egzaminach tylko sciagam bo nie mam sily na nauke a problem z koncentracja tez daje sie we znaki. po studiach pewnie wyladuje na ulicy bez srodkow do zycia bez perspektyw na przyszlosc bez nikogo w kim moglbym miec oparcie. wole smierc. pladrujac fora o tej tematyce znalazlem jedno zdanie ktore zapadlo mi w pamiec mianowicie: "jak sie wychodzi z depresji? ...OKNEM!" narazie wszystko wskazuje na to ze to jedyne wyjscie. watpie ze komukolwiek bedzie sie chcialo pisac moje wypociny ale musialem z siebie to wyrzucic. pozdrawiam i zycze zdrowia!