Skocz do zawartości
Nerwica.com

kamilano

Użytkownik
  • Postów

    5
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez kamilano

  1. Od razu boisz, od razu tylko ci się tak wydaje. Po prostu wiem kiedy lęki występują, ale wtedy kiedy korzystam z życia (praca, hokej, dom, spacery z psem) nigdy nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby czegokolwiek się obawiać. Punkt a jak kiedyś wyczytałem. Poszerzyć swoją strefę bezpieczeństwa metodą "na chama". Punkt b, pogłębić się w tym stanie, zdać sobie sprawę, że nic z tego. Stworzyć listę leków przedpołudiowych i po południowych. Żyć w otępieniu. Dziękuje z góry za wszystkie rady i porady. Zależało mi na radach i taką otrzymałem. :) Dziękuje, szczególnie polakita'cie :)
  2. polakita - podziękował z odnośnik do tego tematu. Pozostaje tylko jedno pytanie, w takim wypadku odstawienie używek na jakiś okres i sprawdzenie czy będzie poprawa powinno wystarczyć? Czy konieczna jest raczej w międzyczasie pomoc "doraźna". Można przecież przewidzieć, że szaman przypisze Oxazepam czy Xanax. Z deszczu pod rynnę.
  3. Chwileczkę, przecież nie pisałem, że utumaniam się lekami. Zawsze byłem przeciwnikiem i przez to od 5 lat nawet przeziębienie mnie nie bierze. Ale fakt faktem whiskey, piwo czy brandy towarzyszą mi niemal codziennie. Czasami mniej, czasami więcej. Ale tego typu środki, szczególnie w tygodniu trzeba zaliczyć do tych wieczornych. A napady bywają rano, w południe, po i wieczorem. I zdecydowanie odpada psychiatra, z góry przepraszam jeśli nie doceniłem rady, ale zawsze byłem za załatwianiem spraw samodzielnie, co de facto wychodziło na dobre. Ktoś mówił odstaw to i było to udokumentowane to odpowiadałem z góry: no problem. Przepraszam, że wypadło to wulgarnie :/ Szukam po prostu sposobu na pokonanie nerwów własnymi sposobami. No i w końcu jeśli wiem co w gruncie rzeczy to powoduje? Skoro serducho nie daje mi rady to dlaczego nerwy miała by dać? :)
  4. Dokładnie nie wiem co jest przyczyną tego, że czuje się jak bym miał zawał. Strasznie lubię oglądać filmy. W wielu z nich zawał jest określany jako bóle w klatce piersiowej. Czasami miewam takie ukucia, czy po prostu pulsujący ból. Może nie taki promienisty ale nadal powoduje niepokój, niesamowity niepokój. Któryś tam raz w tramwaju, w markecie, w terenie jak dopadały mnie problemy z serduchem w końcu postanowiłem to wykorzystać. Po pewnym czasie nawet nauczyłem się to kontrolować odcinając częściowo dopływ tlenu do organizmu. Wtedy nawet nie miałem pojęcia o istnieniu czegoś takiego jak nerwica lękowa. Obwiniałem sposób bycia. Za dużo fajek, za dużo alkoholu. Alkohol wypłukiwał potas, tak lekarz powiedział. Za przeproszeniem żarłem kalipoz ale po 3 miesiącach zero poprawy. Sam fakt zaburzeń pracy serca wydaje mi się nie groźny skoro od czasu kiedy go kontroluje trwa mniej więcej po max 15 sekund. Są jednak dwie rzeczy, które nie pozwalają mi normalnie funkcjonować: czy to kołatanie po pewnym czasie nie powoduje uszkodzenia mięśnia sercowego? czy ten stres (wiadome uczucie) da się jakoś przezwyciężyć nie wciskając w siebie na siłę kilku podwójnych whiskey? Występuje on głównie w miejscach publicznych, tam gdzie pracuje, w domu czy na spacerze z psem jest spokój, tam gdzie spotykam kilku czy nawet więcej ludzi to zaczynam czuć taką potrzeba pokazania się, że jestem lepszy. Nie ma się co oszukiwać. Zawsze taki się czułem. Z wyobraźnią, zdolnością do empatii. Racze mnie niż bardziej odważny ale w tym wypadku to bardziej skomplikowane. Były takie lata, że tą odwagę można by wziąć pod wyczyn kurka bohaterski, w połowie nadal tak jest, nie powiem, że się boje, po prostu robię. Ale przed oczami od pewnego czasu mam czarny scenariusz tego wszystkiego. Mimo to pełen różnych wyobrażeń, przemyśleń, wątpliwości, pytań. jedynym słowem starałem się żyć w pełni.
  5. Ciężko mi stwierdzić kiedy u mnie się zaczeło. Niektórzy twierdzą, że przychodzi nagle ale większość widzi w tym podłoże z wieku 15-16 lat. Jeśli to prawda to mam na uwadze dwa wydarzenia. Jedno jak niemal utonąłem na Kryspinowie (okolice Krakowa). Drugim pewnie będzie pierwsze doświadczenie z trawką. To są te momenty z dzieciństwa podczas który pamiętam kołatanie serca z "nietypowym stylu". No i na nowo z wielkim hukiem zaczęło się jak już miałem 22 lata. Ciężko mi stwierdzić co było przyczyną. Od tak pewnego dnia w lecie (były wtedy na prawdę wysokie temperatury) wsiadłem do tramwaju. W biegu kończąc dopalać papierosa. Spieszyłem się do pracy. No i zaczęło się. Myślałem, że to z nadmiernego wysiłku. W końcu usiadłem i zrobiło mi się biało przed oczami ale mimo wszystko byłem przytomny. Cały mokry wysiadłem i siedziałem na przystanku dobre 15 minut aż serce się uspokoi. Od tej chwili miałem kilka miesięcy przerwy. Aż w końcu w przypadkowych miejscach, czy to centrum handlowe, autobus, nawet dom zaczynałem mieć podobne objawy. W domu to jeszcze pół biedy, kładłem się na brzuchu (na plecach tylko potęgowało ten strach przed zawałem) i odczekiwałem swoje. Wizyty u licznych lekarzy. Jeden stwierdził, że nie mam wystarczająco potasu, drugi, że jestem zdrowy jak koń. To był już okres kiedy nawet przy zwykłym rozwiązywaniu buta potrafiło mi serce spłatać figle. Też za bardzo nie chce iść za tokiem myślenia lekarzy czy "szamanów". Jedna i druga strona po części ma rację. Ale faszerowanie się oxazepam'em czy picie herbatki ziołowej to nie rozwiązanie. Jedno pomaga i tworzy z Ciebie wrak, a drugie to złudne placebo, które może na początku coś da. Na chwile obecną staram się kontrolować swój oddech podczas napadów. To mi głównie pomaga. Przed strachem przed napadami jednak tylko alkohol. Na chwile obecną z tego szukam wyjść. Jak się nie "utłumaniać" i być szczęśliwym.
×