I znów wróciła z pełną siłą aby mnie powalić,zniszczyć,wyssać ze mnie to co jeszcze zostało-moje nieodłączne fatum-NERWICA LĘKOWA
Przez okres 5 lat czułam się świetnie,a teraz nie wychodzę z sypialni,to mój azyl.
Ale postanowiłam nie dać się dopóki jeszcze jakoś sobie radzę.Rozpoczęłam leczenie.
Wielkim dla mnie utrudnieniem jest to że mieszkam w Anglii i za nic w świecie nie wiedziałam na jakiej zasadzie miało polegać moje leczenie.Zanim do tego doszło 3 razy wylądowałam w szpitalu.No nic.Wyniki dobre.Serce ok.Wszystkie parametry w normie.Pomyślałam sobie że w moim wieku mogą szaleć hormony,bo opcji nerwicy nie brałam pod uwagę.Zrobiłam wyniki-no dobre.To na pewno mam raka.Następne wyniki też w normie.
No to teraz nic innego mi nie pozostaje jak wylecieć do Polski.Pomyślałam sobie a może jednak spróbuję tutaj.Po raz 3 jak znalazłam się w szpitalu,powiedziałam sobie że nie ustąpię i nie wyjdę dopóki mi nie pomogą.Nie znam za dobrze języka medycznego w angielskim.Cóż do odważnych świat należy.Powiedziałam lekarzowi co mi jest z pomocą tłumacza.Reakcja była dość szybka bo po 2 godzinach miałam konsultację z psychiatrą,a po następnych 2 "grupę wsparcia"w domu.Przyjechał lekarz z fachowym tłumaczem przeprowadził wywiad i przypisał leki.Wieczorem była pielęgniarka z lekiem.Dostałam stały numer telefonu jakbym się źle czuła,bo oni mają tam dyżury całodobowe.I teraz tak codziennie przychodzi pielęgniarka przynosi leki,a co 3 dni przyjeżdża lekarz.
Nie znam jeszcze dalszej części kuracji,bo ona odbywać będzie się etapami.Ale mam już mniejsze lęki nie prześladują mnie codziennie pomimo że leczę się dopiero 2 tydzień.
I tak moje leczenie nabrało konkretnego charakteru.
Jeżeli ktoś z Was mieszka w Anglii i ma takie same problemy,niech da mi znać dam wszystkie potrzebne wskazówki i namiary.