Skocz do zawartości
Nerwica.com

Grapefrutka

Użytkownik
  • Postów

    8
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Grapefrutka

  1. jak dla mnie to właśnie po to są różnego rodzaju fora żeby rozmawiać i dzielić się swoimi doświadczeniami a czasem nawet przekonania się jak wygląda nasza sytuacja/nasz problem w punktu widzenia kogoś z zewnątrz. Postanowiłam napisać bo chłopak jak widać pomóc mi nie może/nie potrafi a nie mam z kim o tym pogadać. Jak już pisałam w rodzinnym domu czuję się obco a poza tym zostałam zepchnięta na dalszy plan bo brat z żoną spodziewają się dziecka, będzie to pierwszy niemowlak w rodzinie więc rodzice są podekscytowani i zaabsorbowani opieką nad synową. Zresztą to nie pierwszy raz kiedy zostaje niejako zepchnięta na dalszy plan, kiedy to moje plany/"sukcesy" zostają "przyćmione" przez brata nowiną o dziecku postanowił się podzielić z rodzicami tydzień po moich zaręczynach i jak nie trudno się domyśleć wtedy rodzice automatycznie z zaręczynami przeszli do porządku dziennego za to dzieckiem się "zachwycają" do dziś...........
  2. rozmów już odbyliśmy wiele i ciągle słyszę to samo: ze chce ślubu, że kocha, że nie chce nikogo innego ale że nie teraz bo jeszcze nie jest gotowy a za chwilę że jednak chce go już teraz i to najlepiej jeszcze w tym roku a ja tej huśtawki mam już dość bo ileż można........... określiłby się jasno, przedstawił by konkretny plan jako to wszystko widzi i było by po sprawie bo wiedziałabym na czym stoję i czego mam się spodziewać. to że nie napisałam wprost że mam(chyba) depresję wynika z tego że nie chce się sama przed sobą do tego przyznać. Jednak od jakiegoś czasu naprawdę zaczynam zauważać u siebie ten problem, on też mi mówi że powinnam iść do psychologa bo mu się to zaczyna nie podobać. mało śpię, wstaje zmęczona mało się uśmiecham i całymi dniami mogłabym leżeć na łóżku i się nie odzywać, byle błahostka doprowadza mnie do płaczu a wcześniej tryskałam humorem, byłam pełna życia. W teście Becka wyszło mi że mam depresję umiarkowaną........ nie szukam rad ani recepty na życie. Szukam po prostu zrozumienia i wskazówek które pokażą mi światełko w tunelu a chyba po to są właśnie takie fora
  3. No właśnie... ja też tak czekałam bo myślałam że coś z tego wyjdzie a teraz wygląda na to że nic więcej nie wyjdzie bo dla niego ślub niewiele znaczy, chyba się trochę przeliczyłam, myślałam że skoro ja daję z siebie wszystko to on też tak zrobi, a tak jednak nie jest... różnica w postrzeganiu świata jednak. Ja nadal trwam w związku ale nie wiem czy wytrwam jeszcze długo bo jakby przestaję wiedzieć jego sens. Skoro nie prowadzi do małżeństwa, a taki "wolny związek" mi nie odpowiada. Uważam że takie rzeczy trzeba omawiać na początku związku a nie po tylu latach... żeby się właśnie po latach nie zdziwić!! na razie jestem tutaj więc czekam bo cóż mi pozostaje, ale jak wrócimy do Pl a ponoć mamy wrócić w czerwcu/lipcu w tym roku to się zobaczy jak to będzie, ponoć bo szczerze w to nie wierzę że wrócimy bo niby do czego? teraz w pl kolorowo nie jest a tu póki co oboje mamy konkretne prace. Jednak on ostro twierdzi że wracamy i zaczynamy remont domu no ok remont remontem ale gdzie będziemy mieszkać? ja u siebie on u siebie i znowu będziemy się widywać 3 razy w tygodniu? to po co było to mieszkanie razem tutaj? dom jest w stanie surowym więc tam nie zamieszkamy póki co a zresztą rodzice na to nie pójdą żeby w Pl mieszkać razem bez ślubu.Dlatego też jest duża szansa że po powrocie do Pl się rozejdziemy bo nie będzie sensu ciągnąć tego dalej. Majster widocznie nie doczytałeś dokładnie ale nie mam pretensji bo było dość dużo treści w moim pierwszym poście i nie był on zbyt krótki. a no podejrzewam u siebie depresję (zresztą nie tylko ja) więc napisałam a że problem w związku jest jednym z przyczyn powodujący stan taki a nie inny to go opisałam. nie liczę na to że mi powiecie co zrobić bo nie o to mi chodziło. Chciałam tylko się komuś wyżalić i może znaleźć radę jak sobie radzić z przygnębieniem z tym związanym.
  4. Myślę że chodzi o coś więcej niż tylko papierek, pewnie jest to to czego on się tak boi - po prostu przyrzeczenie sobie siebie na całe życie (no bo chyba o to chodzi w małżeństwie). I tobie nie papierek jest potrzebny, ale predyspozycja drugiej osoby, żeby była na zawsze, na dobre i na złe, ktoś na kim można polegać, oddać mu się... o to chyba chodzi, ale co zrobić gdy druga osoba nie jest na to zdecydowana? W sumie jestem w podobnej sytuacji co ty, tylko nie mieszkamy razem, no i mamy krótszy staż. teraz i tak żyjemy jak małżeństwo, utrzymujemy się sami, o dom dbamy sami więc dla mnie to jest papierek który pozwoli mi być spokojna o to że gdyby coś mam na kogo liczyć, że on już zawsze będzie przy mnie bo tego pragnę i nie chce nikogo innego a to że on jeszcze nie jest do końca zdecydowany no to cóż........ pozostaje mi/nam tylko czekać aż to zrozumie tylko ile jeszcze czekać?? nie zdecyduje się i co wtedy?? najlepsze lata mojego życia miną mi na czekaniu........ tego się boję.... a do szczęścia tak niewiele ponoć kobiecie potrzeba.........
  5. w rozmowach mówił że myślał i że tego chce ale jeszcze nie teraz ale na moje pytanie kiedy?? nie potrafi odpowiedzieć na początku ja też o tym nie myślałam bo byliśmy młodzi, itp ale po ponad 2 latach mieszkania razem chciałabym zrobić kolejny krok do przodu a nie tak dalej wegetować. Ja go nie szantażuje, ja po prostu mówię co czuje a na razie jestem na wyspie więc potencjalnie jestem w kropce gdyby doszło do planowania ślubu to wszystko było by na mojej głowie tak jak napisałaś...... a on się boi ślubu bo niestety ale wśród najbliższych kolegów nie miał dobrego przykładu dwóch zaliczyło wpadki więc musieli choć wcale tego nie chcieli i dla niego ślub=koniec życia a ja już nie mam siły mu tłumaczyć że w naszym przypadku ten papierek nic nie zmieni poza moim spokojem psychicznym :)
  6. a mnie się wydaje że kobieta jest po prostu zagubiona. Widzi że jesteś bardzo zaangażowany i że bardzo Ci zależy a ona nie chce Cię zranić więc Ci mówi że Cie kocha a tak naprawdę nie jest tego pewna tak do końca, wydaje mi się że ostatnich przejściach w związku obawia się zaangażować i zaufać do końca więc raz mówi tak a raz mówi inaczej. Porozmawiaj z nią szczerze ale nie atakuj i nie obwiniaj bo to tylko pogorszy sytuację. Daj jej poczucie bezpieczeństwa i więcej czasu, nie naciskaj na nią żeby ci wyznawała miłość bo dla niej to też jest trudne.
  7. dziękuje i gratuluje wytrwałości on zmienił podejście do tego wszystkiego właśnie równiutko pół roku po zaręczynach po kolejnej kłótni, kiedy to nie wytrzymałam i po prostu powiedziałam mu co o tym wszystkim myślę a mianowicie że boli mnie kiedy w rozmowie z rodzicami cały czas funkcjonuje "on" a nie "my" (on planuje, on chce, on ma zamiar) że minęło pół roku a dalej jest jak było z tą różnicą że mam pierścionek a na nim mi akurat nie zależało i że nie mam już siły na tą huśtawkę, że niby chce a wcale nie chce bo ja już psychicznie nie daje rady i że się poddaje że nie będę już nic mówić, niczego oczekiwać, będziemy sobie żyli dalej tak jak do tej pory bo przecież po co zmieniać coś co jest dobre. Wtedy stwierdził że skoro ja się poddam to on też się podda i z tego już nic nie będzie i chyba się wystraszył że to naprawdę może oznaczać koniec. Ja nie mam zamiaru go do niczego zmuszać ani ponaglać, dlatego też teraz nie nosze pierścionka i nie poruszam tego tematu. Zacznie sam mówić jak będzie gotowy ale zastanawiam się tylko czy skoro on po 8 latach dalej ma takie wątpliwości to nie pozbędzie się ich nigdy i nigdy nie będzie gotowy i tutaj znowu wkręca mi się myśl że to przeze mnie, że to ze mną jest coś nie tak, że jestem jakaś wybrakowana a przecież nigdy nie mamy 100% pewności przy podejmowaniu jakiejkolwiek decyzji
  8. Witam wszystkich bardzo serdecznie :) Piszę w nadziei że może tutaj znajdę zrozumienie i potwierdzenie że jeszcze nie wszystko stracone, że jeszcze znajdę szczęście w swoim życiu bo od jakiego już czasu naprawdę przestaje w to wierzyć. Od czego by tu zacząć....... może od tego że od ponad dwóch lat mieszkam w Irlandii i to właśnie tutaj zaczęły się problemy na pomysł przyjechania tutaj wpadł mój chłopak a że byliśmy(?) młodzi to stwierdziliśmy że kiedy mamy zobaczyć trochę świata jak nie teraz, w Pl nas nic poza pracami nie trzymało a rodzice też powiedzieli że to fajny, dobry pomysł więc przyjechaliśmy. Na początku wszystko było ładnie pięknie ale później mnie bawić przestało bo wszystkie obowiązki związane z domem jak i załatwianiem wszelkich spraw urzędowych spoczęły na moich barkach, na początku to było fajne, takie dorosłe :) ale później zaczęło mi to ciążyć, nie czułam żadnego wsparcia ze strony chłopaka i dalej go nie czuje czuje się natomiast staro, teraz wiem że nie byłam gotowa na to dorosłe życie, nie byłam gotowa na samodzielne dbanie o dom i faceta, który dalej czuje się jak nastolatek z ta różnica że więcej zarabia i nie ma nad głową rodziców, sam mi to jakiś czas temu powiedział. Jesteśmy razem prawie 8 lat, jest to kawał czasu ale niczego nie żałuje, uważam że był to piękny czas i dał mi szczęście i wiele pięknych chwil ale teraz czuję potrzebę czegoś więcej niż tylko chodzenia na spacerki za rączki, czuję potrzebę przejścia na kolejny etap. 28 czerwca ubiegłego roku mi się oświadczył, piękny dzień kolejna piękna chwila która trwała można powiedzieć pół roku. Prze jednej w kłótni usłyszałam że się oświadczył tylko dlatego że ja tego chciałam, że zrobił to dla świętego spokoju ale się zdziwił że po zaręczynach chciałam zacząć planowanie ślubu a on jeszcze na ślub nie jest gotowy. Rodzice wiadomo, ucieszyli się z naszych zaręczyn i też zaczęli się dopytywać jakichś konkretów a jemu się nie śpieszy bo on ma jeszcze czas i jeszcze nie jest gotowy. To po co się oświadczał?? od 30 grudnia nie noszę pierścionka bo nie czuje potrzeby nosić go, patrzeć na niego i się zastanawiać dlaczego go mam. To najzwyczajniej boli. Wszyscy naokoło się pobierają, moja najlepsza przyjaciółka 13 lutego bierze ślub, co prawda musieli nieco zmienić/przyśpieszyć swoje plany bo dzidzia w drodze ale to nie zmienia faktu że po niecałych 2 latach już planowali ślub a u mnie on po 8 dalej nie jest gotowy więc się zastanawiam czy w ogóle kiedyś będzie...... co prawda ostatnio zaczął nalegać na ślub i stwierdził że teraz jak będziemy w Pl to załatwimy wszystko i to jeszcze najlepiej na ten rok......... życzyłam mu powodzenia bo to jest niewykonalne żeby w przeciągu tygodnia załatwić datę, sale, orkiestrę, fotografa i katering no ale niech próbuje, może po tym przejrzy na oczy że to nie takie proste a tymczasem ja powoli zabijam w sobie uczucie które czuje do niego. Ja już po prostu nie wierzę że się pobierzemy i że między nami jeszcze się ułoży. Wczoraj powiedział że jak będziemy w Pl to mam iść do lekarza bo on już nie ma siły ciągle poprawiać mi humoru. Do Pl boje się wrócić na stałe bo w moim rodzinnym domu nie czuje się jak w domu. i tak sobie żyję wegetując......... Przepraszam że się tak rozpisałam, wyszła z tego cała epopeja a i tak nie napisałam wszystkiego..... mam nadzieję że nikt nie zaśnie przy czytaniu i że choć jedna osoba dotrwa do końca........
×