Skocz do zawartości
Nerwica.com

lgle

Użytkownik
  • Postów

    19
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez lgle

  1. Szukam bezpłatnego psychologa (podejrzewam, że chodzi o nerwice lękową). W październiku przeprowadzam się do Olsztyna i chciałabym rozpocząć terapie indywidualną. Z góry dziękuję.
  2. Miałam bardzo fajny wykład na uczelni i rozwiązałam mnóstwo krzyżówek
  3. Miałam bardzo fajny wykład na uczelni i rozwiązałam mnóstwo krzyżówek
  4. Nie wiem czy trafiłam w dobry dział. Witam, nie jestem nowa, ale nie pisałam jeszcze w tym dziale. Mam 20 lat. W 2009 roku przebywałam w szpitalu neuropsychiatrycznym w Lublinie na oddziale młodzieżowym z powodu "próby samobójczej" (tabletki). Po 3 dniach ojciec wypisał mnie na żądanie. Następnie byłam na wizycie u lekarki, która stwierdziła, że mam nerwice i zaburzenia lękowo-depresyjne. Dostałam syrop. W grudniu 2011 roku zaczęłam miewać ataki paniki. Zaczęło się to po pierwszym oddaniu krwi (nie wiem, nigdy się tego nie bałam, może to wyzwoliło we mnie jakiś głęboko zakorzeniony bodziec do lęku). Pod koniec grudnia trafiłam do psychiatry, który przepisał mi hydroksyzynę. Mieszałam lek z alkoholem. Kilka miesięcy wcześniej zaczęły się też moje problemy z jego nadużywaniem (z czego nie zdawałam sobie wcześniej sprawy...). 2 stycznia 2012 roku po wezwaniu karetki trafiłam ponownie do szpitala z powodu ataku paniki. W szpitalu byłam przez 9 dni. Leczono mnie hydroksyzyną, amizepinem, chlorprothixenem, zoloftem. Po tych 9 dniach zaproponowano mi przeniesienie do oddziału odwykowego, ale odmówiłam. Przepisano mi amizepin i chlorprothixen. Po wyjściu ze szpitala nie piłam miesiąc, brałam leki, pozdawałam sesje i jakoś wychodziłam na prostą. Potem zdarzało mi się wypić piwo, aż do maja, gdzie "uwaliłam się jak messerschmitt". Powtórzyło się to w czerwcu. Leki skończyły mi się, a tego samego dnia wyjeżdżałam na kilka dni nad jezioro, zdecydowałam się jechać bez pójścia po kolejną receptę. Czułam się dobrze, każdego dnia coraz lepiej. Zapomniałam wspomnieć, że leki do któregoś momentu działały bez zarzutów, później prosiłam o dodatkową hydroksyzynę, bo przestały pomagać (brała 0,2 amizepinu 2 x 1 tabletkę, chlor 15mg rano 1 tabletkę i 1 tabletkę 50mg na noc plus doraźnie hydro). Będąc jeszcze nastolatką często paliłam marihuanę (szczególnie mając 16 lat, prawie pół roku bez przerwy, potem okazyjnie), zaprzestałam w grudniu 2011 roku i od tamtej pory nie palę. W rozpoznaniu z pobytu w szpitalu mam F60.8 - Specyficzne zaburzenia osobowości - Inne określone zaburzenia osobowości. Co to znaczy? W połowie lipca 2012 roku, mimo dobrego samopoczucia bez leków ponownie zaczęłam pić, wpadłam w cug, piłam praktycznie codziennie, aż do połowy września, byłam załamana, nie wiedziałam co ze sobą zrobić, czułam się jak śmieć. Silną wolą ograniczyłam się do co tygodniowych wypadów w weekend na jedną imprezę, pod koniec grudnia 2012 roku zaczęło mi się znowu to wymykać spod kontroli. Nie brałam leków pół roku. Może i wcześniej przestały one działać na moje lęki, za to na pewno były skuteczne jeśli chodziło o ciągoty do używek. W sylwestra ostro przeholowałam, na ostanią impreze poszłam tydzień później. Od tamtej pory jestem czysta, rzuciłam też fajki. Myślałam, że wszystko się zacznie układać, ale nie... Znowu zaczęłam odczuwać niepokój, jeszcze gorszy niż wcześniej. Zdawało mi się, że śmierć czyha na mnie wszędzie, a choroba tylko czeka aby mnie zaatakować. Czuję się słaba. Kilka dni strasznie bolała mnie głowa, atak złapał mnie w autobusie, od tamtej pory unikam jak najbardziej jazdy, szczególnie bez obecności kogoś znajomego, ale z tym trudno - codziennie dojeżdżam 30-40 minut na uczelnie... Znowu gdy mam atak serce wali mi jak oszalałe, kłuje, pocę się jak mysz. Czuję się jakbym miała zwariować. Ręcę się trzęsą, momentalnie dostaję biegunki, chodzę co chwilę do toalety oddać mocz. Chce mi się płakać. Boję się, że nie mogę złapać oddechu, jakbym się dusiła. Nie wymiotuję, do mdłości i bólu brzucha się przyzwyczaiłam. Wszystko co jest normalne w czasie "matrixu" wydaje się odległe, nierealne, przeraża mnie. Sama myśl o jeździe autobusem, byciu w sklepie, gdzie jest dużo ludzi paraliżuje mnie, chcę wtedy gdzieś uciec, ale boję się, że jeśli ucieknę gdzieś gdzie nikogo nie ma coś mi się stanie i nikt mi nie pomoże. Szczególnie okropnie boję się omdleń, kiedy lęk się nasila czuję się jakbym od razu odlatywała, a nogi uginają się pode mną jak z waty. Strasznie mi to przeszkadza w życiu codziennym, moi przyjaciele wiedzą o problemach, ale mam obawy, że w końcu uznają mnie za wariatkę. Łatwo mnie zdenerwować, jestem płaczliwa i kłótliwa, często mam wahania nastrojów. Z snem różnie bywa raz nie mogę spać w ogóle, innym razem śpię jak zabita (szczególnie po atakach, jestem kompletnie "wypompowana", zmęczona, a moja głowa jest "ciężka", w ich czasie/po dużo płaczę - bo się boję - więc ból głowy jest w ten stan wpisany). Jestem przerażona, że przez mój stan nie mogę się na niczym innym skoncentrować, przez co odbija się to na mojej nauce (jestem w połowie licencjatu). I naprawdę budząc się i czując od razu nieuzasadniony niepokój odechciewa mi się żyć.
  5. Nie wiem czy trafiłam w dobry dział. Witam, nie jestem nowa, ale nie pisałam jeszcze w tym dziale. Mam 20 lat. W 2009 roku przebywałam w szpitalu neuropsychiatrycznym w Lublinie na oddziale młodzieżowym z powodu "próby samobójczej" (tabletki). Po 3 dniach ojciec wypisał mnie na żądanie. Następnie byłam na wizycie u lekarki, która stwierdziła, że mam nerwice i zaburzenia lękowo-depresyjne. Dostałam syrop. W grudniu 2011 roku zaczęłam miewać ataki paniki. Zaczęło się to po pierwszym oddaniu krwi (nie wiem, nigdy się tego nie bałam, może to wyzwoliło we mnie jakiś głęboko zakorzeniony bodziec do lęku). Pod koniec grudnia trafiłam do psychiatry, który przepisał mi hydroksyzynę. Mieszałam lek z alkoholem. Kilka miesięcy wcześniej zaczęły się też moje problemy z jego nadużywaniem (z czego nie zdawałam sobie wcześniej sprawy...). 2 stycznia 2012 roku po wezwaniu karetki trafiłam ponownie do szpitala z powodu ataku paniki. W szpitalu byłam przez 9 dni. Leczono mnie hydroksyzyną, amizepinem, chlorprothixenem, zoloftem. Po tych 9 dniach zaproponowano mi przeniesienie do oddziału odwykowego, ale odmówiłam. Przepisano mi amizepin i chlorprothixen. Po wyjściu ze szpitala nie piłam miesiąc, brałam leki, pozdawałam sesje i jakoś wychodziłam na prostą. Potem zdarzało mi się wypić piwo, aż do maja, gdzie "uwaliłam się jak messerschmitt". Powtórzyło się to w czerwcu. Leki skończyły mi się, a tego samego dnia wyjeżdżałam na kilka dni nad jezioro, zdecydowałam się jechać bez pójścia po kolejną receptę. Czułam się dobrze, każdego dnia coraz lepiej. Zapomniałam wspomnieć, że leki do któregoś momentu działały bez zarzutów, później prosiłam o dodatkową hydroksyzynę, bo przestały pomagać (brała 0,2 amizepinu 2 x 1 tabletkę, chlor 15mg rano 1 tabletkę i 1 tabletkę 50mg na noc plus doraźnie hydro). Będąc jeszcze nastolatką często paliłam marihuanę (szczególnie mając 16 lat, prawie pół roku bez przerwy, potem okazyjnie), zaprzestałam w grudniu 2011 roku i od tamtej pory nie palę. W rozpoznaniu z pobytu w szpitalu mam F60.8 - Specyficzne zaburzenia osobowości - Inne określone zaburzenia osobowości. Co to znaczy? W połowie lipca 2012 roku, mimo dobrego samopoczucia bez leków ponownie zaczęłam pić, wpadłam w cug, piłam praktycznie codziennie, aż do połowy września, byłam załamana, nie wiedziałam co ze sobą zrobić, czułam się jak śmieć. Silną wolą ograniczyłam się do co tygodniowych wypadów w weekend na jedną imprezę, pod koniec grudnia 2012 roku zaczęło mi się znowu to wymykać spod kontroli. Nie brałam leków pół roku. Może i wcześniej przestały one działać na moje lęki, za to na pewno były skuteczne jeśli chodziło o ciągoty do używek. W sylwestra ostro przeholowałam, na ostanią impreze poszłam tydzień później. Od tamtej pory jestem czysta, rzuciłam też fajki. Myślałam, że wszystko się zacznie układać, ale nie... Znowu zaczęłam odczuwać niepokój, jeszcze gorszy niż wcześniej. Zdawało mi się, że śmierć czyha na mnie wszędzie, a choroba tylko czeka aby mnie zaatakować. Czuję się słaba. Kilka dni strasznie bolała mnie głowa, atak złapał mnie w autobusie, od tamtej pory unikam jak najbardziej jazdy, szczególnie bez obecności kogoś znajomego, ale z tym trudno - codziennie dojeżdżam 30-40 minut na uczelnie... Znowu gdy mam atak serce wali mi jak oszalałe, kłuje, pocę się jak mysz. Czuję się jakbym miała zwariować. Ręcę się trzęsą, momentalnie dostaję biegunki, chodzę co chwilę do toalety oddać mocz. Chce mi się płakać. Boję się, że nie mogę złapać oddechu, jakbym się dusiła. Nie wymiotuję, do mdłości i bólu brzucha się przyzwyczaiłam. Wszystko co jest normalne w czasie "matrixu" wydaje się odległe, nierealne, przeraża mnie. Sama myśl o jeździe autobusem, byciu w sklepie, gdzie jest dużo ludzi paraliżuje mnie, chcę wtedy gdzieś uciec, ale boję się, że jeśli ucieknę gdzieś gdzie nikogo nie ma coś mi się stanie i nikt mi nie pomoże. Szczególnie okropnie boję się omdleń, kiedy lęk się nasila czuję się jakbym od razu odlatywała, a nogi uginają się pode mną jak z waty. Strasznie mi to przeszkadza w życiu codziennym, moi przyjaciele wiedzą o problemach, ale mam obawy, że w końcu uznają mnie za wariatkę. Łatwo mnie zdenerwować, jestem płaczliwa i kłótliwa, często mam wahania nastrojów. Z snem różnie bywa raz nie mogę spać w ogóle, innym razem śpię jak zabita (szczególnie po atakach, jestem kompletnie "wypompowana", zmęczona, a moja głowa jest "ciężka", w ich czasie/po dużo płaczę - bo się boję - więc ból głowy jest w ten stan wpisany). Jestem przerażona, że przez mój stan nie mogę się na niczym innym skoncentrować, przez co odbija się to na mojej nauce (jestem w połowie licencjatu). I naprawdę budząc się i czując od razu nieuzasadniony niepokój odechciewa mi się żyć.
  6. Dostałam skierowanie do poradni psychiatrycznej z rozpoznaniem napadów paniki, lęków i okresowymi zaburzeniami snu. Możecie polecić mi jakiegoś lekarza? Najlepiej bezplatnego, bo w obecnej chwili nie mam funduszy, a musze udac sie jak najszybciej
  7. lgle

    Co się dzieje

    O 14:30 mam jutro wizytę, jak wrócę (pewnie późnym wieczorem, bo mam parę spraw do załatwienia) to opiszę co i jak :) -- 16 wrz 2011, 00:29 -- Psychiatra wystawiła diagnozę, że prawdopodobnie ChAD, ale muszę udać się kolejny raz, poza tym zgodziłam się na leczenie -- 18 gru 2011, 13:56 -- Super, od ponad 2 tygodni mam napady paniki, leki (przepraszam, ale cos alt mi nie dziala :/), dostalam skierowanie do poradni psychiatrycznej, jutro jade cos ogarnac. Ciagle towarzyszy mi tzn "matrix" :/ -- 10 mar 2012, 15:49 -- Byłam na początku 9 dni w szpitalu, obecnei biorę amizepin i chlorprothixen, w związku z czym mam pytanie czy recepte na te leki może wypisać mi lekarz rodzinny? (leki kończą mi się za 2 dni, a na uczelni mam obecnie "zapi*rdol"), posiadam również wypis ze szpitala
  8. lgle

    Co się dzieje

    Właśnie męczy mnie ta myśl od kiedy wyszłam z gabinetu pielęgniarki, trochę się stresuje :/
  9. lgle

    Co się dzieje

    Byłam dzisiaj w WOMPie ze skierowaniem z uczelni na badanie i pielęgniarka zapisała mnie na jutro do psychiatry, zobaczymy co z tego wyjdzie...
  10. lgle

    Co się dzieje

    Znowu mi się pogarsza :/ Nie byłam u żadnego psychiatry, nie biorę żadnych leków. Znowu się pogrążam, mam coraz gorszy nastrój, czuje się bezsilna, nieszczęśliwa, jak jakiś śmieć. I nadużywam alkoholu.
  11. lgle

    Co się dzieje

    No bzdura, teraz już jestem pełnoletnia, do szpitala trafiłam kilka miesięcy przed osiemnastką. Jakoś nie mogę się zebrać, aby umówić się na wizytę do psychiatry, nie wiem, może to ze wstydu? Nie wiem jak to ująć. Czasami jest niby w porządku, a po chwili popadam w skrajność co męczy. Miałam trochę halucynacji i lęków, ale tłumaczę to sobie wypitym alkoholem (od którego ostatnio nie stronię). Zaś w epikryzie określono "mój typ" jako F92.
  12. lgle

    Co się dzieje

    Minął już ponad rok, a ja wciąż nie biorę żadnych leków, ani nie chodzę na terapię. Jestem jedynie po "próbie samobójczej" (jak to pani psychiatra stwierdziła) i paru dniach brania hydroksyzyny. Dostałam od mojej lekarki nowe skierowanie do szpitala, niby do lekarza, lecz po okazaniu dowiedziałam się, że jest to skierowanie na leczenie zamknięte. Podziękowałam
  13. lgle

    Co się dzieje

    nie podałam wszystkich objawów. pediatra 'stwierdziła' nerwice i stany lękowo-depresyjne, przepisała jakiś syropek ziołowy i magnez oraz dała mi skierowanie do psychologa.
  14. lgle

    Co się dzieje

    dzisiaj idę do lekarza na 17, dam później znać jaką wystawi diagnoze
  15. lgle

    Co się dzieje

    Nie wiem. O hormonach u siebie wiem jedynie, że nie mogę przyjmować żadnych przez najbliższe jeszcze 7 lat i mam skierowanie na badanie cytogenetyczne (od 3 lat, ale okazało się, że dopiero pełnoletnia osoba może je mieć).
  16. lgle

    [Lublin]

    Także jestem z Lublina :) jeśli ktoś chce pogadać to: 680663
  17. lgle

    Co się dzieje

    Niestety mam nieskończone 18naście
  18. Może napiszę coś o tym i o mnie. Jestem ciąglę zmęczona, osłabiona, mocno przygnębiona, nic mnie wtedy nie cieszy. Mam duszności, uczucie braku oddechu. Często boli mnie głowa, odczuwam zawroty głowy i ból uciskowy w klatce piersiowej oraz żołądku, mdli mnie. Szybko się pocę, mam zimne i "wilgotne" dłonie. Towarzyszy temu uczucie pustki w głowie. Chodzę nieprzerwanie podirytowana, drżą mi ręce, wszystko mi z nich wypada. Boję się nie wiem czego, byle głupota powoduje atak paniki, nigdy nie wiem kiedy zaczynam panikować. Nie mogę zasnąć lub jestem zbyt senna, najchętniej wtedy bym z łózka nie wstawała. Zdarza mi się, że nie mogę się wysłowić czy skoncentrować. Jestem bardzo płaczliwa. Nadużywałam/am środków przeczyszczających, głodziłam/ę się i dużo jadłam/jem na przemian. Najlepiej się czuję, kiedy jem niewiele, nie lubię uczucia pełności w żołądku, kiedy zjem za dużo zaczynam panikować. Boję się być w zamkniętych pomieszczeniach z których nie mam możliwości wydostania się, wysokości, publicznych wystąpień. Okaleczałam/am się, początki datuje na koniec 2005 roku. Mam okresy kiedy całkowicie izoluje się od ludzi i mam ich dosyć, ale chodzę normalnie do szkoły. Zdarza mi się uciekać w używki. Nie wiem jak to ująć, ale słyszałam od przyjaciół, że nie jest ze mną w porządku, że mam zaburzenia odżywiania, że powinnam iść do lekarza, ale nie przyjmuję tego do końca do świadomości. Wydaje mi się, że jest całkiem w porządku, chociaż w chwilach kryzysu jest to uciążliwe. Boję się braku akceptacji taką jaką jestem na prawdę, wyżej wymienionych napadów paniki i lęków, tego, że jeśli ktoś chce mi coś przekazać to musi to powiedzieć dobitnie, a nie żebym czytała pomiędzy wierszami, inaczej nie zrozumiem... Że mam swój pogląd na jedzenie do którego nie lubię obcej ingerencji... Że wszystko liczę 3,6,9- wszystko, jeśli się pomylę to od nowa oraz mam spore wahania nastrojów. Często myślałam/myślę o śmierci. Nie wiem czy określenie "głosy" jest odpowiednie, może przedstawię sytuacje np. weszłam do pokoju i spojrzałam się na okno, jak na coś co pomogłoby mi zniwelować wszystko, to jest taka chwila, albo jak stoję przy przejściu, to jest ułamek sekundy i wszystko wraca. Spojrzałam się na to okno i się rozpłakałam, to jest takie coś co podpowiada Ci że to byłoby dobre wyjście, ale nie posłuchałam się "tego". Codziennie na lekcjach boję się że coś głupiego zrobię, że zacznę coś krzyczeć, że spanikuje, że wyjdę z klasy, że się rozryczę, nie wytrzymam. Nie byłam z tym u lekarza czy psychologa. Obecnie biorę tylko polprazol (miałam 2 razy zapalenia żołądka i raz pęcherza w ciągu ostatnich 9 miesięcy) profilaktycznie i powinnam brać magnez (ze względu na niedobór). Dodam, że piję sporo kawy i palę nałogowo.
×