Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nieśpiąca

Użytkownik
  • Postów

    12
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Nieśpiąca

  1. Nie śpię od miesiąca. Pierwsze dwa tygodnie snu po dwie, trzy godziny + życie na pełnych obrotach były znośne. Potem bunt organizmu. Co najmniej raz w tygodniu zasypianie koło piątej i niemożność wstania o szóstej (do szkoły). I budzenie się w okolicach południa. Bardzo dużo opuszczam w szkole, nie jestem w stanie się uczyć (chociaż chcę) bo z mózgu mam już jeden wielki durszlak. Co zapamiętam to po chwili wszystko ulatuje. Muszę poświęcać ogromnie dużo czasu by opanować jakąś partię materiału, nie muszę chyba wspominać, że ewidentnie się nie wyrabiam ze wszystkim. Moja percepcja jest zaburzona. Przez problemy ze snem nie mogę też jeść, wszystko staje mi w gębie okoniem. Nie piję. Dni, kiedy nie idę do szkoły spędzam praktycznie bezczynnie. Winię siebie, bo nie mogę się uczyć, bo będę miała kiepskie oceny, bo nie chodzę do szkoły. Zawsze byłam wzorową uczennicą, szkołę gimnazjalną skończyłam jako najlepszy absolwent, dostałam się z wysokim wynikiem punktowym do najlepszego liceum... i na tym moje osiągnięcia do chwili obecnej się kończą. Namiastkę normalności daje mi muzyka, to jest kilka tych chwil, które dają mi poczucie, że wszystko jest okej. Szybko jednak zaczynam też porównywać siebie do innych, mówić sobie, że oni to się pewnie uczą a nie tak jak ja i czar radości czerpanej z występów pryska. Ze spaniem jest coraz gorzej. Dziś drugi dzień, kiedy zasypiam w okolicach piątej czy szóstej. Bynajmniej wydaje mi się, że zasypiam, bo mam jakąś dziwną "wyrwę" między kolejnymi przeleżanymi godzinami, jednak wcale nie czuję bym spała chociaż kilka minut. Nie wiem więc, czy to jest sen czy już ze mną dzieje się coś doprawdy dziwnego. Kiedy tak leżę wiadomo chyba, że nie mam zbyt kolorowych myśli. Poczucie bezsilności ogarnia mnie coraz bardziej. Boję się o szkołę, o przyszłość. A, na zajęcia jednej nauczycielki nie uczęszczam już czwarty tydzień - mamy tylko godzinę, zawsze wtedy akurat wypada mi dzień, kiedy nie mam siły wstać i nijak nie da się zebrać. Wiem też, że już ostatnio pytała co się ze mną dzieje i czy przypadkiem nie unikam jej lekcji. Nie jest to zbyt dobra wróżba dla mnie. Chłopak nie rozumie tego wszystkiego. Mówi, że przesadzam z tym, że nic nie pamiętam i nic do mnie nie dociera, że sobie wmawiam. Powtarza też ciągle, że gdybym teraz tak nie zaburzała trybu snu to byłoby wszystko dobrze. Nie rozumie tego, że po tych wcześniejszych tygodniach ja już nie mam siły by normalnie rano wstawać i organizm się buntuje zasypiając gdzieś nad ranem i budząc się dopiero w południe. Nie radzę sobie z tym wszystkim.
  2. To jednak mój kolejny, ZŁY dzień...
  3. Planowana jest wizyta u neurologa. Tarczyca kiedyś została wykluczona. O ile niemożność zaśnięcia można zgonić na nerwy, o tyle tego braku zmęczenia - nie.
  4. Nie. W sumie to jest kolejny nawrót. Kiedyś dostałam Stilnox (opisałam moje odczucia co do niego w temacie poświęconym temu lekowi), ale jak się okazało byłam jeszcze za młoda by go brać. Poza tym pomagał on mi tylko na początku, z czasem musiałam go brać więcej i więcej. Nie wiem jakim cudem udało mi się go odstawić, chwała Bogu, byłoby niebezpiecznie.
  5. Wszystkie zdane. Żeby było śmieszniej - dotychczas każda klasa z wyróżnieniem, najlepsza w szkole, konkursy, pierdoły bla bla bla. Teraz jestem w najlepszej klasie w całej okolicy (bo takie wysokie progi były) a ewidentnie czuję, że sobie nie radzę. W nowej szkole na koncie jeden spory sukces, więc tym bardziej zaczęto zwracać na mnie uwagę i nie jestem już do końca "szaraczkiem". Jeśli chodzi o sen najgorsze jest to, że ja nie jestem zmęczona. O godzinie trzeciej w nocy jestem w jak najlepszej kondycji. Mogłabym się uczyć, ćwiczyć, skakać, niewiadomo co. A rano ciężko jest wstać. Bardzo. I nawet rano zdarzało mi się nie czuć zmęczenia, co jakiś czas jednak był tzw. dzień zombie czyli snucie się po korytarzu szkolnym, brak kontaktu na lekcji a w domu zjazd, czyli wedle mojego słownika niedająca się odeprzeć chęć snu. Dziś tak było. Przespałam się godzinę i na dodatek znów czuję się przytępiona. By móc się uczyć powinnam wypić kawę. Ta wprawdzie nie działa na mnie wielce pobudzająco, ale nie jest to dobre rozwiązanie. A i tak ta godzina snu w ciągu dnia gwarantuje mi kolejną, nieprzespaną noc. Błędne koło.
  6. ja co ciekawe jestem w liceum. pierwsza klasa. nie zaczęło się zbyt dobrze...
  7. mamy więc coś wspólnego - nie poszłam wczoraj bo zaspałam. dziś przyszłam na czwartą godzinę. niektórzy nauczyciele już pytają co się ze mną dzieje bo po raz trzeci z rzędu nie ma mnie na ich lekcji (zwłaszcza Ci, z którym mam tylko jedną lekcję w tygodniu). nie wiem jak długo pociągnę zasypiając po trzeciej i usiłując wstać po szóstej. Półtora tygodnia jakoś wytrzymywałam, teraz rozpoczyna się bunt organizmu...
  8. Ha, Stlinox. Dostałam w wieku 14 lat kiedy miałam problemy ze snem (pominę milczeniem fakt, że później z ulotki dowiedziałam się, iż u osób poniżej 15 roku życia nie powinno się go stosować...). Miałam zażywać pół tabletki. Nie ukrywam, że szybko z ta dawka wzrosła 4-5 krotnie. Kiedy problemy minęły Stlinox poszedł w odstawkę. Podczas nawrotu znów do niego wróciłam. Szukano winy w tarczycy, endokrynolog powiedział bym jak najszybciej rzuciła to świństwo, zwłaszcza, że jestem młodą osobą (obecnie lat 16) a to nie jest dobry lek a na dodatek uzależniający. No i znów go rzuciłam. Jeśli chodzi o "skutki uboczne" to pewnej nocy, po bardzo złym, bardzo nerwowym jak nigdy dniu, kładąc się do łóżka wiedziałam, że nie zasnę. Dodatkowo z nerwów trzęsły mi się ręce, nie panowałam nad sobą - wzięłam 8 tabletek, które okrasiłam dużą ilością wody, a że w tym środowisku lepiej się rozpuszczają... Z domu pamiętam tylko sytuację kiedy stałam nad kiblem, a raczej trzymano mnie bo nie mogłam złapać równowagi, najzwyczajniej w świecie wszystko kręciło się w kółeczko. Z izby przyjęć próbę założenia cewnika i dziwne pytania ordynatora na które dość zabawnie odpowiadałam. No a potem całodzienny pobyt w szpitalu, gdzie uchodziłam za gwiazdę, prawdziwa rewelacja taki "samobójca" - ino żebym ja jeszcze chciała się zabić... Ze zdarzeń, które mi opowiedziano - po obudzeniu (w domu), na pytanie ile tabletek wzięłam szłam w zaparte, że jedną, potem jednak grzecznie się przyznałam. Ba, co więcej opowiedziałam jakie to sytuacje wywołały we mnie złość i cały czas podtrzymywałam wersję, że nie chciałam się zabić tylko zasnąć. Dodatkowo nawet mówiłam o rzeczach spoza mojej świadomości - o tym co sobie myślałam i jak się czułam. A no i wymiotowanie pod drzwiami służby zdrowia - uważajcie więc z powiedzeniem, że "żygać Wam się na to chce"...
  9. Pojechałam na konkurs do innego województwa - występ publiczny - czarna sukienka + czarne rajstopy. Na moją kolej musiałam trochę poczekać. Poszłam więc do ubikacji, zrobiłam co swoje. Przy umywalce stały dwie dziewczyny i poczułam dziwne spojrzenia na sobie. Wyszłam potem na korytarz pełen ludzi (na konkursie było ok. 130 uczestników + opiekunowie, rodzina itd) i stanęłam przy tablicy z kolejnością wykonawców. Nagle poczułam jak ktoś prawie łapie mnie za tyłek z tekstem "Sukienka w majtkach". Jakaś starsza pani postanowiła mnie o tym uświadomić pociągając za skrawek sukienki a tym samym wyciągając niesforny materiał z miejsca, w którym znaleźć się nie powinien. Nie muszę chyba dodawać, że natychmiast zmyłam się z korytarza udając się na sale
  10. Moje problemy ze snem się skończyły (a może nie są już tak męczące) aczkolwiek jest jeden, inny problem. Zaburzenia odżywiania. Dwa i pół roku temu bulimia, z której wyszłam. Właściwie od tego czasu ed. Trochę diety, trochę kompulsów. Dużych. Chyba właściwie tylko dzięki temu moja waga nie jest strasznie duża 56-58kg/165cm. Nie akceptuję siebie, zwracam wielką uwagę na swój wygląd. Widzę na wfie dużo większe ode mnie dziewczyny, które bez skrępowania przebierają się w szatni. Ja to robię szybko, nerwowo. Byle nikt nie zdążył zobaczyć jaka jestem "gruba"...
  11. Witam. Trafiłam tu przypadkiem. Przywiedziona moimi myślami i stanem psychicznym w dniu dzisiejszym. Aczkolwiek, od początku. Moje problemy ze snem zaczęły się ponad rok temu. Objawiały się najpierw częstym budzeniem nocnym z niemożliwością ponownego zaśnięcia, następnie pojawiło się leżenie po kilka godzin i zasypianie właściwie dopiero nad ranem. Trwało to pół roku. Na początku poszłam do lekarza rodzinnego, który dał Hydroxyzynium, które niby to miało pomóc mi w zasypianiu. Po tygodniu byłam znów zawitałam u lekarza bo po tych tabletkach spałam jeszcze mniej. Dostałam wtedy typowo nasenny lek - Stilnox. Dostałam również skierowanie na krew i mocz - wszystko w normie. Podczas pobytu w górach sen się ustabilizował więc po powrocie do lekarza nie szłam. Od października - listopada znów się zaczęło. Leżę po kilka godzin, jestem wiecznie zmęczona, wiecznie zła, rozdrażniona, nie można mi nic złego powiedzieć bo naskakuje na ludzi. Czuje się wiecznie zaniepokojona. Jestem bardzo ambitną osobą więc wciąż mam poczucie, że źle wykorzystuje mój czas, że za dużo siedzę przy komputerze, za dużo czasu tracę na czynności wg mnie niepotrzebne. Stawiam sobie wciąż wyższe i wyższe wymagania. Kiedy nastawię się na jakiś sukces a nie wyjdzie - wpadam w rozpacz, płaczę, trzęsę się, nie mogąc uspokoić. Następnego dnia rano wstaje już w innym nastroju ale w mojej głowie myśli kotłują się jeszcze długo długo. Do tego mam problemy z łaknieniem. Są dni, kiedy nie jem prawie nic a są dni kiedy wymiatam pół lodówki, męczona jakimś głodem psychicznym, którego zaspokojenie i mnie uspokaja. Przyznam też, że mam myśli samodestrukcyjne i zdarza mi się celowo podejmować takie a nie inne działania. Wracając. Jakiś czas temu byłam u lekarza. Usg tarczycy, hormony - norma. Czy to może być... nerwica?
×