Tak sobie czytam wasze posty i niektórym zazdroszczę odwagi z walką samotności. Nigdy nie byłam towarzyska ale teraz stałam się jak odludek. A to wszystko że zawiodłam się na "przyjaciołach". W sumie może mi się tylko wydaje że się na nich zawiodłam. Uważam że się strasznie zmienili,ale to moje zdanie. Bo oni wszyscy mówią mi że to ja się zmieniłam. Może jakby się tak nad tym głębiej zastanowić to jest prawda. Teraz to wolę siedzieć sama w domu do nikogo się nie odzywać z nikim się nie spotykać. Czasem mam ochotę zakopać się z jakiejś ciemnej dziurze żeby nikt mnie nie zauważał. Stałam się zamknięta w sobie. Zawsze z trudem wychodziło mi mówienie o swoich uczuciach itd, ale jak poznałam mojego "przyjaciela" to jakoś krok po kroczku sie otwierałam. Ale po jakimś czasie usłyszałam że mam się nad sobą nie użalać że mam przestać że gadam głupoty itd. I po którymś razie z kolei stałam się takim odludkiem. Wczoraj koleżanka napisała zebym wpadła do niej więc się zmusiłam bo w ogóle nie miałam ochoty tam iść Jakis czas temu poznałam chłopaka przez internet. Chciał sie spotkac ja odmówiłam napisał że nic nie szkodzi że uzbroi się w cierpliwość itd. A od 3 dni milczy ja pisze a on nic. I myślę ze to przez mój strach przed poznawaniem nowych ludzi i moją odludkowość. Przykro mi trochę że przestał się odzywać, ale wiem że to moja wina bo ja brakiem chęci spotkania się zraziłam go do siebie. Jak tak dalej będzie to nigdy nie zaznam szczęścia w życiu.
Nie wiem czy ktokolwiek na tym forum bał się poznawac nowych ludzi jak ja i tez myślał ze po co sie spotykac skoro nic z tego nie bedzie. Bo kto zechcę poznać takie dziwadło