Panie Mężu,
to strasznie ciężkie dla kobiety przeżycie. Ja jestem po 3 poronieniach i z każdym kolejnym mówiłam sobie, że to ostatni raz, że więcej nie udźwignę. Czego kobieta potrzebuje w tym czasie? Nie wiem. Każda jest inna, każda inaczej to przechodzi. Napiszę, czego ja potrzebowałam.
Dostawałam gęsiej skórki, kiedy słyszałam:
"nic się nie stało"
"nie płacz"
"bądź silna"
"następnym razem się uda"
Wykrzyczałam wtedy, że zmarło moje dziecko, że mam prawo do żałoby, że mam prawo płakać, leżąc na podłodze i nie potrafiąc wstać, że właśnie teraz nie muszę być silna, że mam prawo pokazać swoją słabość, niemoc, żal i głośno mówić, że nie akceptuję świata, że obraziłam się na Tego Tam na Górze! że mam prawo do takich uczuć jakie we mnie siedzą.
Ja chciałam tylko spokoju i nieprzeszkadzania mi w mojej żałobie. Odsunęłam męża od siebie. Chciałam być sama...
Miałam w sobie taką myśl, żeby odejść, bo skoro nie wychodzi nam ze sobą...
Mój M. dał mi przestrzeń, dał mi czasu, stał z boku kiedy pobiegłam do psychologa, bo sama sobie już nie potrafiłam pomóc. Ja tego potrzebowałam, odsunięcia, oszalałabym gdyby był do mnie "przyklejony". Ale jednocześnie zawsze wiedziałam, że jest obok i wystarczy że wyciągnę rękę; nigdy nie zszedł z mojego pola widzenia, był cierpliwy i uważny na mnie.
Pożegnałam się z Moimi Trzema Groszkami, pozwoliłam im odejść, wcześniej kurczowo trzymając je przy sobie. Są takie 3 daty w roku, wtedy piszę listy (to on podsunął mi ten pomysł). Mój M. otwiera wino i pijemy wspólnie. W ciszy, bez słów, dolewając sobie...
Teraz staramy się znowu.
Jak będzie, nie wiem, chcemy wierzyć, że uda się.
Każdej z nas się uda.