Skocz do zawartości
Nerwica.com

The Joker

Użytkownik
  • Postów

    10
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia The Joker

  1. W tym wypadku skutki pojawiły się po około 3 tygodniach leczenia. Wydaje mi się, że lekarz rodzinny nie może i chyba nie powinien decydować, co z tym zrobić, bo to chyba nie jego dziedzina?
  2. Witam. Mam do Was pytanie. Wizyta u psychiatry dopiero za tydzień (mimo, że próbowałem, prosiłem, nic nie dało się zrobić ; //), a ja boje się o moją dziewczynę. Od kilku dni ma dosyć nieprzyjemne skutki uboczne brania leków (Doxepin i Sulpiryd) a dokładniej mlekotok, leci jej z nosa krew, jak coś zje, po chwili znowu jest głodna, nieostro widzi, jest strasznie zmęczona i nie wiemy co robić, czy przestać brać te tabletki, czy brać aż nie spotkamy się z lekarzem. Na prawdę bardzo się boje i nie chce, aby sytuacja się pogorszyła ; /
  3. Z pewnych względów nie chce podać dokładnego wieku, ale powiedzmy, że nasz wiek mieści się w widełkach między Twoim, a Twojego chłopaka. Dzisiaj już czuje się lepiej, odzyskałem trochę wiarę. Myśle, nawet jestem tego pewien, że to dzięki temu, że właśnie powiedziałem to wszystko, bo na prawde ciężko tak to tłumić w sobie przez tak długi okres czasu, każdy normalny człowiek, by zwariował. Dziękuje am za słowa wsparcia, nie będe jej stawiał żadnego ultimatum, bo to by ją tylko jeszcze bardziej pogrążyło, ale będe starał się powoli nad nią pracować, żeby jak najlepiej jej pomóc. Mam nadzieje, że co jakiś czas jak się odezwę, również będziecie chcieli mi pomóc ; ) Bardzo Wam serdecznie w imieniu swoim i mojej dziewczyny dziękuje. Trzymam za Was także kciuki i będe się za Was modlił ; )
  4. Nie dawno miałem z nią niezbyt przyjemną rozmowę.. powiedziałem, jej co o tym myślę, że powinna walczyć, działać wbrew sobie, ale usłyszałem, że dalej nic nie rozumiem, że to ona choruje, nie ja, że tego się nie da zmienić, że nie wyzdrowieje, bo ona nie ma nastawienia.. po tej rozmowie postanowiłem, że najlepszym rozwiązaniem będzie namówienie jej na psychoterapie, gdzie może, ktoś potrafiłby powiedzieć jej, że uda się z tego wyjść, nastawić ją jakoś pozytywnie. Oczywiście usłyszałem, że to nic nie da, że nie chce przeżyć kolejnego rozczarowania i tracić tylko czas, bo uznała, że to ma do stracenia jeżeli zaryzykuje. W końcu powiedziała, że pójdzie tam, ale tylko dlatego, że mi zależy, ale i tak nie wierzy, że z tego wyjdzie i że dotyczy to tylko jej, jak ja jej powiedziałem, że dotyczy to 'nas', nie 'jej' to powiedziała mi, że ja tego tak nie odczuwam, że odczuwam to w dużo mniejszym stopniu niż ona, bo ja nie jestem chory, na co ja jej powiedziałem, że nigdy w życiu nie życze jej, żeby mogła sprawdzić jak ja to odczuwam, oczywiście przyjęła to dość oschle, czyli tak samo jak wcześniej, że wie, że to odczuwam, ale na pewno mniej niż ona i przykro jej, że wywieram na niej taką presje z lekarzami, bo ona sama najlepiej wie co dla niej najlepsze. Jest mi cholernie przykro, że musze na niej wywierać tą presje, że pewnie tego nie odczuwam (a może i odczuwam, bo czuje się jak ona) i ją do tego zmuszam, z drugiej strony przykro mi, że.. nawet nie wiem jak to określić.. że ona odczuwa to jako ataki, jako presje, a w mniejszym stopniu jako pomoc, mimo, że zawsze ja szukałem lekarzy, dzwoniłem itp. ja już nie wiem, czy to jest wynikiem choroby, czy taki ma charakter, ale wczoraj po tych 6 miesiącach coś na prawdę we mnie pękło, nie spałem pół nocy i myślałem nad tym wszystkim i ja już nie daje rady, ja sam potrzebuje chyba pomoc, ale wiem, że nie mam jej od kogo uzyskać, myślałem nawet nad psychologiem, psychiatrą, ale co mi to da skoro póki ta cała sprawa się nie skończy to żadna taka pomoc mi na pewno nie pomoże. Ja już wariuje, czuje, że nie długo to mi będzie potrzebna pomoc i to specjalistyczna.. ja już chyba nie potrafię jej wspierać, bo sam tego wsparcia potrzebuje.. ale nie chce jej zawieść.. Kocham Ją.. ale jestem osobą słabą psychicznie, sam sie sobie dziwie, że wytrzymałem, aż pół roku.. co ja mam robić? chce jej pomóc, ale nie wiem jak.. nie daje już rady ; ((
  5. Ja bardzo chce jej pomóc, nasz związek nie trwa długo, około 9 miesięcy, w tym 6 m-cy to okres choroby. Ja też nie żałuje, że jej pomagam i że tyle poświęciłem, ale przyszedł właśnie czas kiedy chyba sam potrzebuje pomocy, potrzebuje kogoś kto by mnie wsparł.. nie wiem, co mam robić.. bardzo mnie boli to, że często się wykręca chorobą i, że ona nie ma sił na zmiany i koniec, nic więcej nie jest ważne, ale może na prawdę tak jest, że to ja przesadzam.. że na prawde nie ma siły.. ale w takim razie ja już nie wiem co mam robić : ((( chciałbym w końcu się obudzić bez myśli, co dzisiaj mnie spotka, czym będe się stresował.. chciałbym, żebyśmy byli szczęśliwi.. : ((
  6. W pewnym sensie jest zaraźliwe, ale to nie o to chodzi, ze ja się boje o tą chorobę, tylko, że ja psychicznie powoli nie wytrzymuje. Bierze Doxepin i Sulpiryd od około 1,5 tygodnia i raczej poprawy nie widać. Co do psychoterapia, to wątpię, że ją namówię, bo będzie się wstydziła, chociaż jak tabletki nie pomogą to może da się namówić o ile znajdziemy gdzieś psychoterapie, gdzie przyjmują na NFZ, bo skoro nie powie rodzicom, to i pieniążków nie dostanie. Choroba trwa około pół roku. Co do tego jaka była wcześniej to nie zdążyłem jej dokładnie poznać, ale cześć cech chyba się pokrywa. Ciężkie jest to, że ona chce być zdrowa od razu, nie potrafi zrozumieć tego, że np. będzie musiała ograniczyć ilość alkoholu, bo uważa, ze czasami 1 piwko jej nie zaszkodzi przy tabletkach. Jak jej mówi, że powinna się starać w to uwierzyć, chociaż próbować coś zmienić, zająć się czymś, to stałą odpowiedź, że jest zmęczona i chora i ja nic nie rozumiem, bo ja się czuje dobrze..
  7. Witam. Troche ciężko mi zacząć, bo za bardzo nie wiem od czego.. Moja dziewczyna cierpi od kilku miesięcy na depresje, na początku, jak to zwykle bywa przy tej chorobie, żadne z nas o tym nie myślało, chodziła po lekarzach, typu neurolog, badała krew, hormony tarczycy, szukała przyczyn, ale nic to nie dało, bo wszystkie wyniki wychodziły pozytywnie, w końcu doszliśmy do tego, że to może być nerwica, bądź depresja, w końcu poszła do Pani doktor i od nie dawna zaczęła lecenie. Wszystko byłoby okej, gdyby nie to, że ja już powoli wysiadam.. przez długi okres czasu wspierałem ją jak tylko mogłem, nawet jak także, źle się czułem mówiłem jej, że wszystko jest okej. Praktycznie nie było dnia kiedy nie byłem smutny, albo zdenerwowany, zestresowany, zamknąłem się troche dla znajomych, poświęcałem jej większość swojego wolnego czasu. Oczywiście nie żałuje tego, bo ją kocham, ale ostatnio czuje się coraz gorzej. Mam problemy z zasypianiem, stałem się nerwowy i agresywny, boje się kolejnego dnia, kolejnego telefonu, czasami już nie potrafię jej wesprzeć. Wydaje mi się, że za dużo od niej wymagam. Najgorsze jest to, że ona nie ma wiary w to, że się wyleczy (jest minimalna), denerwujące jest również to, że często usprawiedliwia się tym, że nie ma siły, bo jest chora i tego i tego nie zrobi (nie mówię, że udaje, ale uważam, że przyzwyczaiła się do tego i tak jest jej łatwiej, niż walczyć z tym). Staram się jak mogę, czytam o depresji/nerwicy, podsyłam jej jakieś motywujące wiadomości (ale i tak częściej wychodzi na odwrót, bo w większości przypadków interpretuje to na opak). O całej sprawie można powiedzieć, że wiem tylko ja i ona, bo nie chce tego mówić rodzica, bo boi się, że nie zrozumieją. Próbowałem ją do tego namówić, że będzie jej wtedy łatwiej. Mi też by było łatwiej, bo może ktoś by mnie odciążył, bo jeżeli jest źle to wszystko spada na mnie i czasami jest mi bardzo ciężko. Co gorsza ja wszystko to muszę tłumić w sobie, bo nie mam komu tego powiedzieć (należę do osób, które o takich rzeczach mówią na prawdę bardzo zaufanym ludzią). Ona zauważyła, że mnie to męczy, ale ja jej cały czas mówię, że jest okej, bo nie chce jej denerwować, a poza tym jak nie we mnie to w kim znajdzie oparcie? Może ktoś z Was ma podobną sytuację i mógłby mi coś doradzić? Bo czuje, że coraz bardziej tracę nad tym wszystkim kontrolę.. i obawiam się, że niedługo nie będę już jej w stanie pomóc. Czasami mam ochotę od tego wszystkiego uciec, zachorować na jakąś chorobę, żeby coś mi się stało, bo nie daje rady ; x
×