Witaj.
Chyba cierpimy na to samo.Wiele razy próbowałam już się otruć,cięłam się,próbowałam łamać sobie kończyny,podduszałam się ale tak naprawdę nie chciałabym umrzeć.Jestem zbyt ciekawa tego co zdarzy się za parę lat.Czy wreszcie w moim życiu coś się zmieni...ech...ale ja już nie wyrabiam.Potrzebuje pomocy...najgorsze jest to,że czuję,że moim rodzicom wisi to co się ze mną dzieje.Naprawdę nie jest dobrze.Bardziej martwią się o mnie internetowi znajomi niż właśni rodzice.To bardzo dobijające...rozmawiałam z matka,prosiłam ja o to by zabrała mnie gdzieś do psychologa.Na początku powiedziała że nikt mi nie pomoże lepiej niż ja sama sobie.Nie chce jej przekonywać,bo wiem ze to nic nie da.Ona myśli,że wymyślam sobie problemy.Może nawet ma w tym trochę racji,ale sam fakt,ze to robię nie jest normalny i chociażby dlatego potrzeba mi pomocy specjalisty.
Teraz trochę skocze z tematu...w niedziele niechcący przytrzasnęłam sobie palec drzwiami i to zapoczątkowało myśl by zrobić sobie większą krzywdę.Zaczęłam trzaskać tym paluchem o co się da,wyginałam go do granicy bólu.W poniedziałek matka zabrała mnie do lekarza,zostałam skierowana na prześwietlenie.A to wszystko było po to, by wymigać się od szkoły...i udało się.Ale niestety wszystko wskazuje na to,ze już jutro będę musiała iść do tej pieprzonej budy.Znowu będę musiała patrzeć na tych posranych ludzi i słuchać o ich pseudo życiowych problemach.Aż mi się słabo robi...mam ochotę znowu nałykać się czegoś,choć wiem ze to mi nic nie da.Nie rozumiem czemu tak bardzo pragnę zrobić sobie krzywdę...gdy mnie coś boli czuje się lepiej.Ale niech mi ktoś wytłumaczy,do cholery,czemu tak jest.To na pewno nie jest normalne.