Skocz do zawartości
Nerwica.com

rebeltech

Użytkownik
  • Postów

    17
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez rebeltech

  1. Musisz zdać sobie sprawę, że nie potrzebujesz dziewczyny A już na pewno nie jako symbol sukcesu czy trofeum (musi być fajna no i łatwo ją stracić bo leci głównie na to co masz). Jak podchodzisz do tego jak do wyścigu, a nawet jak do serii wyścigów to nie masz szans, tak jak żaden sportowiec nie ma szans na zwycięstwo za każdym razem na przestrzeni wielu lat. Przy tak postawionej poprzeczce staje się to obsesją. Nie chciałbym być z kimś tylko z powodu ściśle określonych warunków. Nie kocha się za coś, ale mimo wszystko :)
  2. Coś w tym jest, rodzice pełni zapału wychowują dzieci na wrażliwych, współczujących i chętnych do niesienia pomocy. Przez cały okres nauki szkolnej, podstawowej, średniej i wyższej człowiek konfrontowany jest z ideałami i utwierdza sie w przekonaniu o ich słuszności. Po czym nagle kończy się sielanka i zderzenie z rzeczywistością, które nie rzadko jest odwrotnościa tego, co wpajano młodemu człowiekowi przez tyle lat, na czym wyrósł, do czego dążył, na podstawie czego planował przyszłość. I potem ma dwa wyjścia, nauczyć się żyć od nowa na nowych zasadach albo w ciągłym konflikcie ze światem. I ja chyba też byłem takim idealistą, i wybrałem tę drugą ewentualność, wciąż mam nadzieję, że jednak można żyć w zgodzie z tym czego nas nauczono. Mimo, że realia kontaktów miedzyludzkich dalekie są od bezinteresowności, rynek pracy od uczciwości, a miłość od wieczności :) Jeśli dojdę jednak do wniosku, że to sie nie sprawdza, własne dzieci na pewno nie wychowam w tym klimacie, raczej w gruboskurności, samolubstwie i braku szacunku do innych z powodu właśnie mojej empatii - nie chce ich skazywać na ten dysonans. Ale to jeszcze kwestia przyszłości i mam nadzieję, że moje ostateczne wnioski nie będą takie :)
  3. To metoda komercyjna. Raczej nie ma jeszcze tłumaczenia na język polski. Po angielsku można znaleźć w wiadomych źródłach. Była tu już dyskusja na ten temat i chyba nawet ktoś podał link.
  4. A Lindena próbowałaś? Jest wiele metod ale działają kiedy się do nich przyłoży, szczególnie ta. Pomogła mi na pewno nieco się opanować, chociaż każdy kto ją zna przyzna, że nie stosuję jej w 100%, dlaczego? Bo przeglądam to forum. Niestety on twierdzi, że nie należy angażować się w dyskusje na ten temat, bo nigdy nie zapomnisz o tym bagnie i zawsze będziesz się identyfikować ze środowiskiem ludzi naznaczonych tą chorobą a stad już niedaleka droga do odnowienia fazy w sprzyjających życiowych warunkach Po prostu nie pozwalasz sobie o tym zapomnieć. Może dlatego nie ma tu ludzi w pełni zdrowych. No ale to tylko hipoteza.
  5. Od dzisiaj motto tego forum: i wszyscy będą zadowoleni :)
  6. On nie mówi niczego nowego. Taki właśnie jest problem z nami. Będziemy w tym siedzieć dopóty, dopóki nie zaczniemy stosować tego co już wiemy. A wiemy wiele. Ciągle tylko czekamy na jakiś cudowny sposób który jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki odmieni nasze życie. Od Lindena nie dowiesz się niczego innego niż np na psychoterapii, pewnie są jakieś niewielkie różnice, ale zazwyczaj 80% technik i rad pokrywa się u wszystkich nazwijmy to terapeutów (oczywiście tych którzy nie grzebią w przeszłości). Jedni to sprzedają, drudzy dają darmo, inni uczą na psychoterapii. To co akurat proponuje Linden pokrywa się mniej więcej z materiałem z niemieckiej strony z filmami, do której dałem link powyżej. Jest obecnie wiele możliwości, trzeba się na coś zdecydować. A potem tylko konsekwencja w działaniu :)
  7. Lili-ana: Po angielsku jest np Charles Linden i jego metoda. Na youtube jest dość długi filmik, w którym wiele wyjaśnia ale pełni on w dużej mierze reklamę jego kursu w formie książkowej.
  8. Na niemieckojęzycznej stronie, którą podała Angsthasse w jednym z poprzednich postów można znaleźć ciekawy odnośnik do filmów o interesującej nas wszystkich tematyce. Ciekawa sprawa jeśli ktoś zna niemiecki, usłyszeć o tym wszystkim jeszcze raz w obcym języku czasami daje lepsze zrozumienie tematu http:// http://www.expertenrat.info/angst-panik-video-clips.html
  9. Rady były dobre. Ale co innego wiedzieć, a co innego rozumieć. Już samo to, że wielu z nas doskonale wie, co chciałoby zmienić w swoim życiu ale tego nie robi daje doskonały obraz tej sytuacji. Wiedza bez praktyki jest martwa. Zwykle w życiu bywa tak że to, co należy robić jest właśnie proste. Jednak proste tylko do sformułowania. Tak jest chociażby z powiedzeniem "pogodzić się z sobą". W tym krótkim zdaniu zawiera się tak niesamowicie potężny obraz pracy nad sobą, że dla niektórych pewnie oznacza pracę na lata. Życie to zbiór własnie takich banałów myślowych, jakże jednak ciężkich do osiągnięcia. Wierzę, że Angsthasse się to udało, zatem chylę czoła.
  10. Czyli znowu predyspozycje Mam znajomych którzy nie skończyli na etapie eksperymentów kilka lat temu i dalej w tym siedzą po uszy (mówie o drugach) robiąc sobie np 2 tygodniowe jazdy amfetaminowe dla schudnięcia np. i co? i nic. Chociaż nie zazdroszczę postawy to zazdroszę wytrzymałości organizmu. Tak wiem to się może w końcu źle skończyć (szczególnie że składu nigdy nie można być pewnym). Bo tak to jest z drugami, niektórzy palą, wciągają, łykają latami i nic, a ktoś inny spróbuje kilkakrotnie i jak to mówi Victorek...i bum! My wszyscy przeżyliśmy takie bum w życiu, niezależnie od tego czy był to alkohol, naroktyki, przewlekły stres czy trauma pourazowa. Jeśli widać jasną korelacje to mądrze by było tego nie powtarzać, tylko ciężko w życiu unikać takiego prostego, zwyczajnego stresu, trzeba raczej zmienić do niego podejście, a to już długa droga pracy nad sobą :)
  11. Też tak miałem kiedyś po trawce, stan niekojarzenia z którego nie można się wydostać, przyczyna paniki. Ale trwało to tyle ile zazwyczaj trwa tej haj, chociaż muszę przyznać, że to pierwsze doświadczenie z takim lękiem. Jednak to było dawno, o wiele wcześniej niż początek objawów. Cięzko powiedzieć czy to miało jakiś wpływ na to co jest obecnie. Charles Linden twierdzi np że te nasze reakcje to wyuczone schemty, że lęku panicznego trzeba się nauczyć a potem łatwo go odtwarzać. Wielu pewnie pamięta dobrze ten pierwszy raz. Potem to już utrwalanie nawyku. Ja wiem tylko jedno, raz to mam a raz nie w konkretnych sytuacjach. I wiem kiedy napewno będe miał i kiedy napewno nie - wszystko to jest odwrotnie proporcjonalne do czasu, który upłynął od ostatniego picia. Oczywiście jest pewnie wielu osób na tym forum, które nie piją ani nie miały doświadczeń z narkotykami a symptomy mają. Każdy musi po prostu zidentyfikować własną przyczyne, niezależnie czy jest ona fizyczna, psychiczna czy jakaś zupełnie specyficzna. Wspólna cecha to pewnie jedynie podatność na takie stany. A skąd ta podatność? trzeba poczekać na wiążące decyzje naukowców i wdrożenia metod leczenia, chociaż pewne przesłanki już są o czym pisałem wcześniej.
  12. arturk: Też szukałem odpowiedzi w dietach, i rzeczywiście poprawiało mi się np na diecie wegańskiej (nie mylić z wegetarianizmem), gdzie oczywiście nie ma żadnych składników odzwierzęcych. Do diety tej jednak całkowicie nie pasował alkohol i inne używki więc tego w tym czasie także nie było. Potem jak zwykle powrót do starych przyzwyczajeń i znowu nawrót wszystkich dolegliwości. Następnie eliminacja alkoholu ale dieta pozostała tradycyjna, tłusta i niezdrowa. Samopoczucie także sie poprawiło. Więc jestem w stanie stwierdzić że głównym winowajcą jest mimo wszystko alkohol a dieta wspomaga uczucie kontroli nad własnym życiem i stronienie od używek (tradycyjna dieta wręcz zachęca do zalewania jej morzem alkoholu). Także w moim przypadku raczej równowaga, a zdrowe żywienie swoją drogą no i oczywiście 0 alkoholu, to już jest niestety absolutely must
  13. Lili-ana: starałem się za każdym razie pisać, że sprawa dotyczy mojego przypadku bo z nim mam tylko doświadczenie i nigdzie nie zaprzeczać dorobkowi psychoterapii a jedynie zwrócić uwagę że nie zawsze należy drążyć temat gdzieś głęboko w sobie. Chciałem tylko zwrócić uwagę na mnogość przyczyn a jedną z nich niewątpliwie jest chemia naszego mózgu. Prosty przykład: zaburzenia lękowe w centrum handlowym - pewnik w okresie po spożyciu alkoholu nawet przez kilka tygodni, i całkowity brak po okresie rekonwalescencji. Więc czy mam w takim razie szukać konfliktów, złych myśli, braku optymizmu które cudownie znikaja a potem nagle organizm sobie o nich przypomina? możliwe, ale raczej przypisuję to zachwianej równowadze w mózgu. Jak zwykle zaznaczam że to tylko moje doświadczenia.
  14. Lili-ana: Nie zaprzeczam, że nasz sposób myślenia ma również znaczenie, ale w pewnych przypadkach nie decydujące. Jest wiele chorób polegających na nieprawidłowościach w produkcji hormonów czy innych substancji, których same pozytywne myślenie czy zmiana podejścia do życia nie skoryguje. Myślenie poprawne w moim odczuciu i w przypadkach podobnych do moich to zdolność do interpretacji objawów taka, która nie doprowadza do błędnego koła, czyli kiedy sami nie nakręcamy się i nie prowokujemy jeszcze większego strachu. Świadomość, że nas to nie zabije jest ważna, ważne, żeby nie bać się tego strachu, bo wtedy rzeczywiście mamy sprzężenie zwrotne zawdzięczane tylko sobie i stan się pogarsza. Końcówka artykułu cytowanego wyżej przekonuje mnie w jakiś sposób, że po prostu musi być przyczyna 'odgórna' a dopiero później wszystko zależy od tego co my z tym zrobimy. Ale predyspozycja pozostaje w nas zawsze, dopóki nie wymyśli ktoś metody korekcji tych nieprawidłowości. Ciekawy jestem czy gdyby poddano nas wszystkich podobnym badaniom czy nie potwierdziłyby się przypuszczenia, że my po prostu w pewnych warunkach lub pod wpływem pewnych substancji (alkohol) po prostu musimy tak zareagować a nie inaczej podczas gdy inni z normalnym poziomem nie odczują niczego. Oczywiście to tylko teoria i dlatego jest o czym dyskutować :)
  15. Majster: możliwe, że coś w tym jest, nie boję się nazywać rzeczy po imieniu. W moim przypadku było to picie okazyjne, studenckie, przynajmniej raz w tygodniu ostry zgon, czasami kilka razy w tygodniu, ale robiło to ze mna wiele osób, które zdaje się nadal mają się świetnie i dziwią się co ze mną nie tak skoro nie chce już na piwko chodzić czy przyjść na sylwestra nawet. Dla nich to będzie jeden dzień w plecy przez kaca, dla mnie tygodnie dochodzenia do siebie. Ale możliwe, że można już było mówić o jakimś uzależnieniu, chociaż nigdy nie miałem odczucia, że muszę, raczej że chcę znowu sie dobrze poczuć. W późniejszym czasie kiedy nie wiązałem lęku z alkoholem zauważyłem oczywiście że wystarczyły dwa piwa żeby mój stan psychiczny odwrócił się o 180 stopni o czym wielu już pisało na tym forum. Dopiero doświadczenie późniejsze nauczyło, że dwa piwa były bezpieczną codzienną dawką, która nie powodowała kaca, a dawała niesamowite rozluźnienie. Nawet podczas 'umierania' wystarczyło zaaplikować alkohol i wszystko się stabilizowało. Cóż, alkohol oddziaływuje na te same ośrodki co psychotropy przeciwlękowe, dlatego jest skuteczny. Nie stosowałem tej metody jednak długo, z obawy o uzależnienie. Ostatnimi czasy nie pije już z własnej inicjatywy (było kilka okazji że tak powiem społecznie wymuszonych, impreza firmowa, urodziny, wigilia), a od tego roku zamierzam odmawiać już zawsze, cóż ewentualne korzyści w postaci kilku godzin dobrego samopoczucia są niewspółmierne do późniejszych skutków i przesądzają o niepodejmowaniu działania - wyszła z tego nieświadoma technika NLP Ponieważ przejrzałem już sporą część tego forum swoim postem chciałem jedynie zwrócić uwagę na problem predyspozycji, ponieważ wielokrotnie spotykałem się z odpowiedziami na problemy innych, i to bardzo pewnymi odpowiedziami dającymi tylko jedno możliwe rozwiązanie a mianowicie w zależności od wiary autora, że: - nerwice to nierozwiązane konflikty z przeszłości - nerwice to nierozwiązane konflikty obecnie niedostępne dla świadomości - nerwice to problemy dzieciństwa, uleczmy dziecko, uleczymy dorosłego człowieka - jedyna metoda leczenia to psychoterapia - środki farmakologiczne leczą nerwicę ze swojej strony byłbym ostrożniejszy w wydawaniu sądów bo to, co działa w naszym przypadku (albo wydaje nam się że działa) niekoniecznie działa u innych. Wtedy taka osoba może stracić sporo czasu szukając przyczyny w swojej psychice (tak jak w moim przypadku), a tymczasem może być to problem fizyczny. Usunięcie wszelkich używek na długi czas (co najmniej kilka miesięcy) może przywrócić jako taką równowagę (wiadomo jeśli predyspozycja jest to skłonności do popadania w lęk nie usuniemy nigdy - odnowi się po ponownym zastosowaniu wyzwalacza, możemy jedynie złagodzić). Piszę to ponieważ takie mam doświadczenia, to dla wszystkich tych, których ścieżka ku nerwicy wyglądała podobnie (przez alkohol). Sprawa oczywiście pozostaje otwarta, nie jestem fanatykiem własnych teorii. Będę pisał o tym co mi doświadczenie podsuwa, a nie ilość przeczytanych książek w tym temacie chociaż było tego naprawde sporo jak pewnie u wszystkich z was. [Dodane po edycji:] arturk, o jakich specyfikach pisałeś? Nie mógłbyś ich tutaj przytoczyć jako anegdoty? Chyba że to rzeczywiście coś co nie nadawało się do publikacji, no ale mamy chyba wolność słowa?
  16. Arturk: też myślę, że higieniczne życie może wspomagać naszą chemię w mózgu i też postanowiłem zadbać o zdrowe odżywianie i eliminację używek :) Może jeszcze da się coś uratować... A co do posta wioli173 wiola173 podała ciekawą stronę, która w pewien sposób potwierdza moją teorię empiryczną. Naukowo potwierdza to co sam podświadomie czuję, czyli małą korelację moich stanów lękowych ze stanem psychicznym a raczej związek z genetycznymi predyspozycjami. Pozwolę sobie zacytować kawałek: Jeżeli dorzucimy do tego jeszcze depresyjne działanie alkoholu (czyli uszczuplanie mózgu w pewne substancje bądź blokowanie ich produkcji) na co może wskazywać poniższy artykuł: Okazuje się, że w niektórych rodzajach nerwicy nie można mówić o chorobie duszy a raczej o chorobie ciała (pomijając inne oczywiste przyczyny chorobowe). Warto to czasami wziąć pod uwagę np w przypadku ciężkich do wyleczenia wieloletnich stanów lekowych nie poddających się psychoterapii (działają wtedy tylko zapewne środki farmakologiczne zmieniające chemię w mózgu). Niestety nasze geny i predyspozycje mają tutaj też znaczenie, a ujawnienie się symptomów to pewnie tylko kwestia czasu - w czasach wysokiej niepewności i stresu. W moim przypadku wyzwalacz to alkohol. Pytanie tylko czy pełna równowaga jest jeszcze możliwa do przywrócenia.
  17. Wszystko zaczęło się dwa lata temu. Od tego czasu poszukuje odpowiedzi na pytanie dlaczego? Przestudiowałem wiele teorii na ten temat, począwszy od Freuda, poprzez Victora Frankl (logoterapia), po Charlesa Lindena (Metoda Lindena) i Joe`go Barry oraz różne techniki medytacyjne (Metoda Silvy, Hemi-Sync). Nie szukałem natomiast pomocy psychoterapetów, chociaż nie wykluczam tego jeśli autoterapia wyprowadzi mnie na manowce, coż niektorzy tak mają, że chcą rozwiązywać problemy sami i ja się do nich zaliczam. A jak to wszystko się zaczęło? Oto sytuacja przed 'zachorowaniem'. W pewnym okresie swojego życia nadużywałem alkoholu (wiadomo, życie studenckie, stres zmieszany z imprezami). Zaliczam się do osób przewrażliwionych, analizujących. Jestem introwertykiem, chociaż wydaję się, że potrafię nawiązywać dobre stosunki z osobami 'oswojonymi' i wtedy wszystko wygląda całkiem normalnie. Nigdy natomiast nie radziłem sobie z wystąpieniami publicznymi, nigdy nie byłem gadułą ani zwolennikiem rozmów o niczym (zawsze mnie to męczyło, u mnie liczyły się konkrety). Zawsze wiele myślałem nad życiem i jego sensem, do tej pory nic ciekawego w tym względzie nie wymyśliłem wiem tylko jedno - nie zgadzam się z obecnym modelem życia (niektórzy sądzą że należy się ze światem pogodzić ale to by zabiło moją indywidualność). Ale zostawmy to. Pierwszy atak? Duży kac, autobus, jadę na wykłady. Coż myślałem, że właśnie doświadczam jakiegoś zawału albo udaru (szczegóły pominę, wszyscy je znają). Od tego momentu było już z górki, obajwy raz na tydzień, kilka razy w tygodniu, codziennie. Były to sytuacje poza domem, w otoczeniu ludzi. Wtedy to zacząłem analizować sytuację, czytać, szukać w sobie przyczyn. Nie znalazłem. Największe zgony - oczywiście po alkoholu. 'Ataki serca', 'udary mózgu', 'Niewydolność oddechowa' na kacu. Zrobiłem podstawowe badania, wszystko ok. Postanowiłem odstawić alkohol na jakiś czas, i faszerować się witaminkami. Po 3 miesiącach jakby zelżało, miesiąc temu było już całkiem dobrze, nawet zapomniałem o tym na kilka tygodni. Następnie spora impreza - i objawy znowu dały o sobie znać. Podczas tego dochodzenia do siebie po jakimś większym piciu mam wszystkie najczęściej spotykane fobie. Nauczyłem się w pewien sposób ignorować objawy, także wydaje mi się że w moim przypadku nie dochodzi do błędnego koła. Niestety po tych moim własnych doświadczeniach stwierdzam (mogę się mylić), że moja tzw nerwica nie ma przyczyn emocjonalnych (co najwyżej trafiła na podatny grunt już i tak wrażliwej na bodźce psychiki) tylko fizjologiczne. Skoro występuje korelacja alkohol-objawy a one same nie występują albo znacznie są obniżone po dłuższej przerwie, chyba można powiedzieć, że niemożliwym jest mieć lęk przestrzeni lub lęk przed zamkniętymi przestrzeniami, czy fobie społeczną co drugi miesiąc? Wydaje mi się to nielogiczne. Skłaniam się ku sądowi, że to chemia w mózgu powoduję tę sytuację na która ja sam nie mam większego wpływu (niezależnie od tego czy myśle negatywnie czy pozytywnie, czy jestem w domu czy mam przemówić publicznie, mogę mieć objawy lub ich nie mieć). W tym momencie napewno skuteczna byłaby farmakologia. Za pewne to coś z neuroprzekaźnikami. Psychoterapia na niewiele się zda w mojej sytuacji (tak sobie naiwnie uważam), bo kiedy dam sobie wmówić że wszystko ok, wystarczy pewnie tygodniowa przygoda z flaszką i wszystko wróci do 'normy' mimo potencjalnego rozwiązania wcześniej jakiś rzekomych konfliktów czy wytłumaczenia sobie przyczyn objawów. Problemem jest raczej przywrócenie równowagi chemicznej w mózgu. Widocznie odpowiedzią jest abstynencja. Piszę o tym wszystkim ponieważ ostatnio znowu zgrzeszyłem (nie, nie chodzi o wczoraj, teraz się pilnuję już) i znowu się w to wpakowałem oraz dlatego by dowiedzieć się czy są na forum osoby które mają podobne doświadczenia. Z mojego punktu widzenia problem jest pośrednio związany z psychologią (mogę przyjąć że mam psychikę wrażliwą, podatny grunt do rozwoju nerwicy, możliwe że to należy nazywać genetyczną predyspozycją) ale do jej wystąpienia potrzebny jest chemiczny bodziec z zewnątrz. To by było wszystko - chciałem tylko zaznaczyć, że może nie zawsze mamy do czynienia z problemami psychicznymi, konfliktami, dzieciństwem wymagającym naprawy, ale z problemem czysto cielesnym, z niedoborem pewnych substancji albo uszkodzeniem ich wytwarzania, nad czym ciężko jest zapanować samą sugestią czy logicznym myśleniem. Możliwe że część osób ma podobne spostrzeżenia. No chyba że to co mówię nie ma żadnego sensu i powinienem lecieć raczej na kozetkę, Pozdrawiam ciepło :)
×