Cześć, witam ponownie. Zastanawiam się, czy depresja może spowodować, tzw. znieczulicę? Oczywiście moje pytanie nie jest bezpodstawne. Mam problem. Od jakiegoś czasu za bardzo nie dogaduje się z moją koleżanką, która jest mi bardzo bliska (nie mylić z przyjaciółką,mam depresję sezonową i nie pakuje się w bliższe związki tj. przyjaźń, to zbyt ryzykowne moim zdaniem). Przynajmniej z mojego punktu widzenia, z jej perspektywy może to wyglądać inaczej. Jestem no cóż, bardzo emocjonalną dziewczyną, dużo myślę, filozofują, a nawet piszę wiersze. Większość słów czy czynów ludzi analizuję, jestem od tego uzależniona. Na podstwie tego analizowania, stwierdzam, jak układają się moje kontakty z innymi ludźmi. Wyniki często nie są pozytywne, czasem powodują, że popadam w jakąś tam rozpacz, raz się nawet zdarzyło, że w ogromną(źle zinterpretowałam zachowanie pewnej osoby). Wiem, że to dziwne, ale depresja to przecież zaburzenie psychiczne, prwada? Tak czy siak, jeszcze niedawno brzydziłam się kłamstwa, kiedy to robiłam to z konieczności i miałam ogromne wyrzóty sumienia kiedy to robiłam, Kiedy źle się układało z bliskimi, miałam ochotę się zabić i nawet planowałam jak to zrobić. A teraz... Kłamię, praktycznie bez przerwy bez większych wyrzótów,w tej chwili nie dogaduję się z tą koleżanką i myślę- Mam cię w du***, już cię nie potrzebuję (dla podkreślenia dodam, że jest jedyna osoba której prawie całkowicie ufam co w moim przypadku jest wielkim wyczynem bo nie mam zaufania nawet do własnej matki). Ta koleżanka, jest mi najbliższą osobą pod słońcem, gdy coś jest nie tak, martwie się o nią, oddałabym za nią życie bez mrugnięcia okiem a jednak, w tej chwili praktycznie olewam to, co się między nami dzieje. Kiedy mogę komóś pomóc, robię to, ale nie z takim emocjonalnym podejściem jak kiedyś. Martwię się o innych, ale nie całym sercem, staje się coraz bardziej chłodna,niemiła moja wiara w Boga osłabła, chyba już nie wierzę nawet w Jezusa. Czeka mnie samotność, jeśli tak dalej pójdzie. Ale nie jestem pewna, czy to zasługa depresji, biorę pod uwagę swój wiek. Mam 15 lat, może to nie depreja a... dojrzewanie? A może to jakaś dziwna mieszanka obu tych czynników. Nie piszczcie tylko tego, bym zgłosila się do psychologa, bo i tak tego nie zrobię. Wiem, że to wszystko jest zagmatwane. Pozdrawiam.