Hej! Pozdrawiam wszystkich. Chciałam Was prosić o radę... Tak w skrócie, to mam NN odkąd pamiętam, mam 19 lat. Jesienią zeszłego roku postanowiłam wybrać siędo psychiatry, w tajemnicy przed wszystkmi. Szybko jednak powiedziałam o tym mojej mamie- i przeszłam cierpliwie przez horror jej przerażenia, a kiedy tata zaczął się domyślać, przez drugi horror. Oczywiście rozumiem ich zmartwienie, to normalne. Ale cóż, "leczenie" zaczęło wpędzać mnie w depresję, moje zaburzenie zaawansowało na epizod nerwicowo-depresyjny. Łykałam stosy różnych i coraz to nowych tabletek, ale przez pogłębiającą się depresję nie odczuwałam właściwie ich działania, przechodziłam przez takie schizy, że włos się jeży. "Jeśli nie posprzątasz tu albo tam, zostaniesz automatycznie potępiona" itd. Na takie rzeczy leki nie działały, chyba zbyt silny szantaż. Jak wiecie, większość leków jest RACZEJ droga, a poza tym ciągle wysłuchiwałam od rodziców, że zmarnuję sobie nimi wątrobę. Zresztą, moja pani doktor zaproponowała mi tylko raz pójście do psychologa oprócz leków, ale ja nie chciałam, w sumie nie wiem dlaczego. A ona nie nalegała... Myślę, że to był błąd. Wiosną olałam leczenie, na początku było dobrze, byłam mniej przygnębiona, zniknęły nieprzyjemne efekty uboczne leków. Ale teraz znów robi się gorzej, powstały nowe kompulsje, które naprawdę przeszkadzają mi w normalnym funkcjonowaniu, czuję się jak śmieć, jak niewrażliwa menda. Tak długo nie byłam u Spowiedzi- kochana NN rozpanoszyła się nawet w moim życiu religijnym i wytrwale mi je utrudnia. Boję się piekła i opętania, chociaż coraz częściej juz nawet i na to nie amam siły. Tak skupiam się na sprawach ode mnie niezależnych, że zaniedbuję to, co mogłabym zmienić. Jestem nudna, bezbarwna. zaczęlam ciężkie studia i mam tyle stresu... Może powinnam z podkulonym ogonem wrócić do psychiatry? Dodam tylko, że nie mam kasy na stosy pigułek i prywatnego lekarza. Proszę o radę kogoś mądrzejszego ode mnie