Wczoraj trafiłam na to forum.Również mam nerwicę lękową.Jak się okazało od dzieciństwa(słabość w kolejce,w kościele,na apelu).Nie zdawałam sobie z tego sprawy.Ale tak na poważnie zaczęło się 4 lata temu.Po stracie jednej upragnionej ciąży.Potem urodziłam syna ale ciąże znosiłam okropnie.Cały czas bałam się stracić dzieciątko.Następnie bałam się śmierci przy porodzie,śmierci łóżeczkowej i każdego kichnięcia,zbyt długiego snu synka.Jak miał 3 miesiące zaczęło się na dobre.Mdłości całodobowe,chudnięcie,brak apetytu(potrafiłam nie jeść 4 dni tylko herbata),zawroty głowy,uczucie,że zemdleję,okropne bóle żołądka(zwijałam się z bólu jak embrion),szczypanie i pieczenie mózgu(śmiesznie to brzmi ale ja to tak odczuwam),całej twarzy,kołatanie serca,niewyczuwalność bicia,okropne bóle w klatce,wymioty,biegunka,poty,piski i szumy uszne,drżenia,zimno-gorąco,tiki nerwowe,duszność,strach przed jedzeniem,uczucie umierania.I tak dzień w dzień.Zaczęłam wyprawy po lekarzach wszystkich oprócz weterynarza.11 razy leżałam w szpitalu,z 50 razy bywałam na izbie przyjęć,raz karetka w domu.Badania w normie i usg,ekh,krew,mocz,kał,kt głowy,rezonans magnetyczny.Wtedy kolejna ciąża i znowu strach przed stratą-uzasadniony bo przed wigilią dziecko mi zmarło w brzuszku.Znowu wszystkie wyżej opisane dolegliwości.W końcu mąż wezwał do domu psychiatrę(ja domu nie wychodziłam.Bałam się ludzi,samochodów,sklepów,kościoła,spojrzeń ludzkich,wszystkiego)dał leki po których przyjechała karetka bo straciłam czucie po lewej części ciała,oczy mi się wybałuszyły,nic nie słyszałam i ledwo widziałam.Zbadali i stwierdzili nerwicę i za dużą dawkę leku.Brałam miansec i fevarin.Jednak ten drugi odrzuciłam.Po 5 miesiącach zaszłam w ciążę i rzuciłam leki.Próbowałam dać radę bez nich.Z marnym skutkiem.Znowu szpitale.Kardiolog wykrył niedomykalność dwóch zastawek i tachykardię.Trochę się cieszyłam,że w końcu na prawdę jestem chora i śmiało mogę powiedzieć mamie(zle mi życzą),babci,cioci i innym,że nie udawałam.Spędziłam ponad pół ciąży w szpitalu a resztę w domu w łóżku.Zlecenie ginekologa.A mi to nawet pasowało,bo tylko na wizyty do kardiologa i ginekologa wychodziłam.Wszędzie było mi słabo,serducho się odzywało.Do niedawna brałam lek na tachykardię ale po pewny ataku,po którym czułam,że przestało bić musiałam rzucić ten lek.Pojechałam do rodzinnego-na urlopie,zadzwoniłam do kardiologa-za granicą.W końcu wymusiłam na innym lekarzu ekg i wyszło,że serce bije 35 uderzeń na minutę a ja ledwo tam siedziałam.Znowu leki na podniesienia ciśnienia bo moje to 90/50,80/46.Ciężko mi bo mam w domu 3 dzieci w tym 5 miesięczne niemowlę,trzylatka i 11 latka.Znowu przyjechał psychiatra i przepiała nowej generacji lek przeciwlękowy(nie psychotrop).Zapisaną mam jedną tabletkę a ja dzielę ją sobie na granulki(obecnie 26 granulek,a zaczynałam od 2 hehe).Granulek w jednej tabletce jest około 150.Śmiało mogę powiedzieć,że czuję się znacznie lepiej.Choć nadal nie mam apetytu-a to skutek uboczny leku,mam mdłości,szczypanie mózgu a rano po przebudzeniu do około dodz12-tejdziwnie się czuję.Walczę z tym dizadostwem .Chcę jednak żyć bo jestem jeszcze młoda.Ale bez takiego cierpinia i wiecznego lęku przed wszystkim.Teraz już nawet wychodzę z domu(z całą rodziną),stoję w marketach w kolejkach i żyję.Nawet ochrzciłam dwa tygodnie temu synka-ciężko było i tupałam sobie nogami,żeby nie paść.Udało się.A i jeszcze jedno-już tak bardzo nie boję się być sama z dziećmi w domu(wcześniej mąż musiał brać wolne,żeby ze mną siedzieć a to nie jest dla naszej rodziny najlepsze,ponieważ On sam utrzymuje naszą rodzinę).Radzę sobie np.sprzątanie,odkurzacz,mopy itp. i przechodzi.Ale się rozpisałam ale mam nadzieję,że zrozumiecie.Musiałam się wygadać.Pozdrawiam wszystkich nerwusków:)http://www.nerwica.com/posting.php?mode=reply&f=1&t=4461&sid=0acceda00e94992ed79d56eb255a97df#)