Skocz do zawartości
Nerwica.com

nienormalna_mama

Użytkownik
  • Postów

    8
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez nienormalna_mama

  1. moja mama na dokładnie to samo z tym lękiem i ciśnieniem, tylko, że ona nie leczy się u psychiatry, a u lekarza rodzinnego, który przepisuje jej masę leków na nadciśnienie, więc jest najbardziej zorientowany, co może przepisać
  2. ja jestem z Kędzierzyna-Koźla, to jest niedaleko Gliwic, Zabrza.
  3. i dodatkowo strasznie boję się śmierci swojej albo kogoś z moich bliskich. nie wyobrażam sobie życia bez kogoś ukochanego. swojej śmierci boję się jeszcze bardziej, bo nie mam pewności, co jest po śmierci - po prostu szczerze mówiąc, wątpię, że po śmierci jest niebo (a jestem osobą wierzącą!), raczej nicość, albo reinkarnacja w innego człowieka (to by był raj). boję się, bo wiem, że życie jest za krótkie, a ja mam wiele marzeń i ostatnio doszłam do wniosku, że życie jest tylko jedne i nie zdążę spełnić nawet większości swoich marzeń. dlatego postanowiłam wszystkiego spróbować. wtedy osiągnę życiowy spokój i spełnienie. ale boję się nagłej śmierci. boję się starości i upływającego czasu. do tego od kilku lat mam tak, że kiedy się stresuję albo mi się nudzi, wydrapuję tłusty łupież ze skóry głowy :/ (tylko w domu) oraz mam swoją określoną kępkę włosów z kucyka, który w określony sposób przewijam między palcami - robię to wszędzie, w taki sposób chcę zneutralizować stres.
  4. hej, jestem tu nowa, wydaje mi się, że mam natrętne myśli. przychodzą nagle, w określonych lub przypadkowych sytuacjach i miejscach i nie umiem sprawić, żeby opuściły moją głowę. mam wrażenie, że jak przyjdą, to siedzą tam tak długo, dopóki dość mnie nie pomęczą. na przykład jak idę do szkoły (chodzę do medycznego studium zawodowego, oddalonego od mojego domu o kilometr) to zawsze w tych samych miejscach, wyobrażają mi się różne katastroficzne sytuacje: zawsze na konkretnym przejściu dla pieszych wyobrażam sobie, a właściwie widzę sceny, że rozjeżdża mnie samochód, że nie zdążę przejść, że nie zwolni i przejedzie mi po brzuchu i gardłem wyjdą mi flaki, albo dość głupie, że tuż po przejściu przez owe pasy, walnę głową w znak i wbije mi się on w głowę głęboko na tyle, że umrę. chociaż jest on za wysoko, bym dosięgnęła tam głową. nachodzą mnie też wtedy takie myśli, że co powiedzą ludzie z klasy, w domu, teście, znajomi z widzenia, itd. jak się dowiedzą, że umarłam i co zrobią. dziwne to jest. potem nieco dalej, kiedy przechodzę obok małej stacji benzynowej, widzę, jak cała stacja benzynowa wybucha, tym bardziej, jeśli stoi koło niej akurat wielka cysterna. albo że rozjedzie mnie jakieś auto, wyjeżdżające z pobocznej uliczki. albo, że auta, które skręcają na zakręcie wylecą z drogi prosto na mnie i rozmiażdżą mnie na pasztet. mam też mnóstwo myśli dotyczących mojego niespełna półrocznego dziecka - tak boję się o jego życie i zdrowie, że widzę przed oczami straszne wizje, których się boję, są to moje obawy, a czasem i takie rzeczy, które normalnie nie wpadły by mi do głowy i część z nich na pewno nie mogłaby się spełnić, bo jest po prostu nierealne. tysiące razy widziałam, jak moje dziecko w różny sposób leciało z rąk trzymającego go dorosłego (lub moich rąk - częściej) na podłogę, łamiąc sobie kręgosłup, przy okazji zahaczając nóżką lub całym sobą o łóżeczko, stół, itd., krztusiło się i dusiło, a ja sparaliżowana ze strachu nie mogłam mu pomóc, albo pomagałam mu, ale nie udawało mi się, że łamie sobie nogę albo rękę, kark, rozbija głowę o kant biurka, wylewa na siebie wrzątek, ''zjada'' coś niejadalnego w nocy, gdy ja śpię, a jak rano się budzę to widzę, że nie żyje, bo się udusił. albo widzę w myślach, że wchodzę do pokoju, w którym wcześniej w wózeczku zostawiłam małego i widzę wózek po brzegi wypełniony krwią... dlatego wiele razy zdarza się, że sprawdzam, czy oddycha. takich przykładów myśli mogłabym wymieniać bez końca. jestem bardzo znerwicowana, spięta w myślach, jak widzę, jak moja szwagierka lub teście trzymają małego na rękach, mam wrażenie, że on zaraz im się wyślizgnie i zabije, albo co najmniej zostanie kaleką do końca życia. albo jak na wierzchu leżą jakieś ostre przedmioty albo mały znajduje się w jakimkolwiek miejscu, to ja od razu szukam zagrożeń i staram się je neutralizować. jednak czasem mam wrażenie, że nożyczki, które przed chwilą schowałam do szuflady, wyskoczą z niej i wbiją mi się w głowę albo zrobią coś mojemu dziecku. od chwili narodzin mojego dziecka mam takie wizje związane z nim (myśli pojawiające się w drodze do szkoły od rozpoczęcia nauki w studium) tylko nie pokazuję tego po sobie i jakoś tak czuję niechęć do rodziny mojego męża, chociaż nie mam powodów, żeby ją czuć, bo oni są naprawdę w porządku. normalnie ich nie lubię, czuję się wiecznie na ''nie'' wobec nich, ich zdanie uważam za nieważne, jakby chcieli od razu mi zaszkodzić. wkurzają mnie pod każdym względem - tylko nie wiem, dlaczego?, ale nie okazuję tego. nie lubię do nich jeździć, nie lubię, jak oni do nas przyjeżdżają. powoli ogarnia mnie lekka paranoja - czuję, że tak nie powinno być. że powinnam cieszyć się z chwil z nimi spędzonych i że cieszą się z mojego szczęścia jakim jest moje dziecko. a odczuwam to jakby oni mi zabierali syna i wszystko wiedzieli lepiej. chociaż tak nie jest, a ja naprawdę chciałabym się z tego wszystkiego cieszyć. w kontaktach międzyludzkich jestem zamknięta, staram się nawiązywać nowe znajomości i utrzymywać stare, ale niestety wcale mi się to nie udaje. odnoszę wrażenie, że mam w sobie magnez, który odpycha ludzi, bo z dnia na dzień nagle przestają ze mną rozmawiać, siedzieć ze mną, nie wiem, co jest grane? żeby odezwać się do obcego człowieka w swoim interesie potrzebuję, jak to ostatnio określił mój mąż, algorytmu, który określa każdą możliwą odpowiedź mojego rozmówcy na moje pytania. mam czasem takie dni, że wszystko, ale to WSZYSTKO mnie wkurza, nawet rzeczy błahe, dosłownie pierdoły, którymi normalny człowiek na pewno by się nie przejął! np. że babka stojąca przede mną w kolejce w sklepie stoi za blisko swoich nieskasowanych jeszcze towarów, zamiast dalej i pakować te skasowane już do torby. albo że ktoś w szkole dziwnie na mnie spojrzał, lub właśnie usiadł z kimś innym, albo nie odezwał się, tak jakbym ja tego chciała, albo postąpił tak, jak wg mnie nie powinien i się rozczarowałam przez to. mam wrażenie, że w moim życiu jest kompletny bałagan, a ja przecież lubię porządek, zorganizowanie i gubię się, kiedy tego nie mam. wkurza mnie też, a właściwie dezorganizuje całą moje wewnętrzną potrzebę zorganizowania i porządku, to, że w mojej szkole, przy przyrządzaniu leków recepturowych niby ma być sterylność, dokładność, itd., a tak naprawdę tego nie ma. burzy to moje zaufanie do farmaceutów i ostatnio mam wrażenie, ze tak nie powinno być i czuje się zawiedziona i boje się ze wiele ludzi może paść ofiara tych ich niedoskonałości. przeraza mnie poczucie niedoskonałości, nieporządek, chaos, brak sterylności. a u mnie wszystko musi być dokładnie, wszystko na swoim miejscu, jak zbyt wiele rzeczy jest nie odłożonych to czuję, się zagubiona i że coś jest nie tak! a poczucie, że coś jest nie tak mnie przeraża! samo napisanie tego wyrażenia ''coś jest nie tak'', mnie przeraża... brrr... czuję, że nie ogarniam świata, nie rozumiem, jakimi prawami się rządzi i nie potrafię nad nim zapanować, nie mam nad nim jakiejkolwiek kontroli! moja mama jak usłyszała o tych moich wizjach katastroficznych, otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia i powiedziała całkiem serio, że muszę się leczyć. pytanie: czy to nerwica?
  5. miałam tak w dzieciństwie, aż się zdziwiłam, że wielu z Was także. i to właśnie zdarzało mi się zawsze, jak byłam dość ciężko chora, brałam leki i miałam wysoką gorączkę. miałam wtedy takie sny, że czegoś jest mnóstwo i nic z tym nie zrobię, nie poradzę sobie; że coś jest "za okrągłe" i nie ma końca, np. kulka z plasteliny, że obracam ją w palcach; albo taki sen, że stoi przede mną ogromny blok, którego szczytu nie widzę, tak jest wysoki. ma on mnóstwo okien, a moja mama ma umyć te wszystkie okna... a ich jest nieskończenie wiele... budziłam się z krzykiem.
  6. ja też tak miałam, że jadąc autobusem czułam jakiś niepokój i potrzebę jak najszybzej ewakuacji, było mi duszno, czułam, że się duszę, nie mam czym oddychać i chciało mi się wymiotować i zemdleć jednocześnie. podczas ciąży miałam nieco inaczej, że po prostu było mi strasznie gorąco, nie miałam czym oddychać i prawie mdlałam. czy to już choroba?
×