Skocz do zawartości
Nerwica.com

kawe_prosze

Użytkownik
  • Postów

    13
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez kawe_prosze

  1. xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
  2. Monajka, ja jestem w podobnej sytuacji. Wellbutrin był pierwszym lekiem, który na mnie zadziałał. Zaczęłam od 150mg i ponieważ zbyt słabo lub nawet wcale nie odczułam jego działania, lekarka po m-cu podniosła dawke do 300mg. Z czasem zaczęłam odczuwać pozytywne zmiany. Owszem, z początku byłam strasznie drażliwa, ale naprawdę z czasem to się uspokaja aż całkiem znika. Ja po kilku m-cach brania 300, zwiększyłam sobie dawkę do 450mg, bo poza drażliwością nie miałam innych skutków ubocznych. Było jeszcze lepiej. Zaczęłam wszystko ogarniać, jakby panować nad wszystkim. Pojawiła się motywacja, możliwość skupienia, co pozwalało zająć się czymś, np. czytaniem. Rozmowa przestała wymagać wysiłku jak dawniej. Zaczęłam odczuwać zdrowe zmęczenie i większe zadowolenie z tego np. że kładę się już spać, albo że np. wracam do ciepłego domu po długim spacerze na zimnie. Zaczęłam odczuwać ciche zadowolenie na myśl o dobrym obiedzie który mnie czeka gdy już jestem bardzo głodna. Zycie stało się znośniejsze i lżejsze. Decyzje stały się szybsze i łatwiejsze. Pojawiało się uczucie wdzięczności za to co jest. Trochę wróciłam do muzyki, do filmów. Zawsze były dni gorsze i lepsze ale coraz więcej było lepszych i generalnie wszystko szło wyraźnie do przodu. Poczułam wiekszy spokój wewnetrzny, cos na znak poczucia bezpieczeństwa. Przestałam mysleć o smierci. Zaczęła mnie nawet nakręcać pewna tematyka i było już nawet tak, że ciągnęło mnie wręcz do czytania na dany temat. Uśmiech nie był już tak bolesny, a śmiech był już pełny. Było na tyle ok, że pozwoliłam sobie sama zwiększyć dawkę do 600. Na 600 było jeszcze lepiej. Zaczęłam odczuwać te wszystkie plusy jeszcze mocniej. Brałam wtedy udział w psychoterapii grupowej i wśród tamtejszych ludzi było mi dobrze. Było optymistyczniej. Potem niestety dopadło mnie spore przeziębienie i dostałam Eurespal, który przypieprzył mi nerwicą Trochę się wystraszyłam, więc zeszłam na wszelki wypadek z Well do 450 i nie było gorzej. Potem do 300 i też nie było gorzej. Ale potem sobie nababrałam w życiu i nerwica mnie gnębi choć już inaczej do dziś. A i deprecha trochę dobija, ale od jakiegoś czasu znów wchodzę na 450mg i jest lepiej. Tak więc życzę wszystkiego dobrego i nie trać nadziei. Pozdrawiam :-)
  3. Kurcze, aż tyle Was z anhedonią? Też to przechodzę. Czytałam gdzieś (co zresztą nie jest niczym nowym), że pewna część osób z depresją nie odpowiada na leki z grupy SSRI całkowicie. Tzn. mijają pewne objawy typu np.lęk, potrzeba ciągłego spania czy leżenia itd... Ale zostaje właśnie ta niemoc umysłu - czyli anhedonia. Doskonale wiem, jak ciężko jest z tym "żyć". Za to tzw. otępienie rzeczywiście odpowiada dopamina, na którą leki z SSRI bardzo słabo działają lub wcale. Męczyłam się z tym zobojętnieniem 10 lat. Nie mam pojęcia jak tyle wytrzymałam. Nobel jak nic. Zaczęłam obsesyjnie o tym czytać (zbierałam na to wszystkie resztki swojej siły) i odkryłam tę dopaminę. Poprosiłam swoją psychiatrę o Wellbutrin. I przysięgam, że to był pierwszy lek, który pozwolił mi się ogarnąć i zacząć trzeźwo myśleć. Zaczynałam od 150mg, po m-cu brałam 300mg. I chociaż miałam skutki uboczne w postaci silnej drażliwości, nie przestawałam go brać, a nawet z czasem zwiększyłam dawkę do 450mg, a potem nawet do 600mg. Z czasem drażliwość zupełnie malała, miałam energię, mogłam zacząć robić więcej rzeczy, zaczęłam sypiać normalnie,tzn. po 9 godzin a nie 11 czy 12. Byłam w stanie się skoncentrować, z czasem zaczełam czytać, słuchać muzyki, oglądać filmy( to nie było 100% ale była naprawdę bardzo duża poprawa i lżej się żyło). Mogłam sprzątać, robić zakupy, gotować, jeździć na rowerze, załatwiac sprawy. A najlepsze było to, ża jak wracałam np. po długim spacerze do domu, to zaczęłam odczuwać już przyjemność z tego, że odpoczywam, czułam jak mięśnie nóg odprężają się i rozluźniają. Zaczęłam z czasem odczuwać jakieś zadowolenie z tego, że po całym dniu mogę wreszcie sie położyć i spać. Wcześniej nie było tej przyjemnośći, jedynie jakaś ulga fizyczna. Kiedy tak dochodziłam do siebie zdarzyło się, że się przeziębiłam mocno i dostałam antybiotyk (Eurespal), który spowodował u mnie nerwicę. Przez to wszystko zmniejszyłam na wszelki wypadek Wellbutrin do 300mg, ale było w miare ok. Z czasem nerwica się rohulała i zjechałam na czas poradzenia sobie z nerwicą z Wellbutrinu. I było coraz gorzej. W tej chwili znów go biorę - 300mg i znów jest lepiej. Nie wiem, czy na dłuższą metę jest to dobry lek, ale nic innego do tej pory u mnie nie działało. Na nerwicę mam cital 40mg. Bardzo pomógł. czyli chodzi o dopaminę. Mam zamiar z czasem spróbować innych leków działających na receptory dopaminergiczne. Życzę Wam wszystkim powodzenia! Bardzo fajne forum :-) Pozdrawiam
  4. Jelenia Góra Ktoś brał lub bierze udział w terapii na Ogińskiego?
  5. heh też tak kieeeeedyś miałam :) Ale jak mnie deprecha siekła, to było mi wszystko tak obojętne, że wszystkim wszystkiego odmawiałam (bo nie dawałam rady) Teraz czuję się dużo lepiej i dalej odmawiam (nie wszystkim już, oczywiście, ale jak mi coś nie pasuje, to myślę sobie: "A właśnie ku...wa, że mi się nie chce" .Proste jak drut :) I jakie przyjemne :)
  6. Nie wiem, czy cierpisz także na depresję, ale jeśli nie, to się nie przejmuj, bo może po prostu nikt Cię jeszcze wystarczająco mocno nie rozśmieszył. Mnie też bzdety nie cieszą. Wolę coś na poziomie. I śmieję się też bardzo rzadko, ale czasem jak walnę śmiechem to uuu. Ale to naprawdę musi być coś. A swoją drogą wydaje mi się, że rzeczywistość ogólnie jest tak koszmarna, że naprawdę wrażliwy i myślący człowiek nie ma prawdziwych powodów do śmiechu, bo i z czego tu się cieszyć. Ot co.
  7. Miko, czy pisząc o anhedonii spowodowanej silnym stresem miałeś na myśli coś jak zespół stresu pourazowego?
  8. Hmm też mam faktycznie lekkie drżenie, ale na tyle lekkie, że jest ok... coś jak drżenie z emocji. Ale sen rewelacyjny. Hmm
  9. To widzę, miko, że pojechałeś z grubej rury :) I barrrdzo dobrze! Życzę wobec tego samych sukcesów i niekończącej się satysfakcji Ja mam dobrą wiadomość :) Wciąż biorę 300 mg Wellbutrinu, drażliwość zeszła całkiem, chociaż Citalu nie zwiększałam, i... otóż rozkręca się! Wczoraj rano jechałam do przyjaciółki. Robię w oknie makijaż, słońce zajrzało i nagle... uśmiech! Prawdziwy, bezwysiłkowy uśmiech od 10 lat!!!!! Poczułam (to nie było 100%, ale jakieś 80!!!) jakąś ulgę, przyjemność z faktu istnienia. Naprawdę!!! I taką lekkość! To było takie nieśmiałe i ciche. Taki mój mały prywatny cud :) I już w autobusie zaczęłam słyszeć nawet muzykę w radiu, zaczęłam przyglądać się krajobrazom... Coś jakby wyostrzenie wzroku, wrażenie panowania nad sobą, niemal nad wszystkim. I już te delikatne motylki w brzuchu... Czekam na 100%. Zejdę z citalu. Kurczę może już wyzdrowieję :) Pozdrawiam wszystkich!
  10. Dziękuję serdecznie za odpowiedź, miko! Hmmm u mnie anhedonia (właściwie można by to nazwać pewnego rodzaju otępieniem) pojawiła się niemal z dnia na dzień. Taka totalna. Coś jakby coś nie wytrzymało i pękło. Wcześniej były stany depresyjne, dni obniżonego nastroju, doły, ale dawałam radę. Mogłam uciec w muzykę, marzenia. A tu nagle bach! i WIELKIE NIC! Naprawdę bardzo cieszy mnie fakt, że jest Ci już dobrze. Co do "agonistów", nie oczekuję cudów ani euforii, a jedynie powrotu do względnej normalności, co z pewnością będzie zakrawało na cud :) Bardzo by mnie to uszczęśliwiło. Pozdrawiam gorąco P.S. Mogę zadać intymne pytanie? Jak u Ciebie z pracą? Jak sobie radziłeś? Przedtem i teraz? Oczywiście nie musisz odpowiadać To czysta ciekawość z mojej strony, ale za odpowiedź z góry dziękuję :)
  11. W skrócie: Okres dojrzewania-zaburzenia odżywiania (odchudzanie)=chwiejne nastroje, drażliwość, z czasem trwałe (nieduże)obniżenie nastroju, nerwica, lęki... W 20tym roku życia-niedojadanie, silna nerwica, grypa=totalne załamanie, wielka depresja [sen ok.20 godzin na dobę], wrażenie umierania, istny koszmar, zero aktywności, zanik emocji, kompletna wegetacja ...... diagnoza -depresja SSRI, brane latami (z przerwami) Depresja powolutku odpuszczała samoistnie, ale wciąż wyłączała z życia. Z biegiem lat uregulował się sen, nawet pracowałam po trochu, ale wciąż byłam wypraną z emocji kukłą bez odrobiny motywacji do czegokolwiek, czyniącą nadludzkie wysiłki, by wytrzymać w pracy (często zmieniane miejsca pracy). Olbrzymim, nadludzkim wręcz wysiłkiem była koncentracja. Powinnam dostać za to medal. Nagle kolejne załamanie. Dwa stresujące zdarzenia.Tym razem zero snu (!), przeszywający, piekielny lęk, panika. Ale zdobywałam się na włączenie komputera i czytanie (wysiłek nadludzki) o depresji. Coraz bardziej przekonywały mnie wątki o dopaminie. KLINIKA Cital =edronax. Pytałam samego profesora o dopaminę, próbowałam delikatnie przekonać go, że problem tkwi głównie w dopaminie, że nic, ale to NIC nie czuję. Nie czułam nawet wody na własnej skórze podczas kąpieli w wannie! Nie mówiąc juz o tym, że sama kąpiel czy umycie głowy były katorgą. Słowa profesora: A po co Ci dopamina? Jedyne, co z biegiem kilku m-cy uległo poprawie, to sen. Wrócił w 100%. Ale pojawił się bunt i chęć odnalezienia sposobu na normalność. Zaczytywałam się w postach Gazety Forum -Depresja i w postach Waszych. A te pisane przez miko obudziły we mnie żywą nadzieję! Szukałam możliwie najwięcej informacji o Wellbutrinie i innych lekach działających dopaminergicznie. W końcu postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Poprosiłam o Wellbutrin. Dostałam 150 mg. Po kilku dniach pobudził mnie nieco. Nawet cos jakby leciutka euforyjka, ale minęło szybko.Po ok. m-cu więcej energii, troszkę podniósł motywację, koncentrację, pamięć. Jednak pojawiły się również drażliwość,nerwowość (dosłownie wszystko mnie wkurzało), lęki przed wyjściem z domu, wzmożone napięcie mięśni, zawiany chód (dziwny chód)-niektórzy dziwnie na mnie patrzyli z tego powodu, co potęgowało stres przy wyjściu z domu. Na spacery wybierałam się wieczorami, gdy było już ciemno. Totalny paraliż przy zimnie. Po 3,4 m-cach trwale podniesiona energia, motywacja, koncentracja, ale.... Wciąż brak pozytywnych emocji. Zero przeżywania muzyki, którą przecież kocham. Od lat właściwie prawie nie mam potrzeby słuchania jej. Zero radochy z filmów, spacerów, tańca, książek, zero przyjemności z czegokolwiek. Jedynie pewna ulga związana jest z tym, że mniej wysiłku wkładam w pewne rzeczy. Wstaję rano, mogę zrobić zakupy, coś załatwić, ugotować, pozmywać, takie tam. Mogę poczytać ze zrozumieniem itd. Ale... to wciąż nie to, wciąż mi czegoś brakuje. No i ten wewnętrzny niepokój. Dostałam na to cital - 20 mg. Ale wystarcza spokojnie 10mg. Teraz pani psychiatra zwiększyła mi dawkę Well na 300 mg. Biorę tę dawkę dopiero kilka dni, ale mam wrażenie, że znów narastają lęki i drażliwość. Znów nie wychodzę -jedynie po zmroku :/ Nie chcę teraz znów zwiększać dawki citalu, i tak w kółko, bo to bez sensu. Poczekam jeszcze jakiś m-c. Zobaczę, co dalej będzie. I... chcę spróbować z tymi agonistami dopaminy. Może połączę Well z agonistą? Czuję, że to będzie to, bo objawy u miko były identyczne. Anhedonia, coś jak zanik zmysłów, czy funkcji poznawczych, nie wiem jak to nazwać. Doskonale to rozumiem, wiem, jak trudno wyjaśnić ten dyskomfort innym. I... miko... dziękuję! Dziękuję za nadzieję, za Twoją walkę, za wszystko. Naprawdę mi pomogłeś! Chcę tylko zapytać Cię, dlaczego zostałeś też przy coaxilu? I czy brałeś jakiś czas Well razem z agonistą dopaminy? I jeszcze jedno: Jak zaczęła się u Ciebie anhedonia, jeśli można wiedzieć? Pozdrawiam wszystkich serdecznie
×