Skocz do zawartości
Nerwica.com

taka_podobna

Użytkownik
  • Postów

    19
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez taka_podobna

  1. Cóż za diagnoza Jak doczytasz do końca, zobaczysz jej absuradalność. Ciekawe. Rzekłabym raczej, że początkowo pewne problemy manifestowały się pośrednio - psychosomatycznie, a kiedy zajęto się nimi wprost, ten kamuflaż przestał być potrzebny. Wiedza naukowa, którą wyśmiewasz, już dawno zajęła się kwestią, czego tak naprawdę objawem mogą być niektóe choroby. Z dużym prawdopobieństwem efekt byłby ten sam, gdybyś odczytał ów sygnał na etapie anginy i wtedy przepracował już problem źródłowy, jego manifestacja otwarta w postaci nerwicy wcale nie jest do tego potrzebna i sama nerwica niczego nie leczy, jest tylko bardziej wyraźnym symptomem, jak nie potrafimy wyłapać tych subtelnych wcześniejszych. Wniosek jakoby jakakolwiek choroba wzmacniała organizm jest absurdalny. No chyba że nerwica nie jest chorobą i należy ją wszystkim polecić jako zabezpieczenie przed infekcjami, rakiem i jeszcze paroma innymi Nie są intersubiektywnie komunikatywne. Ty mówisz tylko o tym, czego sam doświadczasz i co ci się NA TEJ PODSTAWIE wydaje. Wysnuwanie z tego wniosków dla ogółu jest śmieszne. 1. I dlatego piszesz tylko o swoim przypadku, nie odnosząc go do wiedzy naukowej gdyż ta odpowiedziałaby ci, że wyjaśnieniem tego co piszesz nie jest wzmocnienie twojego organizmu przez nerwicę tylko wyżej wyjaśniony mechanizm. Wniosek, że jakakolwiek choroba wzmacnia organizm jest absurdalny. 2. Nie bardzo wiem, jaka wygoda płynie z tego co napisałam. Nie mam tak bujnej wyobraźni, żeby się tej wygody dopatrzyć. Wręcz przeciwnie, to co pisałam o skutkach nerwicy dla ciała, tym bardziej mobilizuje do zajęcia się nią i dążenia do wyzdrowienia - to coś dokładnie przeciwnego do "negatywnego nakręcania się".. Jednym slowem kolejne rozumowanie pozbawione logiki. [Dodane po edycji:] No niestety poniższy akapit dokładnie tego dowodzi, że nie odnosisz własnego doświadczenia i płynących z niego wniosków (niekoniecznie poprawnych) do obiektywnego stanu wiedzy. [Dodane po edycji:] Wszystkim glorifikującym nerwicę i jej zasługi polecam przeczytanie "Czarodziejskiej Góry" Tomasza Manna
  2. A co to jest "moja prawda, twoja prawda"? Coś jest prawdziwe albo nie. To, że dany organ po chorobie jest słabszy to jest medyczny pewnik i nie ma tu się zastanawiać nad uznawaniem go lub nie. Nie potrzebuję do tego żadnego własnego doświadczenia, wystarczy trochę elementarnej wiedzy. A tym bardziej nie trzeba być osobowością neurotyczną, żeby tę wiedzę posiąść. I nie używam tu żadnych analogii, tylko mówię o somatyce - o UKŁADZIE NERWOWYM, który podlega tym samym prawom co nerka i wątroba, a nie o umysłowo-psychicznych umiejętnościach, które zapewne rosną po poradzeniu sobie z czymś! Sugeruję zauważyć to rozróżnienie, bo jest ono bardzo istotne. [Dodane po edycji:] 1. Ich częścią wspólną jest układ nerwowy, o którym psizę. 2. Nie mówię o żadnej analogii tylko o somatycznym aspekcie nerwicy 3. Wyrwij się na chwilę z tego myślenia kanałowego. Czy pscychoza i schizofernia są jedynymi zaburzeniami, jakie występują u człowieka z powodu przeciążenia układu nerwowego? Może pora zacząć zauważać że psyche i soma są jednością. Grecko-rzymski podział na ciało i duszę jest podziałem filozoficznym a nie medycznym. Jeżeli nie wierzysz, to sprawdź jakie skutki dla psychiki ma chociażby niewielkie uszkodzenie somy - mózgu Poza tym taki czy inny stan psychiczny wpływa nie tylko na układ nerwowy. Długotrwałe wystawienie całego organizmu na hormony stresu i inne substance (można by się tu długo w biochemię zagłębiać) nadwyręża wiele organów - i to znowu jest elementarna widze medyczna a nie "moja prawda" czy nawet doświadczenie. W wielu wątkach przewija się tu bardzo istotna myśl - że bardzo podstawowym elementem procesu zdrowienia w nerwicy jest oderwanie się od tego, co nam się wydaje na podstawie subiektywnego doświadczenia i KONFRONTACJA Z OBIEKTYWNĄ RZECZYWISTOŚCIĄ, stanem wiedzy, zdrowym "common sense". Polecam to w tym momencie
  3. Ale o co tu w ogóle chodzi? 1. Ja nigdzie czegoś takiego nie pisałam o zapadaniu na inne choroby. Padła teza że przebycie nerwicy powoduje większą odporność na czynniki chorobotwórcze na przyszłość. A to jest kompletnie nielogiczna teza. Każda choroba zwłaszcza długotrwała osłabia dany organ (i nie tylko ten) przez co jest on nie mniej tylko bardziej podatny na czynniki chorobotwórcze. 2. Nie ma czegoś takiego jak stan absolutnego zdrowia i stan choroby. Właśnie wszystko, co przeżywamy jest stanem pomiędzy. Nie ma człowieka, u ktorego każdy organ i każda komórka funkcjonowałaby w 100% poprawnie i zdrowo. "Zdrowie" to jest po prostu satysfakcjonujący stan naszego organizmu, pozwalający nam prowadzić satysfakcjonujące życie. Ale wcale nie wiesz, czy będąc zdrowym nie masz pod lewą górną ósemką zaczynającego się stanu zapalnego. On może się sam wyleczyć i nawet się o nim nie dowiesz, ale po prostu tu nie ma czarne - białe. I człowiek który jest po przejściu ciężkiej żółtaczki albo poważnego załamania nerwowego już nie jest absolutnie zdrowy w twoim rozumieniu (mimo że jest już po, jego organy są znowu o trochę bardziej osłabione i bardziej podatne na przyszłość). 3. To co napisałam w żadnym w ogóle stopniu nie podważa celowości leczenia. Wręcz przeciwnie. Nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć, że w trakcie przechodzenia grypy łatwiej jest zapaść na zapalenie płuć niż tydzień po niej. Po przebytej chorobie organizm jest bardziej podatny, ALE W TRAKCIE JESZCZE BARDZIEJ.
  4. taka_podobna

    Z lekkim poślizgiem

    Właściwie już od dobrych kilku dni bywam na forum, ale jeszcze się nie przywitałam. Mam 31 lat i od kiedy pamiętam zmagam się z różnymi lękami, natręctwami, skrupułami, hipochondrią i swoją samotnością, ale nie mam zdiagnozowanej nerwicy, właściwie ponoć nic mi nie jest tylko z paroma rzeczami w życiu sobie nie radzę...
  5. Nie. O to, że nerwica nadwyręża również naszą somę i układ nerwowy po wyzdrowieniu wcale nie jest bardziej odporny na przyszłe choroby tylko wręcz przeciwnie - bardziej podatny.
  6. Ciekawe rozważanie, natomiast w tej kwestii, o której mówiłam, ono jest bez znaczenia.
  7. Ja już kompletnie nie pamiętam jak było przed. I chyba nie wierzę. Ze skrupułami, hipochondrią i natręctwami męczę się już kilkanaście lat, więc porzuciłam już nadzieje na wyleczenie. Wierzę jedynie w "lepsze dni"
  8. Mój dzisiejszy dzień jest do d... Już prawie spakowałam się na wakacje a tu temperatura. Niewielka, ale do wyjazdu pewnie zrobi się z tego całkiem sporo. Lekarz nie potraktował mnie szczególnie poważnie, rodzice wyjechali z tekstem: "To po co planujesz w ogóle takie wyjazdy, jak potem zawsze się zadręczasz czy jechać?"... dno
  9. Ale mi nie chodzi o porównywanie psychiki i ciała. Na płaszczyźnie samej psychiki zapewne to działa tak jak piszesz. Przejście czegoś trudnego uczy nas radzenia sobie na przyszłość, zgadzam się. Podobnie jak jest z układem odpornościowym (choć to też zależy, przejście ospy uodparnia, a złapanie AIDS już niekoniecznie, więc myślę że tak jak w tym immuno tak i w psyche nie ma reguł). Ale chodziło mi o to, że nerwica jak sama nazwa wskazuje jednak mocno obciąża też system nerwowy (ten cielesny) a nie tylko psychikę. I tu niestety to obciążenie się mści na przyszłość.
  10. To znaczy, że kłamał albo był niedouczony Masturbacja to grzech lekki. W odróżnieniu do ciebie, nie zamierzam nikogo obrażać, ale przeczytaj coś więcej na ten temat, na przykład w Katechiźmie, bo w tym momencie rozmijasz się z prawdą.
  11. No właśnie Ja doceniam ulgę, ale i tak wolałabym żyć normalnie, a nie pomiędzy cierpieniem a ulgą, tylko jak zdrowi [Dodane po edycji:] Tylko po części. Nerwica niestety atakuje także naszą somę i powyższa teza brzmi tak jak teoria, że człowiek po wyleczonej żółtaczce łatwiej poradzi sobie z rakiem wątroby niż ten, co całe życie miał wątrobę zdrową - chyba nikt nie uwierzył co?
  12. Ja w sobotę mam lecieć na wakacje, ale czy mi się to uda? Na razie mam temperaturę 37,4 do soboty zapewne będzie z tego jakas ptasia lub świńska grypa i nigdzie nie polecę... Jak ja nienawidzę tej hipochondrii
  13. Mi czasem przychodzą takie myśli, ale wtedy włącza się myślenie, że za którymś kolejnym razem może się już nie udać W sumie to moja lista jest niezbyt długa: AIDS, rak jelita, kiła, tężec, tętniaki, sepsa, włosień, chyba tyle... niektóre "przechodzę" powtórnie... Gorsze jest częste mycie rąk i dezynfekowanie różnych rzeczy spirytusem. Gdybym miała dziecko, to biedne byłoby kąpane w wodzie o temperaturze 100 stopni z dodatkiem spirytusu... Koszmar. Zamierzam tego oszczędzić potencjalnemu potomkowi i jeżeli jakiś cud nei spowoduje wyleczenia, to po prostu zrezygnować z posiadania dzieci
  14. Dzisiaj akurat nieźle, koszmarek miałam przedwczoraj. Po tym jak się dowiedziałam, że moja szczepionka na tężec nie jest już wcale tak całkiem aktualna, a łażąc po górach miałam bliskie spotkanie z błotkiem, dzień po goleniu nóg... zaczęło się od "mrówek" na nogach, a skończyło na skurczach łydek i ścisku gardła. Dopiero jak łyknęłam dwa Valeriny i udało mi się uruchomić rozsądek przed wpadnięciem w panikę, że już się prawie duszę, udało mi się jakoś zasnąć (w łóżku mamy) i przespać noc, a rano polecieć do ośrodka zdrowia po szczepionkę - wkurzyło mnie to mocno, bo ta nieplanowana wizyta w przychodni pokrzyżowała mi wczorajsze plany, a miał to być bardzo fajny dzień z wycieczką. Jak widać dopiero dzisiaj pozbierałam siły na napisanie o tym
  15. Bo ja wiem, czy inny, ja mam całkiem podobnie. Jak warunki zewnętrzne przynajmniej dość poważnie utrudniają mi (bo uniemożliwiają to za dużo powiedziane) rytuał, to potrafię poczuć się z niego zwolniona i usprawiedliwiona, jakby siła, którą trzeba rytuałem przebłagać, nie była automatycznym fatum, ale siłą rozumną. A kiedy stresuje mnie cos konkretnego, to natrętne myśli prawie wcale nie mają do mnie przystępu. O rany, a myślałam, że ja jestem jakaś dziwna. Tyle, że ja reaguję na inne dźwięki - chyba najbardziej na odgłos przełykania. O rany. Dokładnie to. Tylko mnie to denerwuje wyłącznie u mamy. Nie wiem dlaczego. Po prostu momentalnie tak mi skacze poziom agresji, że mogłabym ją rozszarpać. I irytuje mnie to strasznie, doprowadza do łez, bo bez powodu staję się wtedy dla niej wredna Co do EEG to miałam już jakieś kilkanaście lat temu robione, podobno bez zastrzeżeń. Jedyne, co pani neurolog mi stwierdziła kilka lat temu to nadwrażliwość nerwów obwodowych czy jakoś tak, przesadnie silne odruchy przy klasycznym badaniu młoteczkiem. Nie, to zupełnie nie to. Tu nie chodzi o jakiś wyczulony zmysł estetyki, smaku, na siorbanie, czy chrząkanie ja na przykład kompletnie nie reaguję, chce ktoś przy mnie głośno dmuchać nos, na zdrowie mu. Tu nie ma nic do rzeczy tolerancyjność, odruch o którym piszę kompletnie nie poddaje się rozumowi. Tolerancja działa okey, mój rozum przyznaje pełne prawo, ale ciało reaguje tak a nie inaczej. Witaj w klubie. Ja mam na koncie rozwalające się framugi drzwi w domu i w pracy
  16. Mam coś podobnego, ale niezupełnie lęk. Właściwie to takie nieokreślone ucucie, jakaś krzyżówka paniki z fascynacją zarazem. Do tego stopnia, że na przykład w centrach handlowych zaczęłam jeździć tylko windą, bo jazda ruchomymi schodami wiąże się z natarczywą myślą o skoku przez ich poręcz
  17. W moim przypadku to się nie sprawdza. Zasadniczo robię wiele rzeczy wciągających, problem w tym, że ilekroć na czymś mi zależy, tylekroć problem się nasila. Właściwie to kiedy się nudzę, to nie mam odpałów, najgorzej jest przed jakimś wydarzeniem na którym mi zależy, zwłaszcza jakimś wyjazdem. Kiedy w perspektywie miesiąca, czy kilku dni mam cudowne wakacje, to od razu jestem "chora" albo faktycznie chora.
  18. Ja z tego powodu doszłam do wniosku, że nie powinnam nigdy mieć dzieci. Dopóki z moją hipochondrią zmagają się tylko rodzice czy mąż, to to są dorośli ludzie, natomiast dla dziecka byłby to ciężar nie do uniesienia. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym je na takie życie skazać. A kiedy widzę, w jakiej formie jestem teraz, to nietrudno mi sobie wyobrazić, że całą ciążę spędziłabym w gabinetach lekarskich, a potem to już w ogóle nie zmrużyła oka. [Dodane po edycji:] No właśnie ja kompletnie straciłam orientację. Bo często faktycznie okazuje się, że coś sobie wynalazłam, a nieraz bywa tak, że bojąc się przed jakimś wyjazdem, że się rozchoruję i nie będę mogła jechać, to faktycznie rozkładam się z anginą czy czymś podobnym. Czy też tak macie? Że czasem choroby wcale nie są urojone, tylko faktycznie łapiecie jakieś przeziębienie albo rozstrój żołądka?
×