Siemka. Tak się już od jakiegoś czasu przymierzam, by tu napisać.
Chciałbym wylać, to co się we mnie dusi.. A może w podświadomości oczekuję słowa otuchy? Sam nie wiem.
Mam 17 lat. Od czterech lat choruję.. nie wiem na co.
Ale za nim to nastąpiło, to chlałem, ćpałem (zielsko) i bawiłem się. Masa kumpli i te sprawy.
Jakoś tak się nie fortunnie stało, (nie wnikając w szczegóły) że wszyscy moi koledzy się ode mnie odwrócili. Przyzwyczaiłem się do ich szacunku wobec mnie, bo byłem lubiany. Potem bańka prysła całkowicie, kiedy jeden z kumpli dobił mnie i zaczął mi wypominać czasy jaki, to ja byłem zły itp. STRZELIŁ W 10 - bo w tej właśnie chwili przekroczył stan krytyczny. Moja psycha nie wytrzymała.. Pamiętam, to jak dziś.
Straszny ból głowy i uczucie jakby uchodziło ze mnie życie.. Ciężar jakbym dźwigał słonia. Szok!
Od tamtej chwili, zostałem sam .. Jarałem dalej zioło. Pogłębiając się w tym stanie. Doszła derealizacja, tego jestem pewien. Choruję na śnieg optyczny. Czuję się jak we śnie, z tą różnicą, że to wszystko tak bardzo boli.
Nie wiem co mi jest. Nie mam chyba depresji. Płaczę rzadko, bo ok. raz na 2 michy. Bardziej dokucza mi, to że mi się nic nie chcę, czuję nie moc, w niczym nie widzę sensu i nic nie sprawia mi przyjemności.
Po wydarzeniu się tej całej sytuacji z kolegami. Przestałem ufać ludziom. Nie chcę z nimi nawiązywać kontaktów, boję się tego, że znów mi się może przydarzyć, to samo. Choć tak bardzo bym chciał..
Te okropne uczucie, że jestem w centrum zainteresowania. Idąc korytarzem po szkolę czuję na sobie wzrok innych, a ja kontroluję wszystkie swoje ruchy - od zgięcia nogi w kolenia, by wykonać krok, po ruchy ustami - którymi próbuję się uśmiechać, tyle że to fałszywy uśmiech. Tak naprawdę ogarnia mnie lęk.. ogromny lęk, który siedzi we mnie cały czas.. czasem nawet i w domu.
Boję się odebrać telefon, bo znów fiksuję, plączę mi się język nie potrafię złożyć zdania w kupę.
Unikam ludzi. Boję się wyjść nawet na ogródek, bo mam uczucie, że obserwują mnie sąsiedzi, a ja znów kontroluję swoje wszystkie ruchy.
Byłem u psychiatry. Brałem Sertraline (miesiąc) i Anafranil (miesiąc) .. dodatkowo Depakine. Później próbowałem sił w Rispolepcie. Nic nie działało. Na lewo załatwiłem sobie Xanax 6tabl. 1mg. Zjadłem prawie, że naraz i też nic nie dało.
Szpital. Wytrzymałem tydzień - chciałem uciec, ale mnie złapali. Potężny lęk, który mnie tam ogarnął. Skłonił moją mamę, by mnie wypisać - na moje życzenie.
Zawaliłem rok szkoły.
Dobija końcówka następnego roku szkolnego, a ja znów zawalę szkołę.
Rodzina przestała mi już wierzyć.. Nie chcę im się słuchać o moich problemach.
Biorą mnie za lenia i kłamcę. Wmawiają mi, że jestem zdrowy, tylko sobie coś wmawiam i wymyślam choroby.
Słowa mojej mamy: "Mam syna debila, no debila nie potrafi zawodówki zdać", "Wkurwiasz mnie już rozumiesz? Normalnie mnie wkurwiasz".
Ojciec nie mieszka ze mną - już nie pamiętam jak wygląda.
Siostra, myśli że ściemniam.
Babcia dołuję mnie co dzień, cały czas mówi o moim kuzynie, że gra w kosza, co chwila łazi z panienkami, jaki to on jest dobry i zdolny.. A ja nic nie robię i nic nie potrafię. Porównuję mnie do najgorszych. Obgaduję po sąsiadach - jak przechodzę obok nich wstyd mi się im spojrzeć w oczy.
Nie mamy kasy. Mama ma chyba stany depresyjne, bo toniemy w długach. W związku z tym, że już prawie mam osiemnaście lat (ale brak szkoły), matka i babka chcą bym pracował i czym prędzej zdał szkołę, bym dokładał się do budżetu domowego. Tłumaczę jej, że chcę się wyleczyć, wtedy iść do szkoły, bo tak nie daję rady. A ona to olewa, mówi że nie chcę już jej się tego słuchać.
Nie mam już sił .. Czuję, że długo tak nie wytrzymam.