Skocz do zawartości
Nerwica.com

Quest

Użytkownik
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Quest

  1. To się wczesniej nie zrozumielismy ... Ale faktycznie masz racje, problem tkwi we mnie .... i bede nad tym pracowal, obecnie pracuje nad odzyskaniem jej, i wszystko jest na dobrej drodze, powiedzialem sobie ze do 3 razy sztuka, jesli po raz kolejny ja skrzywdze, sam odejde ze schylona glowa ... tymbardziej, iz ona niczemu nie jest winna, ze we mnie tkwi taki problem .. Z jednej strony czuje, ze jestem wstanie to kontrolowac, a z drugiej sie boje ... Boje sie tego, ze znow bedzie czula sie osaczona, ze bede chcial spedzac z nia kazda chwile, czy tez rozmawiac czy sms'owac ... Tylko momentami tak sie zastanawiam, ze gdy sie poznalismy, od samego poczatku tak wlasnie bylo, widywalismy sie codziennie, rozmawialismy przez telefon godzinami, i jakos jej to nie przeszakadzalo, jakos wtedy nie czula sie osaczona ... NIe moge troche tego pojac ... Moze ja po prostu za bardzo sie angazuje, i przez to wszystko psuje ... Przykladow moglbym mnozyc, i poddac Waszej ocenie ...
  2. przekonuję się każdego dnia,że ZWIĄZEK Z DRUGĄ OSOBĄ OPARTY NA MIŁOŚCI-TO ZWIĄZEK PEŁEN AKCEPTACJI DLA TEJ DRUGIEJ OSOBY. BO MIŁOŚĆ TO AKCEPTACJA. Chodzi o to ,żeby zaakceptować drugą osobę taką jaka jest-nie próbując jej zmieniać. nie brać odpowiedzialności za postępowanie tej osoby,pozwolić być jej sobą. i zawsze wychodzić z miłośćią na przeciw problemom. jeśli jest coś nie tak między mną a moim mężem-nawet z jego winy-to podchodzę do niego,mówię o tym jak bardzo go kocham i jak bardzo chcę,żeby było między nami dobrze i ciepło. i to zawsze działa. Masz rację, z tymże, myślę ze gdyby Ona miała u mnie to wszystko zaakceptować, dostała by na głowę. Ja mam problem ze sobą, i doskonale ją rozumiem, wiesz, to jest jakby taki lęk przed odrzuceniem, każde jej zdanie słowo, zwrócenie uwagi, odbieram jako atak na mnie, że coś jej nie odpowiada we mnie, i zaczynam się bronić, odpierając atak ...
  3. NO wlasnie, bede pracowal na soba ... Tyle ze znow, jestem sam ... ((( Stwierdzila ze ja sie nie zmienie ... i ze ona nie ma sily - nie dziwie sie ... zaglaskalem kotka na smierc
  4. Dziekuje za rady, jestem ogromnie wdzieczny. ALe cos mi sie wydaje, ze to ze mna jednak cos nie tak, i to bardzo porzadnie musze miec zle w glowce. Dzisiejszy dzien kaze mi tak myslec, a nawet wczorajszy. Partnerka poinformowala mnie, ze jest przed okresem, i jest drazliwa. i czepialska, i prosila o zrozumeinie. Niestety ja nie potrafilem zrozumiec, i caly dzien byly zwarcia miedzy nami ... No masakra, wiedzialem ze ma zly dzien itp, ale kontynuowalem na sile, duszace mnie tematy ... Podle sie czuje, bo bez niej mi zle, a przy niej nie potrafie jej zrozumiec .. Widze ze znow zaczyna byc zrezygnowana, nie ma dnia zeby nie bylo jakeigos nieporozumienia, lapania za slowka z mojej stronmy, doszukiwania sie problemu itp. Nie wiem co mam robic ...
  5. Byłem w miniony piątek u psychologa. Zdecydowałem się na terapie. Na tą chwilę trudno mówić, czy coś wniosłem z tego spotkania. Z partnerką daliśmy sobie, jeszcze jedną szansę, może się uda ... Chodź momentami wątpię w to, wczoraj znów według niej się przyczepiłem się bez powodu. Ja już nie wiem czy bez powodu czy miałem powód. Wiem, że mam problem, ale też czasami przez myśl mi przechodzi, czy teraz wszystko nie będzie się sprowadzało do tego, że to moja wina, bo ja mam problem itp. Oddaje się czasowi, i losowi ... bo chyba nic więcej nie jestem wstanie zrobić.
  6. Widze ze nie jestem odosobniony w tym ... Wczoraj wlasnie zostawila mnie partnerka, z powodu ciaglych bezpodstawnych pretensji z mojej strony. Mniej wiecej cos na tej zasadzie, jak w artykule ponizej: "Witam! Mam nadzieję że zainteresuje Was mój problem i pomożecie mi. Sytuacja wygląda mniej więcej w ten sposób: jestem z Piotrkiem od 8 miesięcy. Na początku oczywiście było pięknie,a my chodziliśmy "pijani z miłości". Po 4 miesiącach, kiedy minęła ta pierwsza magia i te starania ukazywania się w jak najlepszym świetle, zaczęły się sprzeczki i kłótnie. Szybko zauważyłam że większość z nich jest z powodów bardzo błahych, a przede wszystkim - że właściwie większość to jego inicjatywa. Coraz częściej zaczęły się pojawiać sytuacje, że przyjeżdżał do mnie - ja stęskniona, czekałam od 3dni na to spotkanie, mamy dla siebie np tylko 2h - a on leżał, milczał i patrzył przed siebie, a jak pytałam o co chodzi to mówił że o nic. I ja zaczynałam się od razu martwić o czym on tak myśli,a on nigdy nie chciał mi powiedzieć. W końcu powiedziałam mu że ja rozumiem że nie musimy gadać przez całe spotkanie, bo czasami się człowiekowi po prostu nie chce, ale że jak jush musi milczeć a ja jestm obok to żeby mnie choć przytulił, żebym czuła że jest OK a on po prostu sobie myśli. W ten sposób na jakiś czas załatwiliśmy tę sprawę. Problem kłótni natomiast nie przemijał, ale tłumaczyłam to sobie tym że docieramy się i że to w końcu minie. Nadeszły wakacje. Myślałam że zwariuję. Dlaczego? Bo albo było pięknie, tak naprawdę, 10/10, albo totalnie źle bo nagle wynikała jakaś głupia sprawa, błahostka która działała na mnie jak kubeł zimnej wody. Czułam że jak tak dłużej pociągnę to nabawię się rozdwojenia jaźni, wielokrotnie miałam wrażenie że on lubi mnie martwić,że bawi się moimi uczuciami,ale kiedy tylko sytuacja poprawiała się i znowu było dobrze - od razu zapominałam o wątpliwościach. Ale nie muszę chyba wspominać jak bardzo wyczerpywało mnie to psychicznie, dodam też że zaczęliśmy się spotykać w styczniu, a w kwietniu wykryto u mnie nerwicę lękową. Wiedziałam po prostu że taki stan, przy moim zaburzonym poczuciu bezpieczeństwa, jest conajmniej toksyczny. W sierpniu miarka się przebrała, gdyż nie dość że on wymyślał jush takie irracjonalne powody do kłótni że mogłam się tylko z nich śmiać, to jeszcze znowu zaczął w ten swój dawny sposób zimno "myśleć".Chciałam zerwać. Ostrzegałam go przedtem wiele razy że te wzloty i upadki to nie dla mnie, że ja tak nie umiem żyć. Nie pomogło. Kiedy powiedziałam że to koniec on nagle się przejął, zaczął przepraszać, mówić że nie wie po co to wszystko, że chyba chciał sobie udowodnić że nie jestem jedyna i jak nie ja to inna ale zrozumiał że tylko ja i w ogóle, wyszło też na jaw pewne ważne zdarzenie z jego przeszłości: kiedy miał naście lat spotykał się z dziewczyną, której chłopak wyjechał do pracy na rok. On szybko zaprzestał tej znajomości, ale nie od razu. Natomiast widział później, jak tamten chłopak wrócił i jakby nigdy nic byli z tą dziewczyną razem...i dlatego boi się teraz zaufać dziewczynie...przekonał mnie. Postanowiłam spróbować. Ale nie jest lepiej. Za to tamto wydarzenie pozwoliło mi zauważyć taki schemat i dojść do pewnych wniosków: zauważyłam że On powodów do kłótni szuka zawsze wtedy kiedy zaczyna być między nami tak naprawdę dobrze. Wiem też że on nie potrafi tak całkiem zaufać. Poza tym potrafi jednego dnia być ze mną, mówię mu że go kocham itd a następnego pisze mi smsa że ma takie dziwne przeczucie że jush go nie kocham, że chyba nie chcę z nim być. (nie muszę chyba mówić że jest to dla mnie bolesne bo wygląda to tak jakby nie wierzył w moje słowa, albo nie wierzył we mnie). Ale do czego zmierzam: MAM WRAŻENIE ŻE KIEDY JEST NAPRAWDĘ DOBRZE TO ON ZACZYNA SIĘ BAĆ.CZEGO?? TEGO W JAKIM STOPNIU GO TO UCZUCIE WCHLANIA. ŻE TRACI KONTROLĘ,ŻE ZACZYNA SIĘ ANGAŻOWAĆ CAŁYM SOBĄ I W RAZIE GDYBY TO SIĘ POPSUŁO (OCZYWIŚCIE WINA BYŁABY MOJA) TO NIE POTRAFIŁBY SOBIE Z TYM PORADZIĆ I ZA BARDZO BY GO TO SKRZYWDZIŁO. KIEDY ON CZUJE ZE TRACI CZUJNOSC I ZACZYNA SIE ZA BARDZO ANGAZOWAC, ROSNIE JEGO LEK PRZED ZRANIENIEM, A WTEDY ZACZYNA SIE UPEWNIAC CZY GO KOCHAM, WYSZUKUJE KLOPOTY I KONCZY ROZMOWE ZE JESLI NIE CHCĘ Z NIM BYĆ TO ŻEBY MU POWIEDZIEĆ. Staram się go zrozumieć: może mu być ciężko zaufać kiedy był świadkiem tego, jak tamta dziewczyna oszukała swojego chłopaka. Próbowałam mu mówić codziennie że go kocham, liczyłam na to że może z czasem przekona się że można mi zaufać i rzuci się na tą głęboką wodę. Ale niestety, tak się nie dzieje. Jest między nami pięknie, ale jak zaczyna się robić zbyt pięknie to on znajduje jakiś pretekst żeby powiedzieć że chyba go nie kocham, że on mnie nie zmusza żebym z nim była, że jeśli nie chcę to mam mu powiedzieć.A to bardzo boli, kiedy tak bliska mi osoba mi nie ufa. Mam coraz częściej wrażenie że ten związek nie ma przyszlości, czuję że tracę cierpliwość a jednoczęśnie na samą myśl o tym że miałabym go rzucić bo on ma problem, czuję wyrzuty sumienia, bo to trochę tak jakby opuszczać człowieka bo jest np inwalidą. Nie wiem jednak jak mogę mu pomóc i czy w ogóle mogę. Wiem, że on czuje że nas niszczy, że chciałby z tym walczyć tylko nie wie jak. Proponowałam mu wizytę u pani psycholog, ale nie przyjął tego zbyt entuzjastycznie i chyba się wykręci. Ni wiem - czy mogę mu jakoś pomoć i jak? Oczywiście nie twierdzę, że ja jestem idealna bo tak by mogło z tego listu wynikać - nie jestem i zdaję sobie z tego sprawę,były też kłótnie powodowane przeze mnie, celowo jednak nie opisywałam swoich wad żeby nie przedłużać. Podsumowując: czy on kiedykolwiek będzie gotowy do dojrzałego, opierającego się na zaufaniu związku, czy ja mogę mu jakoś pomóc i czy jest sens kontynuować tę znajomość? Na marginesie dodam tylko że zaangażowanie uczuciowe z obu stron jest duże, intuicyjnie czuję że sens w takim razie jest. Tylko jak ja mam być z nim jeżeli tyle mnie to kosztuje i tak mnie to niszczy? Psycholog, u którego jestem od kwietnia na terapii powiedział mi, że to jest bardzo niebezpieczny związek, że on szuka emocji w związku a spokój i harmonia go nuży i że on doładowuje baterie takimi właśnie wzlotami i upadkami, a to mnie zniszczy psychicznie i zrujnuje moje poczucie bezpieczeństwa, które tak aktywnie sobie odbudowuję. Co ja mam zrobić??? Proszę, pomóżcie." Link: http://www.psychologia.edu.pl/index.php?dz=poradniafaq&op=opis&id=7551 Nie wiem co mam robić, zeby swój problem zlikwidować, wiem, że tkwi on we mnie ... Praktycznie wiem to odrazu po tym jak juz sie czegos uczepia, zrobie problem, ale juz zapono wtedy. Czesto udawalo sie wylagodzic sytuacje, ale ostatnio nie wytrzymala ... CHcialbym ja odzyskac
×