Hej.
Ja postanowiłam sama z tym walczyć, jako że nie mam innej opcji. W pociągu czy autobusie pomagała mi książka, ale przestała, to zaczęłam dzwonić do ludzi - też na krótką metę. Odpuściłam i skupiłam się na mniejszym celu, supermarkecie, bo bez zakupów trudno funkcjonować. Kiedy czuję, że mi słabo, zaczynam mówić sama do siebie w myślach, reagując na konkretne lęki, np mam często strach, że zwymiotuję (ta myląca gula w gardle), to sobie mówię, że przecież nigdy jeszcze nie zwymiotowałam, to tym razem też na pewno nie. Albo, że zemdleję, analogicznie. Rozglądam się po ścianach, sufitach, staram się ogarnąć na bezczela sklep i mówie sobie "to TYLKO pieprzony market, wyobraź sobie, że porywa go wichura, jesteś na zewnątrz, to tylko ściany, kupa pustaków, jak może kupa pustaków rządzić Twoimi nerwami." każdą negatywną myśl odganiam agresywnie, "no i co z tego????".
Skupienie myśli na czyms innym jest bardzo dobre, ostatnio myślalam, że nie zabrałam portfela, zaczęłam przeszukiwac ze złością torbę itd po chwili ze zdumieniem stwierdziłam, że czuję się ok, guli w gardle nie ma..., temperatura ciała jest normalna.
Gorzej w kolejkach do kasy, wtedy sprawdzam daty ważności wszystkich zakupionych produktów.
Kiedyś czytałam o technice, w której wyobrażamy sobie nasz lęk, jaki on ma kolor, i zmieniamy go w wyobraźni na inny, przeciwstawny, np czerwony - wywijamy lęk na drugą stronę, zmieniając na niebieski. Pomogło mi w kryzysowym momencie w metrze na tyle, że jakoś się odnalazłam, "wytrzeźwiałam", byłam pod wrażeniem, ale wolę nie nadużywać, zostawiam sobie na kryzysy właśnie.
Było tego więcej, ale nie moge znaleźć tej strony drugi raz w sieci...:/